Oczywiście, że kara śmierci

2016-03-16 07:56

 

Dziś będzie na temat odpowiedzialności za czyny, które się popełnia na szkodę innych, a zwłaszcza tych, których obdarza się faktycznie lub ustawowo podwyższanym zaufaniem społecznym.

Oraz o tak zwanym zamiarze ewentualnym.

Zamiar ewentualny – to w różnych doktrynach prawnych zgoda na to, że ryzyko naszych działań ponosi ten, kto jest naszym działaniem objęty. Czyli wkręcamy innych w skutki naszego działania, i jeśli „się uda” – jesteśmy autorami sukcesu, jeśli zaś „się nie uda” – szkody naprawiają wszyscy wkręceni.

Niczego wam to nie przypomina?

Przedsiębiorca podejmuje ryzykowne działania – i kiedy „wpadnie” – tnie po kosztach, czyli zwalnia ludzi, obniża im wynagrodzenia (czasami do zera). A kiedy nie „wpadnie” – zysk należy do niego.

Lekarz wykonuje eksperyment albo ryzykowną operację. Kiedy operacja się uda – jest zbawcą pacjenta. Kiedy się nie uda – wszystkie złe skutki dotyczą pacjenta.

Adwokat podejmuje się obrony oskarżonego. Ale nie gwarantuje mu niczego. Jedyne co jest pewne w stosunkach adwokata z oskarżonym – to honorarium adwokackie.

Sędziowie wydają wyroki. Kiedy dobrze rozpoznali sprawę – mają statystykę coraz lepszą. Kiedy skażą niewinnego albo chorego – niewinny lub chory ma połamane życie, sędzia się wybroni „pomyłką”.

Windykator windykuje. Czasem jawnie czyni szkodę. Zostawmy przypadki bandyckich napaści komorniczych (też w większości bezkarnych), ale ileż windykacji sieje spustoszenie większe, niż windykowany dług…?

Biegły daje ekspertyzę. Po jakimś czasie ekspertyza okazuje się nic nie wartym śmieciem. Ale poskutkowała na szkodę zainteresowanego, na korzyść jego adwersarza. Co na to biegły?

Urzędnik generuje urzędniczą decyzję. Jeśli decyzja okaże się niesprawiedliwa lub szkodliwa – cierpią ludzie, a urzędnik ma „dupochrony”.

Sportowiec bierze udział w meczu, w zawodach. Jeśli przegra uczciwie – to przegrał. Jeśli wynik „wydrukował” on sam albo arbiter – oszukany kibic może sobie pogwizdać, byle nie lżył, bo kara…

Egzaminator popełnia pomyłkę znaczącą dla losów egzaminowanego. Jeden na 100 tysięcy przypadków – to zwycięstwo ucznia-studenta nad niekompetentnym egzaminatorem.

Mediasta wmawia jakąś bzdurę gościom audycji, ale przede wszystkim czytrelnikom, słuchaczom, widzom – a kiedy wyjdzie szydło z worka – udaje, że wszystko czynił „lege artis”.

Polityk podejmuje (oczywiście, zbiorowo) decyzję, która od zarania pachnie szwindlem, a po jakimś czasie nie pachnie, tylko się takim okazuje.

Polska – to kraj „państw w państwie”. Profesji podwyższonego zaufania (faktycznego i ustawowego) jest w Polsce bez liku: nauczyciele, bankowcy, urzędnicy, adwokaci, sędziowie, politycy, policjanci, lekarze, duchowni, naukowcy, strażacy, dziennikarze, skarbownicy, celnicy, itd., itp..

