Notatka dla strategów: zadaniowo versus systemowo

2015-11-07 19:22

 

Najbardziej mnie śmieszą, ale i niepokoją, zapowiedzi fachowców od gospodarki, że najpierw trzeba wytworzyć, potem dzielić. Przodował w tym kiedyś rząd Millera. Za parawanem tej złotej myśli – skądinąd słusznej, tylko zawierającej ukryte założenie – preparowana jest ustrojowa kapitulacja: dajmy drapieżnikom zarobić, byle spowodowali WZROST – a potem to, co pozostanie po opłaceniu im „należnego” honorarium – podzieli się sprawiedliwie.

Ukryte założenie jest takie, że owi drapieżnicy kierują się jakąkolwiek społeczną misją, że czują się na służbie u Państwa, Narodu, Ludu, Społeczeństwa. Tymczasem oni – owi drapieżcy – raz danej kontroli nad gospodarką nie oddadzą. Pięknoduchom myślącym, że oto znaleźli sposób na zaspokojenie liberalizmu i zbawienie socjalizmu – postaram się wybić z głowy złudzenie, że to jest w ogóle możliwe bezkonfliktowo.

Zacznę od tego, że ludzie dzielą się – jako uczestnicy procesu gospodarczego – na dwie „kategorie”:

1.       Zadaniowcy: lubią, kiedy im się powierza coś do wykonania, małego czy dużego, na krótko lub na dłużej. Kiedy wykonają – oczekują nagrody i poszukują coraz ambitniejszych wyzwań, kiedy się nie uda – kula ogon pod siebie i szukają nowego zadania;

2.       Etatowcy: lubią, żeby im przydzielić stabilne miejsce w przestrzeni, zakres obowiązków, gwarantowany dochód. Aktywność etatowca skupia się na tym, by utrzymać tak opisaną stabilizację, do czego służy szereg działań pozagospodarczych;

Ten podział tkwi głęboko w konstrukcji psycho-mentalnej człowieka. Znakomita większość z nas jest etatowcami, a pośród etatowców „czynnik zadaniowy” bywa tym drugim napędem aktywności.

W tej sytuacji szczytem zamierzeń zadaniowców – którzy są w oczywisty sposób bardziej pasjonarni (niezależnie od wieku czy zamożności albo płci) – jest osiągnięcie pozycji, w której kontrolują jakiś „obszar etatowy”, czyli „dzielą stołki”, mówiąc grubiańsko.

Taki „obszar etatowy” – to najczęściej sieć, struktura albo system:

1.       Sieć – to w tym wypadku zbiór niezależnych podmiotów, ale powiązanych wspólnym zawołaniem, wspólnym rodzajem działalności;

2.       Struktura – to konkretny podmiot, z oddziałami i filiami lub nawet bez: można powiedzieć, że to firma lub ugrupowanie;

3.       System – to platforma porozumienia gospodarczego oparta na identycznych odniesieniach do procedur-algorytmów zarządzanych z jakiegoś „punktu zawiadowczego”;

Więc zadaniowcy albo sami organizują „własny” obszar etatowy, albo wnikają w taki obszar i – prędzej czy później – przejmują nad nim kontrolę.

W moim najgłębszym przekonaniu dobrze funkcjonująca gospodarka powinna rugować ten rodzaj aktywności zadaniowców, który zmierza do „niekontrolowanej” kontroli nad „obszarami etatowymi”. Bowiem taka sytuacja skłania „kontrolującego” zadaniowca do tego, by przestał interesować się pomyślnością sieci-struktury-systemu, tylko korzyściami własnymi (albo grupowymi), które zdoła „odessać” z sieci-struktury-systemu. Łatwo jest „namierzyć” moment, w którym następuje przeniesienie „fokusa” menedżerskiego z pomyślności ogółu na pomyślność własną: to ten moment, kiedy zarząd sieci-struktury-systemu większość uwagi poświecą BUDŻETOWI, czyli pakietowi funduszy, które pozostają do jego dyspozycji po rozliczeniu wszystkich zobowiązań wobec pracowników, współpracowników, kontrahentów, Państwa.

Poważne potraktowanie tego, co napisałem powyżej – oznacza swoistą „nacjonalizację”, ale nie tę, którą znamy z czasów instalowania „komunizmu”, tylko taką, która pozwala „etatowcom” uczestniczyć w rzeczywistej, nie markowanej, ale też dalekiej od zwykłych roszczeń – kontroli procesów gospodarczych.

Co by to być miało konkretnie – nich Czytelnik znajdzie na moim blogu, bo tworzę na ten temat i dużo, i zawile.