Obywatelskie prawo do obywatelskiego Państwa

2014-09-15 07:02

 

Pojęcia obywatelstwa i demokracji urodziły się i ugruntowały przede wszystkim w tradycji europejskiej, mają „pochodzenie” helleńskie. Co prawda, dość długo, w Helladzie, Rzymie i późniejszych demokracjach, „obywatelstwo” było dobrem rzadkim, bo nie każdy mieszkaniec przestrzeni społecznej był obywatelem, a sami obywatele nie byli sobie równi co do statusu, uprawnień, swobód – ale ostatecznie uznano i zapisano w konstytucjach, że „obywatel” to właściwie każdy człowiek.

Tu pojawiła się najważniejsza przeszkoda dla demokracji, obnażająca niesprawność kulturową tego fenomenu. Bo jeśli pojmować taką formułę rządów dosłownie i zarazem poważnie – to współcześnie demokracja oznaczałaby bezwarunkowe prawo do Suwerennego Państwa dla każdej społeczności, która ma taką potrzebę.

Tego jednak byłoby już „zbyt wiele” dla „demokratów”. Dlatego – również przy walnym udziale tradycji europejskiej – ukuto pojęcie „samorządu” (samorządności), wokół którego trwają od wieków kontredanse między Państwami a politycznymi organizacjami Obywateli.

Żeby nie sięgać daleko: historyczno-cywilizacyjny pomysł, aby pojęcie „państwa” powiązać z pojęciem „narodu” od początku był zwichrowany i stosuje się go selektywnie: Tamilowie, Kurdowie, Palestyńczycy, Ślązacy, Baskowie, Szkoci, Tybetańczycy, etnosy Ameryki Południowej i Ameryki Północnej oraz Syberii – i wiele innych – mieliby dużo do powiedzenia o „stróżach demokracji”, czyli Państwach, które wcielają w siebie pod przymusem i przemocą wszystkich i wszystko. Najwięcej uciechy mam słysząc wciąż od nowa, że najpotężniejszą demokracją świata jest USA, podczas gdy jest to nosiciel wszystkiego, co jest jak najdalsze od demokracji: skłonność do wojen i generowania przewrotów na całym świecie, trwający ucisk rodowitych Amerykanów, totalna inwigilacja „obywateli”, brak poszanowania dla umów politycznych, sobiepaństwo niewybieralnych sekretnych służb, arogancja aparatu, kretyńskie przepisy prawa występujące tam w pojedynkę i stadami, pozwalające np. więzić latami ojca przytulającego dzieci albo płacić odszkodowania wystarczające na kilka pokoleń dostatniego życia za błąd lekarski. Plus takie kampanie jak maccartyzm.

Państwo zatem – zważywszy też na to, że sformułowana w „zastępstwie” idea samorządności (wzięta z gildii, cechów, organizacji, klubów, związków, stowarzyszeń, koterii) jest wciąż obiektem zakusów czyniących samorządy wysuniętymi placówkami Państwa – jest w rzeczywistości wehikułem stratyfikacji obywateli, w skali od przysłowiowego „zero procent” (pozbawianie praw obywatelskich, sądowe i pozasądowe) do równie przysłowiowego 120% (są równi i równiejsi). Jednym słowem: Państwa są wrogiem Demokracji i zamachem na Obywatelstwo, i to wrogiem przewrotnym, bowiem dopiero zarejestrowanie (się) w spisie jakiegoś Państwa jest warunkiem obywatelstwa! Samo zaś obywatelstwo w rzeczywistości oznacza 4 powinności: melduj o wszystkim co twoje, płać wszystko co nakazano, głosuj kiedy wyznaczono datę, pokornie znoś niedogodności urzędowe. Fura złota z przyprawą diamentową temu, kto mi uczenie wyjaśni, dlaczego nie jest obywatelem ktoś, kto z własnej woli lub odrzuciwszy kiepskie oferty – nie ma żadnego dowodu osobistego albo paszportu! Mówię nie tylko o uciekinierach czy nansenowskich „bezpaństwowacach”.

Oczywiście, kto mnie zna, ten wie, że dla mnie istota obywatelstwa opiera się na Swojszczyźnie (partnerskiej umowie osoby lub grupy ze społecznością lokalną), a zamiast obywatelstwa rejestrowego (PESEL, NIP, REGON, MELDUNEK) wolę obywatelstwo rzeczywiste (rozeznanie w sprawach publicznych i bezwarunkowa skłonność do czynienia ich lepszymi).

Powiadają wszystkie możliwe Państwa, że kiedy zezwolą każdemu chętnemu na autonomię lub w ogóle na separację – to się ich świat państwowy zawali i będzie, oj będzie niedobrze. Moja odpowiedź: a co to nas, obywateli, ma obchodzić? To jest taka sama odpowiedź, jaką owe Państwa dają Obywatelom, kiedy wali się (nierzadko z winy Państwa) świat obywateli, to znaczy: świat Domu, Pracy, bycia „w”, Pomyślności, Przedsiębiorczości, Zapobiegliwości, Rodziny. Wtedy te same Państwa mówią Obywatelom: a co to nas obchodzi?

Referendum – takie na przykład, jak obecnie w Szkocji – to jest w rzeczywistości pułapka dla obywateli chcących być niezależnymi, samorządnymi, autonomicznymi. Przecież kiedy nawet tak zwana większość opowie się za separacją – to i tak przez całe lata będzie uwikłana w „rozwód”. Bardziej nawet niż dotąd w „małżeństwo”.

Więcej: TUTAJ, TUTAJ, itd., itp.