Odkrywanie samorządności i obywatelskości
W sprawie tytułowej to, co nam dobrze wychodzi, to wmawianie sobie, że jesteśmy obywatelami i na pewno jesteśmy samorządni z krwi i kości.
Właśnie dobiega końca „konferencja”, zorganizowana w centrum warszawy przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Jej tytuł i myśl przewodnia: „DECYDUJMY RAZEM, udział społeczności lokalnych w podejmowaniu decyzji publicznych”.
„Za stołem” zasiedli i perorowali kwieciście (podkreślam: o samorządności):
1. Olgierd Dziekoński, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP;
2. Krzysztof Więckiewicz, Dyrektor Departamentu Pozytku Publicznego, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej;
3. Magdalena Kopczyńska-Zych, Zastępca Dyrektora Departamentu Mecenatu Państwa, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego;
4. Robert Choma, Prezydent Miasta Przemyśla;
5. Marcin Stopa, Unia Metropolii Polskich, sekretarz Miasta Rzeszowa;
6. dr hab. Wojciech Łukowski, Uniwersytet Warszawski;
7. Jakub Wygnański, Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” (znany bardziej jako współtwórca Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych i jego prezes, należał też do założycieli Stowarzyszenia Klon/Jawor, Fundacji Bez względu na Niepogodę, organizował również Bank Danych o Organizacjach Pozarządowych);
Moderator: Jacek Żakowski
Bo trzeba Tobie, Czytelniku, wiedzieć, że przymiotniki „niezależny”, „samorządny”, „suwerenny”, „autonomiczny”, „podmiotowy” – już się nieco zużyły i poobcierały, teraz tematem dnia, znakiem czasu, jest prześliczne słowo PARTYCYPACJA.
Oczywiście, najwięcej na ten temat wiedzą „odgórni”, wymienieni powyżej (podpowiadam: to było szyderstwo).
Ktoś z moich komentatorów lubi zakpić, kiedy piszę w stylu „a nie mówiłem”. Zatem zwłaszcza tego komentatora odsyłam do pojęcia „ordynacja sołtysowska” (wpisz w googlarkę). Pojęcie to wymyśliłem ja, Jan Herman, i używam go do opisania rzeczywistości, która nie jest anarchistyczna, ale a maksymalnie wielu sprawach obywa się bez wyalienowanego, władczego, pożądliwego, inwigilującego Państwa.taka rzeczywistość jest możliwa, choć jak dotąd nieobecna.
Wspominam o tym, bo obok takich korzyści z „konferencji” jak kolejna ekologiczna torba, takiż długopis i ekologiczne (owocowe) jadło – dostały mi się do ręki wydawnictwa rozmaite.
Są to wydawnictwa przełomowe. Nigdy dotąd nie znajdowałem na ministerialnych „konferencjach” takich tytułów jak:
„Decydujmy razem z korzyścią dla wszystkich” (broszura)
„Partycypacja społeczna – warunek czy bariera dobrego rządzenia?” (broszura)
„Kapitał społeczny w teorii i w środowisku lokalnym” (rozdział broszury)
„Obywatel, niewolnik, zwierzoczłekoobywatel?” (tytuły w roczniku naukowym)
„Prawo a partycypacja publiczna” (krytyczne eseje w broszurze ISP)
„Udział obywateli w tworzeniu polityk publicznych” (przykłady praktyk w Europie)
„Upaństwowienie sektora obywatelskiego – czy realne zagrożenie?” (analiza krytyczna, kwartalnik)
Na każdy z tych tematów wypowiadałem się wielokrotnie wystarczająco dawno, by podpiąć się pod „a nie mówiłem”. W dodatku odkrycia autorów, powoli wpasowywanych w tzw. mainstream, są już dawno obecne w internecie z moim podpisem.
Oczywiście, ani nie wyciągam, ani nie wyciągnę ręki po tantiemy, w dodatku bardzo mnie cieszy, że „odgórni” i „mainstreamowi” zaczynają myśleć „po mojemu”, choć widzę, że jak zwykle parę ładują w gwizdek.
Podpowiadam „odgórnym” dalsze kroki:
A. Obywatel to taki ktoś, kto ma rozeznanie w sprawach publicznych i chęć ich ulepszania, poprawiania, poprzez rozmaite niezależne inicjatywy;
B. Państwo (aparat, system, układ) ma w niedobrym zwyczaju tłumić wszelką obywatelskość, bo „produkuje” ona różnorodność, nie dająca się dobrze i sprawnie kontrolować, ogarniać, opodatkować, dyscyplinować;
C. Państwo jako fenomen wyczerpało już niemal swoją kreatywność, a nawet zdolność wspierania wszystkiego, co publiczne, staje się sępem i łupieżcą, unika wszelkiej odpowiedzialności, skłania się ku celebrze i kamarylom-koteriom;
D. Samorządność to wiecznie tyglący się ruch obywatelski, a nie klienckie, podnóżkowe „organizacje pozarządowe” (czytaj: kluby stałych beneficjentów dotacji rozmaitych i układzików, kuźnie kadr urzędniczych);
E. Istotą obywatelstwa jest „gospodarzenie” przez wspólnoty lokalne swoimi sprawami, a nie „służenie” aparatowi państwowemu oraz jego janczarom i władykom;
No, wierzę, że powoli zaczynamy się rozumieć.