Obywatel do powiatowego oberpolicjanta
Jan Herman Grodzisk Mazowiecki, 4 stycznia 2016
e-mail: jan_herman@vp.pl
Mł. Inspektor
Grzegorz Styczyński
Komendant KPP
Grodzisk Mazowiecki
Dotyczy: polityki dbania o bezpieczeństwo obywateli
Młodszy Inspektorze!
To nie jest zażalenie, skarga czy inna rozpaczliwa próba postawienia na swoim. Nie jestem pieniaczem, przynajmniej tak o sobie myślę. To jest list obywatela do „oberpolicjanta” powiatowego, w którego „rewirze” – jak widzę – nic się od lat nie zmienia.
Bezpośrednim powodem tego listu jest pismo z kierowanej przez Ciebie komendy, które właśnie odebrałem z poczty (taniej byłoby mnie wezwać telefonicznie i wręczyć na miejscu, podpowiadam: procedury tego nie zabraniają). Stoi w tym piśmie jak byk, że przestępca, żyjący z permanentnego wyłudzania pieniędzy, działający grupowo, zajmujący się dzień w dzień wysyłaniem pism podobnych do urzędowych, z wezwaniem do zapłaty i dołączonym formularzem przekazu pocztowego, adresowanych do świeżo upieczonych „przedsiębiorców”, z wykorzystaniem różnych ogłupiających i zniewalających sztuczek formalnych – otóż taki oszust-przestępca czyni wszystko legalnie, bo waszym policyjnym zdaniem „brak znamion przestępstwa”.
Macie zwyczaj kwitowania takich oświadczeń jak powyższe w następujący sposób: „pokrzywdzony nie przyjmuje do wiadomości… ze względu na emocjonalne podejście…”. To dobry zwyczaj: pozwala wam nic nie robić w sprawach, w których wam się nie chce, i zachować energię na sprawy, które wytypujecie.
Krótko: dostałem kiedyś pismo od gnojka (gnojków), których cała przedsiębiorczość sprowadza się do wysyłania oszukańczych, podstępnych pism do tysięcy „przedsiębiorców”, które są tak sformułowane, że ktoś nieostrożny zapłaci szybko, aby przejść do poważniejszych zadań. Dowcip polega na tym, że ów gnojek najwyraźniej podszywa się pod wizerunek poważnego urzędu i niemal wymusza opłatę (adresat „poczuwa się”), nie oferując nic w zamian, podając fałszywy adres swojego „urzędu”, a w rzeczywistości nie dając nikomu możliwości kontaktu ze sobą. Równie dobrze mógłby podejść do mnie na ulicy w mundurze, ale w masce, i udawać nierozpoznawalnego policjanta.
Mając niemal pewność, że nadawca pisma to oszust i wyłudzacz, pofatygowałem się pod adres wskazany w piśmie wyłudzacza (takie moje hobby). Oczywiście, jak można było przewidzieć, pod ten „wirtualny” adres przybywają liczni tacy jak ja, którzy chcą wiedzieć, czego mogą oczekiwać-wymagać za opłatę 195 złotych (jednodniowy zarobek dla kogoś, kto ma dochód większy niż płaca przeciętna). I mimo pielgrzymek – nikt nie może dotrzeć do tego przestępcy. Już to, że ktoś udaje urząd i że podstępem wyłudza seryjnie niewielkie kwoty – jest dobrym powodem do ścigania z urzędu, a przynajmniej sprawdzenia, czy odprowadza podatki, skoro taki jest „niewidzialny”.
Dlaczego się pieklę?
Sam uruchamiam biznes, który polega na „rewolwerowo” odpłatnym korzystaniu z platformy teleinformatycznej. Tyle że ja za opłatę (po wielekroć niższą) oferuję coś konkretnego i nie zamierzam się ukrywać przed „abonentami”. Więc taki gnojek psuje mi „rynek”, bo zarówno ci, co się dali oszukać, jak też ci, którzy się nie dali – będą na mnie patrzeć jak na potencjalnego oszusta. To oznacza moją konkretną szkodę. I szkodę każdego, kto działa „sieciowo”, czyli dla licznych klientów.
Wyobrażasz sobie sklep wysyłkowy, który pobiera zaliczki, ale tego sklepu w ogóle nie ma? Pewnie że sobie wyobrażasz, ale „brak znamion czynu zabronionego”.
