O nieużytkach i pożytkach z donosicielstwa

2016-01-20 09:46

 

Niniejszą notkę redaguję długo, kilka dni. W międzyczasie odbyła się unijna debata w Strasburgu, która była „wywoływaczem” tej notki. Podczas tej debaty przedstawiciel donosicieli zdążył ogłosić, że „to nie my” parliśmy do wywnętrzania polskich spraw paskudnych na forum kontynentalne. Patrz: TUTAJ.

Debata wczorajsza stała pod znakiem tego, czego nie wypowiedziano: niech Rząd Polski przyzna, że jest paskudny, i od tego punktu możemy już po partnersku rozmawiać o wszystkim. Zaś formacja, która za sprawą głosowań wyborczych została w 2015 roku ciężko poturbowana (oczywiście, paskudnicy ogłupili elektorat, bo przecież jak wytłumaczyć negację tak wielkiego dorobku 8-lecia) – udaje, że strasburską debatę wygrała, bo jak rozumieć wypowiedź: mam nadzieję, że ta debata da do myślenia rządowi i PiS-owi.

Donosicielstwo ma trzy nieużytki, czyniące je paskudnym: podejmowane jest zawsze NA SZKODĘ czyjąś, oznacza NIESAMODZIELNOŚĆ donosiciela w sprawie, w której donosi oraz DEZINTEGRUJE społeczność, w której mają miejsce donosy.

Pedia w swojej niezgłębionej mądrości zalicza donosicielstwo do „literatury stosowanej” (obok ewangelii, kazania, dziennika, ustawy, rozporządzenia, podręcznika) i przytacza przykłady greckich Sykofantów (zawodowych donosicieli) oraz rzymskich Delatorów (denuncjatorów), a nawet zauważa, że XIX-wieczne listowniki (podręczniki pisania listów) zawierały często wzory listów donosicielskich.

Jednym słowem – donosicielstwo jest jedną z najstarszych profesji świata. I jak każda stara profesja rozpostarte jest między cnotę i grzech. Takie przezwiska, jak „gumowe ucho”, „wtyka”, „kabel”, „kapuś”, „konfident”, „judasz”, „denuncjator”, „szpicel”, „ubek”, a nawet niewinne „papla” czy „skarzypyta” – świadczą o zdrowym podejściu „mas ludowych” do zjawiska donosicielstwa.

Donosiciel ma w zasadzie trzy motywacje, występujące łącznie albo odrębnie:

1.       Pragnie zdemaskować to, co uważa za zło, ale utajone, niezauważalne;

2.       Pragnie „namieszać”, uczynić szkodę „inkryminowanej” osobie lub organizacji;

3.       Pragnie uzyskać dochód od instytucji-organu, potrzebującego donosów;

W moich oczach donosicielstwo jest przede wszystkim dowodem na bezradność donosiciela albo organizatora-stymulatora donosicielstwa. Na przykład urzędy skarbowe bardzo cenią sobie donosicieli, bo nie mają przyzwoitszych narzędzi ściągania podatków. Policje i inspekcje trzymają na smyczy kapusiów, żeby mieć „wiedzę operacyjną” i orientować się, gdzie szukać poważnych dowodów.

Donosiciel to co innego niż wywiadowca, chociaż obaj mogą uciekać się do plugastwa i paskudztwa, w postaci prowokacji albo preparowania donosów. Agentowi wywiadu „wybacza” się więcej. Najmniej – hienom w rodzaju wojennych szmalcowników.

Oczywiście, nie mam zamiaru zajmować się ani panem Kuklińskim, ani agentem Tomkiem: na ich kościach historia wypisze to, co uzna za stosowne.

Zajmuję się powodem, dla którego organy UE uruchomiły jakieś procedury wobec Polski i jej rządu. Konkretniej: uruchomili je biurokraci, którzy szukają kolejnego pretekstu (i zarazem precedensu), aby prawem kaduka rozszerzyć swoje kompetencje-uprawnienia do ingerowania w bieżące prace parlamentu i rządu państwa członkowskiego.

Może już nie wszyscy pamiętają doktora nauk prawnych, konserwatywno-liberalnego przywódcę politycznego z austriackiej Karyntii. Przez swoich przeciwników Jörg Haider był oskarżany o populizm, antysemityzm i ksenofobię oraz konflikty z mniejszością słoweńską w Karyntii. Jörg Haider był również przeciwnikiem uczestnictwa Austrii w Unii Europejskiej oraz wprowadzenia wspólnej waluty euro. Z punktu widzenia interesów europejskich był szkodnikiem, choć zachowywał się jak przeciętny polityk między Atlantykiem a Uralem.

