Ostatnie doniesienie z Krzyżowej

2015-03-15 05:53

 

Dobiegł końca maraton, podczas którego w międzynarodowym, kilkujęzycznym gronie tworzyliśmy pod sufitem sali obrad obłok rozmaitych pojęć, pomysłów, konceptów, racji, idei – aby z nich sobie potem czerpać, kiedy odeśpimy zmęczenie i od nowa sobie przemyślimy dyskutowane sprawy.

Zapytany – jako panelista – o wrażenia, wymieniłem cztery racje, które się przewijały i „utkwiły”:

1.       Ukraina ma wielki potencjał (dobra naturalne, dziedzictwo, kulturę), który – niewykorzystany w pełni i niekoniecznie właściwie – bywa dla Ukrainy utrapieniem (bo i skąd się jej obecna sytuacja wzięła, jak z niewykorzystania, przez co jest łakomym kąskiem?);

2.       Reformy ukraińskie – jakiekolwiek by nie były – potrzebują ukraińskich przede wszystkim rąk (program prezydencki, program 2020, program rządowy zwany „Lodołamaczem”): Polacy, Niemcy i ktokolwiek pragnie pomóc – niech raczej czuje sie podpowiadaczem, niech ostrzega przed błędami, które sam popełni (patrz: polska transformacja) – a nie liderem ukraińskich zmian;

3.       Wojna-wojną, ale reformować trzeba, może nawet teraz jest czas najlepszy, póki puzzle są rozsypane, nie trzeba ich na siłę rozrywać, jak to w Polsce miało miejsce u zarania Transformacji;

4.       Polska – tradycyjnie niemal bezinteresownie – gotowa jest wciąż i wciąż wspierać Ukrainę w jej poszukiwaniach tożsamości i dostatku;

Było jeszcze kilka idei, co do których nie znaleziono wspólnego podsumowania: co to za wojna (moim zdaniem rosyjsko-amerykańska), zbroić czy nie zbroić Ukrainę, czy Merkel z Obama są rusocentryczni, na czym polega „russkij mir” a do tego Smuta (i ile ich było), dlaczego tę wojne nazywa się walka z terrorem.

Na sali byli filozofowie, ekonomiści, politologowie, przedsiębiorcy, artyści, samorządowcy, aktywiści pozarządowi, eksperci-doradcy. Kilkanaścioro z nich – to osoby powszechnie znane: Zbigniew Bujak (ostatnio zachęca Polskę do interwencji wojskowej), Marcin Święcicki (patronuje pracom nad ukraińską samorządnością), Kazimierz Wóycicki (komentator spraw politycznych, w tym ukraińskich).

Ze swojej strony prezentowałem pogląd, że wojna – jakakolwiek ona jest (a jest wojną amerykańsko-rosyjską) – nie jest żadnym sposobem w sprawach ukraińskich. Wszelkie o niej rozważania – choć może praktyczne – prowadzą donikąd. Podobno w otoczeniu Obamy padło: jeśli jeszcze chwilę będziesz myslał nad dozbrojeniem Ukrainy lub nie – to za pół roku nie będzie czego reformować. Ot, agitacja wojenna chwyta się każdej retoryki.

W panelu podsumowującym wróciłem do kilku myśli, wygłoszonych wcześniej, a przede wszystkim do poglądu, że o ustroju gospodarczym Ukrainy decyduje Oligarchia (ludzie ekstra-majętni, operujący w obszarze funduszy (eksploatujący prywatnie publiczne dobra ukraińskie, z zyskiem niepojętym): to ona dyktuje Państwu, co ma czynić z legislacją i rozwiązaniami bieżącymi. Nie ma zaś takiego prawa w Ukrainie, które jakoś dotyczyłoby samych oligarchów. Bo suweren jest poza prawem, ponad nim. Bizancjum.

