O Twierdzy Konstytucyjnej raz jeszcze

2015-09-08 16:26

 

Pojęcie Twierdzy Konstytucyjnej wprowadziłem ładnych kilka lat temu, wraz z takimi jak Zatrzask Lokalny czy Pentagram albo Więcierz Mętny. Najkrótsza z możliwych definicja Twierdzy to: konstelacja przepisów, norm, certyfikatów, dopuszczeń, wykładni, standardów, algorytmów, procedur, obyczajów, upoważnień, immunitetów, przywilejów – która tworzy mur pomiędzy Społeczeństwem a Państwem i daje elitom (np. Nomenklaturze, „władzy”) okazję do bezkarnego rażenia Społeczeństwa dowolnymi nieprawościami zza tego muru.

A

Dziś – o pytaniach referendalnych, pierwszy: „Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?”.

Treść pytania jest podstępna: istotą wyborów nie jest głosowanie na osoby zaprezentowane na listach zredagowanych bez wpływu obywatela. A dziś rzeczywistość jest taka, że listy wyborcze wiążąco redaguje co najwyżej kilkanaście osób (przywódcy ugrupowań politycznych), mają oni zatem wpływ przez całą kadencję na funkcjonowanie każdego, kto zamierza kandydować, czyli pełnią niekonstytucyjną władzę w Państwie. Łamie to dwa artykuły konstytucji RP:

  1. artykuł 104 pkt 1: „Posłowie są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborców”
  2. artykuł 60: „Obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach”

Jedyna dobra interpretacja jest taka: jeśli za wyborcę uznać głosującego, to znaczy, że żaden „wybraniec” nie musi (nie wolno mu wręcz) tłumaczyć się przed głosującymi z tego, co naobiecywał w kampanii wyborczej, by te głosy uzyskać. Ale też nie wolno mu „rozliczać” się ze swojej pracy po wyborze – przed rzeczywistym wyborcą, czyli przed liderem ugrupowania redagującego listy wyborcze. Z drugiej strony stawianie kandydata wobec przymusu formalnego warunkującego kandydowanie, a różnicującego pozycję wyjściową kandydatów (faktycznie musi on uzyskać  akceptację jakiegoś komitetu wyborczego, wnieść umówioną składkę, zebrać podpisy) – pozbawia wielu potencjalnych kandydatów możliwości kandydowania, mimo pozorów powszechności biernego prawa wyborczego.

B

Drugim pytaniem referendalnym było: „Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?”.

W myśl prawa powszechnie obowiązującego w Polsce – takie pytanie trzeba rozważać w kontekście dwóch  artykułów Kodeksu Karnego:

  1. art 228 § 1 Kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8
  2. art 229 § 1 Kto udziela albo obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną w związku z pełnieniem tej funkcji, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Jedyna dobra interpretacja jest taka: kto zostaje posłem lub radnym, ministrem lub burmistrzem, wójtem, prezydentem miasta, wojewodą, itd., itp. – powinien z Budżetu Państwa dostawać równowartość zarobków otrzymywanych przed wyborem-powołaniem (najlepiej z zastrzeżeniami „nie więcej niż…” oraz „nie mniej niż…”). Do zastrzeżeń nawiasowych dodałbym jeszcze możliwość fundowania kosztów pracy w ramach pełnienia funkcji, pozostających pod społeczną kontrolą, np. społeczności objętej działaniami urzędnika-funkcjonariusza. Też z limitem górnym.

C

Trzecie pytanie referendalne brzmi” „Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?”.

Pytanie dobre jak każde inne, które sprowadza się do zasady „strona słabsza procesowo wstępnie ma rację przed urzędem, organem, służbą, kontrahentem, pracodawcą”.  A na pewno stroną słabszą procesowo jest ktoś, kto nie jest „automatycznie” uzbrojony w pomoc prawną, księgową i podobną. Bez obawy o wysyp pustych oskarżeń warto, by w ustroju-systemie jako naczelny funkcjonował zapis z Kodeksu Karnego:

  1. art. 231 § 1 Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. 

Pytanie referendalne staje w ochronie przedsiębiorców prowadzących legalną działalność gospodarczą, a nękanych przez urzędy skarbowe. Tymczasem  w podobnych sytuacjach stają osoby, którym spreparowano dług i borykają się z windykacją, osoby pozbawiane mienia osobistego, w tym mieszkania i jedynych narzędzi pracy oraz atrybutów normalnego, godnego życia na skutek pułapek, które nazywam od lat „więcierzem mętnym” (więcierz – to pułapka sklecona z przepisów, procedur, oświadczeń, umów, zastawiona na ofiarę sądzącą, że zawiera partnerską umowę). Jako, że preparowaniem długów oraz sytuacji ograniczających swobody obywatelskie i ludzkie, zajmują się nie tylko funkcjonariusze publiczni – przytoczony artykuł KK warto rozszerzyć „personalnie” albo dopisać odrębny punkt, niezależnie od przepisów dotyczących oszustwa i podobnych.

 

*             *             *

Referendum 6 września miało sens, społeczny i polityczny, a w tle - gospodarczy. Kierunkowo – miały też sens pytania referendalne. Gdyby tak nie było – nie użyłby Bronisław Komorowski tego narzędzia w kampanii wyborczej.

Rzecz w tym, że kiedy narzędzie nie poskutkowało – porzucił je właściciel-autor, a domniemany adresat, czyli stronnicy Pawła Kukiza – nie potrafili tego narzędzia wyciągnąć ze śmietnika. Czyli zostali trafieni zza murów Twierdzy Konstytucyjnej. System-ustrój ma się dobrze. Czytaj TUTAJ.