Przedstawiciele dowolnej z tych profesji mają w systemie prawnym kilka „praw szczególnych”:

1.       Ich racja korzysta z „domniemania słuszności” (czyli braku racji u „tych drugich”);

2.       Ich wina rozkłada się na urząd, organ, służbę, mechanizm ustrojowy, grono decyzyjne;

3.       W sytuacjach ostrej sprzeczności racji dysponują środkami przymusu lub uprawnieniem szczególnym;

4.       Jako osoby są chronione, czasem immunitetem, czasem formułą „funkcjonariusz w akcji”;

5.       Zrzeszeni są w środowiska (najczęściej formalne), które pełnią rolę „sądów wewnętrznych”;

6.       „Sądy wewnętrzne” są tak ustrojowo sytuowane, że praktycznie są ponad prawem;

7.       Środowiska stają na uszach, aby ofiara ich „konfratra” nie poniosła odpowiedzialności;

Mam na myśli takie ewidentne przypadki, jakich co dzień media przynoszą dziesiątki. Pacjent umiera na stole operacyjnym, bo przez kwadrans nie było w szpitalu prądu, komornik zagarnia mienie kogoś nie wplątanego w dług, choć dobrze wie, że windykuje nie to i nie temu. Wymiar sprawiedliwości. Sportowcy przyłapani na dopingu nie zwracają ani zarobionej kasy, ani dni swojej chwały, ani satysfakcji kibicom. Politycy przerywają sobie w mediach wzajemnie przerzucając się winą za poczynione ustawami szkody, więcej: trwają przy tym, że czynili dobro! Człowiek za kradzież wartą 500 złotych siedzi 8 lat w psychiatryku bez wyroku. Inny – niepełnosprawny na umyśle – za kradzież batonika ostatecznie odsiaduje kilka tygodni. Bankowcy i ubezpieczyciele oraz akwizytorzy wciskają ludziom kolorowy kit, a potem liczą zyski, naigrywając się z naiwnych „nabywców”. Wymiar sprawiedliwości surowo karze ludzi, którzy – nie mając pomocy policji, o którą błagali – ostatecznie sami w amoku wymierzają sprawiedliwość komuś, kto poważnie zagrażał ich rodzinom i mieniu. Urzędnicy i skarbownicy rujnują czyjś biznes, a potem udają, że „to nie ja, to okoliczności”.

Pisałem już kilkakrotnie o tym, jak zawracałem Januszowi Piechocińskiemu głowę konceptem „rozrachunku”, który polegałby na następującym podejściu do działań polityków:

1.       Jeśli wygłosiłeś expose, czyli zawarłeś umowę ze społeczeństwem za pośrednictwem Parlamentu – to odpowiadasz za to przynajmniej na gruncie cywilno-prawnym (podobnie powinno się rozliczać kampanie wyborcze);

2.       Jeśli współ-głosowałeś za przepisem, który okazał się szkodliwy społecznie i gospodarczo – bezwarunkowo eliminujesz się z grona „decydentów kolegialnych (parlament, rada samorządowa, rada biznesowa, zarząd);

3.       Jeśli – pełniąc funkcję wykonawczą lub rozjemczą – narobiłeś szkody, to eliminujesz się przynajmniej czasowo z pełnienia podobnych funkcji;

Pisałem też całkiem niedawno na temat pomysłu, w ramach którego sądom da się możliwość dawania kary więzienia krótkoterminowego. Zmodyfikowałem ten pomysł w ten sposób, że osoby zaufania publicznego, jeśli okaże się, że działały na szkodę, to – bez zawieszenia kary i bez utraty (za pierwszym razem) uprawnień zawodowych – idą na tydzień „siedzieć”, co daje im czas na przemyślenia.

Podstawą ustroju-systemu w Polsce jest obecnie bezkarność osób funkcyjnych, pełniących zawody podwyższonego społecznego zaufania. Bezkarność polegająca na  „wyłączeniu” spod powszechnie obowiązującego prawa i oddanie „rozjemstwa” środowiskowym „sądom wewnętrznym”.

Zanim tej patologii ustrojowej nie zlikwidujemy jakimś prostym mechanizmem rozpostartym między literę prawa a zbiorowe poczucie elementarnej sprawiedliwości (np. instancją odwoławczą wobec wyroku „tydzień” – mógłby być samorządowy (swojszczyźniany werdykt referendalny) – to nie ma co zabierać się za Konstytucję czy ordynacje wyborcze.