W tym właśnie obszarze ukorzenił się paskudny zwyczaj podawania cykuty nie tym, którzy zakulisowo nagromadzają szwindel na szwindlu, intrygę na intrydze, a potem z troską martwią się, że ich „dorobek” ktoś rujnuje – tylko tych, którzy na te szwindle rzucają światło. Wtedy uruchamia się właśnie donosy: o, ten co przeciw nam występuje, to żyd, komunista, złodziej i pedał oraz „nie nasz”.

Wróćmy do dwóch wymiarów, w jakich porusza się instytucja donosu:

1.       Pierwszy wymiar dotyczy „wiedzy operacyjnej”, która służy rozmaitym „zwierzchnim” aby rozeznawać się, orientować w sprawach „podległych”. Tu warto zauważyć, że wszelka władza nie ma skrupułów przed korzystaniem ze źródeł informacji o zarządzanej przez nią „nawie”, które to źródła i dostarczane stamtąd informacje są nienajlepszej jakości, żeby się wyrazić oględnie;

2.       Drugi wymiar dotyczy „formatowania moralnego”: jeśli nie działają skutecznie mechanizmy wywiedzione ze społecznej kontroli (bezpośredniej lub poprzez społeczne rozwiązania cywilizacyjno-kulturowe) – to kształtowanie w maluczkich postaw w rodzaju „skarżypyta” nie jest właściwym kierunkiem wzmacniania kondycji obywatelskiej, a na pewno szkodzi integralności wspólnot-społeczności;

Tadeusz Zwiefka, uosobienie jadu skrytego za elegancją, wyraźnie podkreśla w rozmowie z jednym z mediów, że zainteresowanie „brukselskie” sprawami Polski „stało się poza Polakami”. Nie może też dostrzec ataków PO na PiS i zdziwiony jest, że w ogóle ktoś tak może o PO myśleć. Zawarte w słynnej broszurze informacje uważa za statystyczną manipulację i głosi, że europarlamentarzyści się w tym połapali (znaczy: skądś mają prawdziwe dane). I tak dalej. Jak na wykładowcę dziennikarstwa telewizyjnego – straszny z niego gapa. A Schetyna ogłasza, że taki akurat wynik debaty unijnej o sprawach polskich tylko przedłuża sprawę, nie mówiąc już o tym, że w sprawie mieszał Putin. No, i rząd PiS zamiast być pro-europejski – spowodował, że Polska staje się dla Unii problemem. Trzaskowski wtórując oskarża Premier(kę) o to, że wsparli ją w debacie eurosceptycy.

Ale załóżmy, że ja mu wierzę Zwiefce, bo mówi składnie i z dobra dykcją, i że obu pozostałych uważam za mężów stanu. No, to niech im ktoś zada pytań kilka:

1.       Jeśli bez żadnych donosicielskich starań polska codzienność parlamentarno-rządowa staje się w dwa miesiące po wyborach problemem dla Unii – to Polska jest ważna czy nie, bo się pogubiłem;

2.       Skoro PO nie atakuje PiS – to dlaczego wszelkie audycje medialne w formule „gadające głowy” mają tak burzliwy przebieg?

3.       Co to znaczy, że pozytywny dla Polski wynik debaty nie kończy sprawy? Zwłaszcza: dlaczego Trzaskowski kojarzy ten problem z przyznanymi już Polsce „dotacjami”?

4.       Jak to się stało, że „elektorat” dwukrotnie powalił PO na kolana, odsyłając PSL na szczaw, przy czym głosowanie parlamentarne nie pozostawiło wątpliwości co do rzeczywistych tegoż „elektoratu” zapatrywań?

Wybory wyborami, a rządy mają być po naszej stronie – zdają się Pawlakiem i Kargulem mówić zgodnie PO, .Nowocześni i ludowcy. Dla mnie to jest najpoważniejszy z możliwych sygnał, że polskie wybory wcale się jeszcze nie zakończyły. Donosiciele wszystkich opcji – szykujcie pasztety.

Na oświadczenia zranionego światowego mega-biznesu, że Polska jest w ostatnich dniach bardzo niewiarygodna w jakichś środowiskowych rankingach, na oświadczenia polityków jednej z najbardziej niedemokratycznych kamaryl (czyli UE), że Polska staje się nie po ich myśli – odpowiadam słowami sokratejskimi: wolelibyście, aby ci, co nas osądzają, mieli rację?