Nie do odrzucenia

2020-05-08 08:28

 

Mam mieszane uczucia w sprawie tego, co próbuje nam się wciąż wmawiać jako demokrację. Uczucia mieszane, ale już nie wstrząśnięte.

Pomijając niezliczone definicje i glosy do definicji związanych z ludowładztwem – generalnie widoczna jest od setek lat, ostatnio boleśnie widoczna, dwutorowa tendencja polityczna (polityka – sztuka skuteczności na forum publicznym):

  1. Realną władzę sprawczą w dowolnej przestrzeni publicznej mają osoby zabezpieczone materialnie, zdolne sobie podporządkować mentalnie więcej niż masę krytyczną akolitów poprzez jasno sformułowany INTERES GROMADZKI (wyjaśni się, za chwilę);
  2. Realną władzę roszczeniową (kij w szprychy) mają kamaryle polityczne zdolne nazwać po imieniu (obnażyć)  Interes Gromadzki rządzących i pokonać SPOLEGLIWOŚĆ PRZEKUPNĄ mas (wyjaśni się, też za chwilę) i przewekslować ją na konkurencyjny Interes Gromadzki;

WYJAŚNIENIA

Gromadę zwykło się pojmować w polityce jako – na co dzień rozproszone – grono niekoniecznie zorganizowane na modłę wiecową czy partyjną, ale „podminowaną” na jakimś punkcie (patrz: sformułowanie „my, strzelecka gromada” ze znanej pieśni, oznaczające przywiązanie do idei i tradycji „strzelców”, czyli szaserów, jegrów, grenadierów).  Interes Gromadzki ma w sobie coś z paramilitarności, dobrowolnej karności. Koniecznie obywatelskiej, silnie podmiotowej w swojej dobrowolności, opartej na zabezpieczeniu materialnym.

Przekupstwem politycznym zwykło się w polityce nazywać gotowość do przeredagowania własnej „racji niezłomnej” w taki sposób, aby nie ucierpiała na tym duma etosowa, dobra opinia, a jednocześnie dał się zachować atrybut zabezpieczenia materialnego (mnożnikowania zamożności). Spolegliwość Przekupna tak powoduje ludźmi, że nawet najrzetelniej udokumentowany powód do masowego społecznego niezadowolenia nie jest wystarczający wobec nadziei na chwilową poprawę własnej, indywidualnej pozycji materialnej.

 

*             *             *

Mamy więc we współczesnej polityce jasno sformułowane linie frontowe: z jednej strony zabezpieczeni materialnie „strzelcy” rozmaitego autoramentu, stojący na gruncie Interesu Gromadzkiego kondotierzy politycznych kamaryl-zakonów (kondotier - człowiek podejmujący działania w cudzej sprawie dla własnego zysku), a z drugiej strony flibustierzy-podskakiewicze, piraci żerujący na powtarzających się odruchach niezadowolenia społecznego,  próbujący wciąż od nowa zdobyć władzę roszczeniową, ale zmagający się z wciąż odradzającą się Spolegliwością Przekupną swoich „rzesz”.

Jak świat – światem, spójność Interesu Gromadzkiego i jego dynamizm oraz „wewnętrzny spokój formacji” ma zawsze na starcie przewagę kilku długości nad roszczeniowcami, burzycielami. Bo roszczenia zawsze można łatwo rozproszyć, spacyfikować: albo rzucając „drobne” w tłum (programy na modłę „plusów”), albo dokonując punktowych aktów przekupstwa (prozelityzmu politycznego). W takich chwilach pasjonarność roszczeniowa blednie i niknie.

To jest – ośmielę się zauważyć przewrotnie – elementarz zapisany w „Il Principe” Machiavellego i w dziesiątkach podobnych manuali politycznych, instrukcji robienia idiotów z ludzi szlachetnych i pryncypialnych. Na przykład ze związkowców dowolnego koloru, z ekologów, pacyfistów, genderystów, feministów, a nawet duchownych.

Jeśli już mówimy o demokracji – to podstawowym aktem prawnym strzegącym „wyniku wyborów” powinien być zakaz przenoszenia sympatii politycznych obowiązujący każdego „zwycięzcę wyborów” przez całą kadencję. Czyli likwidacja drugiej części artykułu 104 Konstytucji (Nie wiążą posłów instrukcje wyborców). Głosowali na ciebie jako rzecznika jednej sprawy – to nie wolno ci bezkarnie zmieniać poglądów na przeciwne albo „podobne”, zastąpi ciebie ktoś bardziej stabilny ideowo.

 

*             *             *

Powyższe skierowuję do tych, którzy nadal nic nie zrozumieli z tego, co się naprawdę stało z Rewolucją Francuską, Rewolucją Radziecką, Solidarnością, czy choćby z Samoobroną. Tu nikt nikogo nie zdradził. Po prostu Interes Gromadzki zabezpieczonych materialnie „strzelców” napotyka za każdym razem rzesze niezłomne, w swej niezłomności szalone – więc „sypie groszem” ku maluczkim i „przekabaca” wiecowych liderów.

Najwięcej „elektoratu” ma zawsze Spolegliwość Przekupna. Żyć przecież z czegoś trzeba, nieprawdaż…?

Spójrzcie na dziadostwo francuskiego Dyrektoriatu, na takież dziadostwo radzieckiej Nomenklatury, nie mówiąc o solidaruchach wyciągających łapska po tantiemy prywatyzacyjne czy o „mulatach” z Samoobrony. Pamięta ktoś polską próbę „indignados”, czyli Oburzonych? Jak zostanę politykiem to naplujcie mi w ryj i mówcie do mnie szmato – dało się słyszeć  estrady.

Cała lewica - też tak ma. dlatego ledwo dycha w sondażach i na ulicach.

Nie moim jest powołaniem doradzanie „totalnej opozycji” (a umiałbym tanio, he-he), ale mogę i powinienem pokazywać palcem rozmaitych „niezłomnych” polskiej lewicy, którzy są gotowi pozagryzać wilczki z własnej stajni, byle tylko uchronić się od konkurentów do ochłapów. Daruję sobie nazwiska, bo kto mnie czyta, to i tak zna moją krytykę lewicy „koncesjonowanej”, do której lgną nawet ci „niekoncesjonowani”, głodni jakiejkolwiek wiktorii, wyktoryjki, wiktorciątka.