Niech się święci

2015-04-30 06:40

 

Jest coś takiego jak Kultura. Powstaje ona na szczególnej taśmie produkcyjnej, z takich surowców jak etosy, te są mieszane, doprawiane, przypiekane i w ogóle „obrabiane”, aby ostatecznie w jakimś etosowym zestawie znaleźć się w takim albo innym „porządku”. Są etosy pracy i etosy wypoczynku. Są porządki pracy i wypoczynku. Ich tygiel stanowi kulturę, zawsze z domieszką takich fajnych rzeczy, które nie są ani pracą, ani wypoczynkiem, po prostu są.

Chrześcijanie czczą narodziny Syna. Może niektórzy z nich rzeczywiście wyobrażają sobie, że przyszedł On na świat zimową porą, w warunkach sanitarnych pozostawiających wiele do życzenia, nocą, w otoczeniu baranków i innych stworzeń, a do tego ledwo mu odcięto pępowinę, już dostał pokaźny zadatek w postaci mirry, złota i kadzidła – ówczesnych skarbów nie do pogardzenia. W każdym razie baśń o Narodzeniu to nie jest efekt źródłowych badań historycznych, tylko przekaz, który dla jednych jest zaledwie opowieścią, a dla innych – symbolem kulturowym.

Na kulturę Polską nakłada się takich baśni tysiące. Niektóre z nich przyszły z krain dalekich i egzotycznych, inne narodziły się „na miejscu” albo „po sąsiedzku”. Na przykład takie historie, jakie opowiadała Konopnicka, Orzeszkowa, Żeromski. O doli i niedoli człowieka, który najlepiej żeby nie porzucał nadziei. Myśl tę rozmaite autorytety przedstawiają po różnemu: ktoś wzywa „nie lękajcie się”, ktoś wzywa do Solidarności, ktoś jeszcze woła „nadejdzie kiedyś dzień zapłaty”. A bywa, że śpiewają „gdy naród do boju”.

Wątkiem ważnym bowiem kultury naszej jest zmaganie się szarego człowieka zarówno z wiatrami klimatycznymi i zawieruchami gospodarczymi, jak też z wichrami Historii, a także z łobuzerią, która za wszelką cenę łupi wszystkich i wszystko dookoła, dla zysku, dla satysfakcji, dla szpanu, albo żeby pokazać, że może, że o co chodzi...?

Nie my jedni przecież: łupiestwo spryciarzy wobec dobra wspólnego i wobec współbraci jest odwieczne, i odwieczne są próby organizowania się przeciw temu łupiestwu. Najgorzej jest wtedy, kiedy do łupieżców dołącza Państwo (służby, organy, urzędy, prawa) i ramię-w-ramię kamienują ekonomicznie i społecznie wszelkich szaraków. Pracujcie – szczują i judzą – bo nam brakuje na zakąskę i cygara. Jak coś zostanie – to będziecie mieli na wypłaty. Opodatkujemy wam te wypłaty, bo my akurat podatków nie płacimy, bośmy szanowni państwo, a nie prolet.

Dla tych, których współczesna szkoła więcej uczy o stajence grudniowej niż o tym, skąd się biorą (z czyjej pracy) rozmaite dobra na wystawach, krótka lekcja: spośród wielu setek poważnych protestów robotniczych na całym świecie – jednym z ważniejszych zapisanych przez historię jest dramat w Chicago, jaki miał miejsce w 1886 roku. Pierwsze dni maja stały tam pod znakiem protestów robotniczych, wspieranych przez związkowców, dziennikarzy i w ogóle szare społeczeństwo, bo upodlenie robotników było tam porównywalne z tym, co dziś mamy na „śmieciówkach” i w „szarej strefie”.

Stało się tam, że z jakiegoś powodu, podszytego narastającymi emocjami, ale przede wszystkim z powodu jawnego wsparcia udzielanego przez aparat państwowy fabrykantom i właścicielom kapitału – pokojowa manifestacja doznała najazdu policyjnego. Ofiar było dużo, a finał był taki, że grupę manifestantów skazano za to, że zginął policjant. Nie było twardych dowodów na to, jak to się stało (ofiary były przede wszystkim po stronie manifestantów) – ale sąd miał za zadanie skazać, więc skazał akurat robotników.

Międzynarodówka ludzi pracy – organizacja może mniej wtedy silna niż Międzynarodowy Fundusz Pracy, nie mówiąc już o Banku Światowym czy Międzynarodowym Funduszu Walutowym – otóż ta organizacja postanowiła – symbolicznie 1 maja – ustanowić dniem pamięci tamtych wydarzeń i zarazem Świętem Pracy.

W Polsce jakoś tak mamy, że owo święto pamięci i święto szacunku dla trudu pracowniczego ustępuje miejsca imieninom Józefa, Dniowi Flagi, rocznicy Konstytucji 3 Maja. Orzeł Może. Taka kultura, proszę państwa.

Jest jednak nas spora grupa tych, którzy baśń o robotnikach poległych w walce o godność i potem ich towarzyszach niesprawiedliwie potraktowanych w sądzie – traktują poważnie i dosłownie, mając zresztą w Polsce dobre po temu powody. To jest takie wyznanie wiary: nadejdą dni, kiedy praca będzie powodem do satysfakcji, źródłem godnego dochodu, miejscem współpracy ludzi zajętych pomnażaniem wspólnego dobra, traktowanych prawie i sprawiedliwie.

Uczestnictwo w „procesji” tego wyznania – to ważny akt kontynuatorski dla tej części kultury polskiej, która pielęgnuje i podsyca pamięć o tych, którzy – szanse mając małe – wierzyli w lepsze jutro. To nie ma nic wspólnego z rewolucjami, a przynajmniej nie przede wszystkim: to kwestia godności i sprawiedliwości. Kwestia prawa do występowania w obronie tych wartości, zwłaszcza kiedy są deptane nieludzko.

W sumieniu własnym – niezależnie od doczesnych okoliczności „za i „przeciw” – rozstrzygnijmy, czy nam po drodze z tym wyznaniem. Bo jeśli tak – to w drogę. Ja – namawiam. Bo to jest kwestia smaku.