W Polsce jest prawie na odwrót: oligarchowie są – mimo wszystko – podporządkowani prawu i nieraz doświadczają od niego nieprzyjemności. Tyle że nie są oligarchami w sensie ukraińskim, a stanowią całkiem nasz, swojski Pentagram: mega-biznes, mega-gangi, mega-media, mega-polityka, mega-służby. Skoligacone ze sobą, skleszczone. Budujące dla siebie Twierdzę Konstytucyjną (zbiór immunitetów, tajemnic, prerogatyw, itp., które chronią swoich, a spoza tego muru można razić „maluczkich” dowolnie), instalujące Więcierze Mętne (pułapki na frajerów, złożone z przepisów, procedur, algorytmów, drobnych druczków, niedopowiedzeń).

Tak czy owak, niezależnie kto jest na wierzchu – między Państwem a Oligarchią (Pentagramem) mamy do czynienia z korupcją, w wyniku której bogaci obrastają w fundusze, a Nomenklatura ma sie dostatnio.

Dopiero poniżej tak pojętego establishmentu mamy Przedsiębiorczość: na Ukrainie jest ona „cieniowana” (kto smaruje ten jedzie), w Polsce jest tożsama z Samoorganizacją, np. izbami, cechami, organizacjami pozarządowymi. W tę sferę w Ukrainie wkracza „rekiet” (płacony nomenklaturze za cokolwiek), a w Polsce „lobbing” uprawiany przez rwactwo dojutrkowe (nieukorzeniony środowiskowo biznes, w formule „skubnij i zmykaj”). Rekiet i rwactwo dojutrkowe wyniszczają rzeczywistą przedsiębiorczość (ukorzenione środowiskowo branie na swoje ryzyko i swój rachunek zaspokajanie potrzeb społecznych). Tak czy owak jest tu miejsce na Rynek, czyli konkurencję, różnorodność, odnawialne szanse. Partnerem na tym rynku dla przedsiębiorców jest naturalna żywotność ekonomiczna, czyli szarzy, zapobiegliwi, chcący żyć ludzie: tych się zatrudnia, tym się sprzedaje.

Powyższy opis nie pozostawia wyboru wszelkim „pomagaczom” zbawiającym Ukrainę: umowy międzypaństwowe tracą sens, choć warto je zawierać dla zachowania fasadowej formy: polski ustrój gospodarczy definiuje Państwo (to też nie jest taka fajna sprawa), a na Ukrainie – Oligarchia. Pomoc powinna być kierowana bezpośrednio do przedsiębiorców, czyli tam, gdzie rozbuduje rynek, by nie została przejedzona po próżnicy albo przepoczwarzona.

Popatrzmy – z perspektywy kraju doświadczonego – na polską Transformację. Poza niewątpliwą dynamiką gospodarczą przyniosła ona mnóstwo patologii wcześniej nieznanych w Polsce. Utraciliśmy kontrolę nad wyborem paradygmatów, w tym gospodarczych: wyborów za nas dokonuje Unia, podając kwoty, kontyngenty, definiując fundusze pomocowe, a swój w tym udział ma USA, zachęcając nas skutecznie do „szerzenia wolności” po całym świecie, nawet tam, gdzie sami nigdy byśmy na taki pomysł nie wpadli. Rozpleniło sie u nas rwactwo, które wypiera rzeczywistą przedsiębiorczość, samo się każe przedsiębiorczością nazywać. Zdegenerował się cały obszar budżetowy (patrz: zabezpieczenia społeczne, opieka zdrowotna, edukacja, nauka, obszary wykluczeń społecznych), a i tak rośnie bez opamietania zadłużenie Państwa, organów terytorialnych, gospodarstw domowych. Państwo oddaje swoje prerogatywy (nierzadko podstępem wyłudzone od Ludności) – państwom obcym. Tak zwane samorządy są w rzeczywistości wysuniętymi placówkami rządu-państwa.

Czy to wszystko chcemy koniecznie sprzedać Ukrainie?

