Nasze polskie nieprawdy

2015-09-26 16:17

 

Za tzw. komuny wszyscy rozumieli, że w przestrzeni publicznej jedno się myśli, drugie się mówi, a trzecie się robi. Kto był w tym skuteczniejszy – lepiej sobie radził w życiu.

Kiedy owa „komuna” udała, że się rozleciała – do kanonu obowiązkowego weszła „prawda”: teraz jest inaczej, teraz każdy, a zwłaszcza osoby publiczne myślą co mówią i robią co myślą. I to jest podstawowa nieprawda, ale notka będzie bardziej dosłowna.

1.       Transformacja jest pasmem sukcesów. Kilka milionów bezrobotnych, liczniejące i pęczniejące wykluczenia, państwo w państwie, afera na aferze, marginalizacja na forum dyplomatyczno-międzynarodowym, rozmaite długi przekraczające zdolność pojmowania, poszerzający się obszar nędzy, nieudane cztery reformy, hejt w mediach i przemoc w szkołach, narkomania, niegospodarność urzędów i administracji samorządowej, liczniejące samobójstwa o podłożu ekonomicznym i społecznym, masowa przestępczość pospolita, sobiepaństwo skarbówki, policji i straży oraz windykatorów, rwactwo zastępujące-rugujące przedsiębiorczość – to wszystko nic wobec faktu, że każdy może sobie podróżować do woli i kupować z uginających się półek – o ile go stać;

2.       W Polsce panuje demokracja. Jako jej wyznacznik wskazuje się wolne wybory, zabezpieczone prawa obywatelskie i prawa człowieka, swobodę przedsiębiorczości i zrzeszania się, instancyjność i niezawisłość wymiaru sprawiedliwości, swobodę wypowiedzi. Rzecz w tym, że każdy z tych przymiotów ustrojowych można dziś łatwo podważyć, i to nie wskazując „przypadki”, ale wskazując „zasady” generujące te przypadki. Jeśli zaś mamy Konstytucję, która gwarantuje brak jakiejkolwiek odpowiedzialności parlamentarzysty wobec wyborców, a ordynacje wyborcze pozwalają na to, by listy wyborcze były redagowane arbitralnie przez przywódców kamaryl polityczno-gospodarczych – to demokracja jest raczej mitem, wyobrażeniem, niż realną właściwością ustroju;

3.       Każdy jest obywatelem i za pomocą głosu wyborczego oraz swojej aktywności decyduje o swoim losie. Nieprawdziwość tego twierdzenia jest uderzająca: siła głosu wyborczego sprowadzona jest do „wyboru partii” (pod pozorem wyboru osoby). Natomiast wszelka ludzka aktywność jest podporządkowana setkom regulacji, których nie sposób ogarnąć, a zwłaszcza nie sposób mieć je wciąż „czujne” (choć prawdą jest, że ich duża część rozpoznawalna jest intuicyjnie). Szczytem zaś bezczelności ustrojowej wobec obywatela jest takie spreparowanie samorządności (terytorialnej, biznesowej, środowiskowej), w wyniku którego wybieralne (patrz wyżej) rady i ciała kolegialne jedynie kontrasygnują działania egzekutyw, te zaś są wysuniętymi placówkami Państwa (organów, urzędów, służb), a wręcz ich mackami;

4.       Europa Środkowa jest bytem z założenia niesuwerennym. Jeśli za Europę Środkową uznać obszar, na którym działały historycznie trzy imperia (Rumelia Wschodnia, Rzeczpospolita Obojga Narodów, monarchia habsburska w tym Austro-Węgry) – to mamy do czynienia z fenomenem kilkudziesięciu narodów i etnosów, które w ostatnim stuleciu uczono, że są politycznie rozpostarte między Wschód (w domyśle: totalitaryzm sowiecki +nędza i barbarzyństwo) i Zachód (w domyśle: demokracja republikańska + dobrobyt i rynek). Nawet to, co „w domyśle” jest fałszem, niedopowiedzeniem, ale przede wszystkim wpisuje w pojęcie Zachodu dalekie USA, a przemilcza kluczowy wpływ Bliskiego Wschodu, do którego Europie Środkowej bliżej niekiedy niż do Paryża, Rzymu, Moskwy;

5.       Polska jest krajem dialogu. Nic dalszego od prawdy. Co prawda, w wielu przekrojach Polska jest co prawda  „krajem debat”, ale ich karmą są stereotypy, społeczne fobie i kulturowe nieporozumienia, zaklęte w formułę nazywaną ostatnio „hejtem”. Takie słowa, jak „postkomunizm”, „homoseksualizm”, „moher”, „wieśniactwo”, różne odmiany słowa „tajniak” – i dziesiątki innych, w tym tworzonych na nowo – są wszechobecne w „debatach” obok słów powszechnie uznanych za obraźliwe lub nieprzyzwoite. Jakąkolwiek „inność” i „odmienność” wymyśliła Opatrzność z Naturą pod rękę – u nas niezawodnie zostanie splugawione;

6.       Delfin to polski Eliot Ness. To drobiazg, ale znaczący coraz bardziej, od wczoraj znów „na czasie”. Sformował grupę „nietykalnych”, którzy awansowali w strukturach wymiaru sprawiedliwości za uczestnictwo w zmowie zmierzającej do „wykonania planu” wykrycia afer i napiętnowania „winnych”. Mam pewność – swoją prywatną – że Delfin to człowiek o paskudnym wnętrzu (hejting?) i z problemami wymagającymi terapii. Przede wszystkim mający kłopoty z tożsamością. Ta przypadłość każe mu budować się na doprowadzaniu innych do nieszczęścia z koniecznym podkreśleniem, iż to on jest panem losów ludzkich. Historia zna takich dziesiątki. Jego wciąż obecność w centrum życia politycznego jest policzkiem dla polskiej polityki i dla systemu ochrony zdrowia;

Jeśli jest kraj, w którym totalną historyczną porażkę nazywa się pasmem sukcesów, mega-neo-totalitaryzm nazywa się demokracją, obywatelstwo sprowadza się do posłuszeństwa Państwu, doprowadza się do ruiny środkowo-europejską wspólnotę, dialog społeczny zastępuje się powszechnym hejtem, a pośrodku tego bryluje człowiek niezrównoważony – to ten kraj można nazwać „naznaczonym”.