Jeśli służba zwana Policją nie widzi w robocie tego gnojka żadnych znamion czynu zabronionego – to niech się nie zdziwi, że któregoś dnia osobiście obiję mu mordę, jako obywatel, który interweniuje przyłapawszy gnojka na gorącym uczynku wyciągania ludziom z kieszeni po 195 złotych.
* * *
Grodziska Policja ma u mnie dług. Kilka lat temu wybiegłem w niedzielne popołudnie na balkon z interwencją wobec kogoś, kto wtargnął na balkon (pierwsze piętro). Po kilku sekundach wyszło, że to strażak wezwany do pożaru, którego nie było. Szef tego strażaka zrobił ze sprawy aferę policyjno-sądową, choć wystarczyło powiedzieć: przepraszamy pana, dostaliśmy wezwanie, myśleliśmy że nikogo nie ma w domu (jest jasne, że sprawa powinna się zacząć od zapukania do drzwi, nieprawdaż?).
On (dowódca strażakó) wziął na „ambit” i najpierw wezwał policję. Policjant (patrol), nawet nie zajrzawszy na miejsce zdarzenia, oznajmił mi w drzwiach, że u mnie jest pożar. Powtarzam: nie było pożaru, co łatwo jest udowodnić nawet dziś. Ja jestem człowiek krewki, więc wytłumaczyłem policjantowi, że wsadzanie podczas rozmowy buta w szparę drzwi zdradza, że ma on mnie za przestępcę. Strażakowi zaś (dowódcy) wytłumaczyłem na konkretnych dowodach, że co chwilę popełnia oczywiste błędy w swoim „profesjonalizmie”. To wystarczyło, by po kilkunastu minutach panowie opuścili mieszkanie z zapowiedzią, że „sprawę rozstrzygnie niezawistny sąd. Powtarzam: użyto słowa „niezawistny”.
Na moje oko, jeśli obywatel wybiega na balkon do włamywacza-intruza, a potem dziwi się, że to strażak gaszący nieistniejący pożar – to moim zdaniem sprawa wymaga co najwyżej, by takiemu obywatelowi – ale i brygadzie strażackiej – powiedzieć: no, podajcie sobie ręce, niech to się nie powtórzy. Ale w tym celu obywatel powinien być cichy jak trusia. Ja nie byłem, tylko zachowywałem się jak gospodarz, któremu bez potrzeby zakłócono mir domowy.
Panowie nie próżnowali: zostałem zaocznie skazany na kilkaset złotych, na podstawie notatki urzędowej policjanta, w której trzy razy zdążył zawrzeć uwagi, iż byłem arogancki i niegrzeczny (jak dotąd nie jest to zabronione), ale ani razu nie napisał, na czym polegało moje wykroczenie. Notatka nadal jest w dokumentacji twojej komendy, młodszy inspektorze.
Zaskarżyłem, w konsekwencji, wiadomo, sprawę dostał sąd grodzki.
Przed sądem strażak się pogubił i zaprzeczył zarzutom stawianym mi we wniosku o ukaranie, a ów policjant nadal nie potrafił wskazać czynu konkretnego, który spowodował, że zostałem ukarany. Ale to nie w grodziskim sądzie, u kolesiów: zamiast sprawę umorzyć i mnie przeprosić, sąd nadal działał na moją szkodę. Podtrzymał swoją przemożną chęć nauczenia mnie moresu, tyle że zmniejszył „domiar”, popełniając przy tym kolejne przestępstwa.
Komendancie!
Strażak i policjant nie dość, że rozdmuchali drobny incydent, który nikomu nie zagrażał (miałem zarzut utrudniania – uwaga – akcji gaśniczej), to jeszcze oni i następni funkcjonariusze, w solidarnym, koleżeńskim, totumfackim uporze „pokazania kto ma rację”, niejedno wtedy popełnili przestępstwo (np. poświadczenie nieprawdy w dokumentach), bym ostatecznie miał wyrok. Sitwa, Komendancie. To były czasy Twojego poprzednika. Zmieniłeś coś?
I oto ja, ten sam obywatel, który za balkonową scysję bujał się z wymiarem sprawiedliwości kilka lat (ostatecznie sąd odpuścił komorniczą egzekucję grzywny, ośmieszając się na amen) – jestem obiektem celowego, świadomego, oszukańczego ataku wydrwigrosza, dla którego ten proceder jest sposobem na życie, rodzajem owsiakowizny – i okazuje się, że brak znamion czynu zabronionego!