Formuła „Europa karmi – Ameryka strzeże”, którą Ukraina przyjęła ostatnio, jest Polsce dobrze znana i nieźle doświadczona. Europa nie karmi, tylko tuczy na swoje potrzeby (gospodarcze). Ameryka nie strzeże, tylko gromadzi janczarów do swoich szalonych planów militarnych.

 

*             *             *

Mój życiorys zawiera takie elementy, jak edukacja w dziedzinie matematycznych modeli ekonomicznych (ekonometria), ponad dwudziestoletnie prace w dziedzinie funduszy wsparcia (np. unijnych), doświadczenie w robieniu biznesu w krajach byłego ZSRR (Wilno, Tallinn, Leningrad, Moskwa, Kijów, itd.). Skoro zatem w ramach izby gospodarczej przygotowuję rozmaite „zarodniki” pobudzające przedsiębiorczość – najprawdopodobniej wiem co robię i co mają zdziałać owe zarodniki. Wymieńmy niektóre:

1.       Podczas konferencji wiele mówiono o potrzebie wsparcia rozwiązań dla ukraińskiego rolnictwa i przetwórstwa spozywczego: proszę bardzo, projekt Agro-Coop-Academia jest juz dalece zaawansowany i wkrótce zaowocuje konkretnym podmiotem przenoszącym na Ukraine idee grup producenckich, ośrodków doradztwa rolniczego, zakładów doskonalenia zawodowego, kółek rolniczych i „POM”-ów: nie są to wszystko sprawy obce Ukrainie, ale polskie doświadczenia na tym polu są całkiem atrakcyjne i Ukraina ma dziś tu posuchę;

2.       Mniej się mówi o bezpieczeństwie (ryzyku) transakcyjnym. Raczej o rekiecie, który nazywa się tu, w Krzyżowej, nie wiedzieć czemu – korupcją. Korupcja to jest między Państwem a Oligarchią (Pentagramem), a „na dole” urzędnicy i funkcjonariusze łupią ludzi rekietem i ciągłymi zmianami warunków handlowych. Na ten rekiet proponuję też sposób, darujmy sobie szczegóły, wdrożony będzie w kilka miesięcy;

3.       Migracja zarobkowa – to temat znany nawet Januszowi Piechocińskiemu, który woli ostrzegać w tej sprawie przed Armagedonem, zamiast szukać rozwiązań. My szukamy, jesteśmy na etapie zamiany koncepcji ogólnych na konkretną inżynierię rozwiązań prawnych i finansowych;

4.       Nie bez sensu jest też – w ramach izby gospodarczej łączącej największe, najludniejsze, najbardziej zasobne kraje regionu – konferencja środkowo-europejska, krocząca poprzez stare uniwersytety Środkowej Europy: najpierw Lwów, potem Kraków, Wilno, Budapeszt, Wiedeń, Praga. Bo warto zapytać, dlaczego wciąż szukamy – tu, w Europie Środkowej – arbitrów i mecenasów albo w Moskwie, albo w Brukseli/Paryżu/Berlinie/Londynie, albo w Waszyngtonie. Trwa to stulecia całe, z nienajlepszym skutkiem;

 

*             *             *

Nie mamy czasu na telewizję, ale docierają do nas informacje o dziwnych sprawach kremlowskich z ostatnich kilkudziesięciu godzin. Może gadamy na próżno?

Bycie w Krzyżowej – zwłaszcza dla mnie, który tu jestem po raz pierwszy – to bycie w środku sprawy magicznej (Paweł Kowal mówił o micie): to tu kraje zwaśnione od tysiąclecia potrafiły „zrobić misia”. No, w tym sensie jest Krzyżowa ważnym punktem Europy Środkowej, zwłaszcza jeśli mówimy o stanie stosunków Ukrainy z sąsiadami. Wszystkimi sąsiadami.

O nabytej książce „Odrzucić kłamstwo” – pisałem. Teraz przede mną droga powrotna. Lektura jak najbardziej się przyda.