Za co mam ciebie, Komendancie, karmić swoimi podatkami? Zamiast mnie chronić – wrabiacie w wyrok bez podstaw (no, sąd się też popisał, ale to jedna sitwa, nieprawdaż?), ale w odwrotnej sytuacji, zamiast mnie bronić przed oszustem – pozwalacie wydrwigroszowi dalej hulać, w dodatku opatrując go glejtem „brak czynu zabronionego”! I ja mam wam ufać? Płacić za to, że skopiecie mnie, kiedy wam przyjdzie ochota, a pogłaszczecie kogoś, kto mnie chce oskubać? Może ty i jesteś fachowiec, ale twoi podwładni chyba jeszcze nie dojrzeli do roboty policyjnej, bo nie mają ani elementarnego poczucia sprawiedliwości, ani szacunku dla kogoś, na kogo koszt żyją, dzięki przymusowo ściągniętej ze mnie daninie mają pracę i nietykalność.
Jak byś ty się czuł, gdybym wysmażył pismo jako „biznesmen” do twojej komendy, z czerwoną pieczątką wyglądającą na urzędową, z wezwaniem do uiszczenia cholera wie za co jakiejś kwoty, z użyciem w tekście kilku słów zbijających każdego z pantałyku, a samo pismo upstrzyłbym paragrafami i sygnaturami? A potem twoja księgowa – po zadekretowaniu przez jakiegoś gapę, może przez ciebie – wysłałaby mi 195 złotych? Nie byłoby czynu zabronionego. Zwłaszcza że pośród mylących, napuszonych paragrafów w moim pisemku zamieściłbym sygnaturę tego waszego pisma, które właśnie odebrałem. To dałoby mi glejt: takie wezwania do wniesienia opłaty, choć są jawnym wyłudzaniem, nie noszą zdaniem twoich zakapiorów znamion czynu zabronionego, bo twoja rodzona komenda tak twierdzi! Uda się – nie uda – spróbuję kiedyś taki numer tobie wykręcić, wtedy może zauważysz, że okradanie przedsiębiorców na drobne kwoty, ale częste – z podszywaniem się pod „oficjalność urzędową” – to jednak jest przestępstwo, a nie tylko wykroczenie, jak – nie przymierzając – scysja balkonowa. Obaj wiemy, że bywa, iż za świśnięcie batonika facet nie całkiem rozumny siedział w pierdlu, aż sami współ-osadzeni się zlitowali. Przypominam, że 195 złotych to równowartość 100 batoników, a wyłudzacz raczej na chorego umysłowo nie wygląda, więc może być sądzony i karany, a przynajmniej ścigany.
Nie ruszaj tej biednej aspirantki, która wysmażyła do mnie żałosne pismo z odmową wszczęcia dochodzenia, kompromitujące twój rewir. To twoja polityka jest powodem mojej frustracji, a nie głupota aspirantki. Zmień własną politykę. Niech twoja brygada zakapiorów dobiera się do tyłków przestępcom i łobuzom, a nie wytypowanym podskakiewiczom. Podskakiewiczostwo nie jest karane, przypominam, bo może tego już też nie wiesz. Mam obszerną policyjną kartotekę, sprawdź: 90% wpisów to moje podskakiewiczostwo. Niezły gagatek z tego Hermana, nieprawdaż?
Swoją drogą, interesuje mnie, czy poszliście „drogą pieniędzy”? To wasz elementarz: ktoś to cwaniackie konto założył, ktoś nim zarządza. Jakoś mam przekonanie, że po prostu uznaliście, iż gra niewarta świeczki. Czym wy się tam zajmujecie, młodszy inspektorze? Ja pójdę tą właśnie drogą i kiedy już obiję po pysku gnojka – napiszę wam o tym. Jemioły.
* * *
Aha, gdyby jednak przyszło wam do głowy ścigać mnie za ten „arogancki i niegrzeczny” list, w którym do szanowanego (zapewne) funkcjonariusza wagi powiatowej zwracam się na „ty” i stosuję wobec niego nacisk obywatelski – to służę swoją osobą, ale najpierw poczytajcie sobie kodeksy, ze zrozumieniem.
Jan Herman