Państwo w gorączce

2014-07-04 09:28

 

To nie jest chyba polonocentryzm, kiedy twierdzę, że Państwo o wdzięcznej nazwie Rzeczpospolita Polska doświadcza Kraj, którym zarządza, i Ludność, którą przygarnęło, spektakularnym, niepowtarzalnym eksperymentem. Innym niż państwo rosyjskie, sudańskie, chińskie, amerykańskie i pozostałe niewiele mające wspólnego z noszonymi na rękach wyobrażeniami o demokracji. Innym – ale równie natarczywie dolegliwym. Opartym na udręce, nieżyciowości, utrapieniu.

Zwykłem ubierać to w mądralińskie słowa: państwo polskie wyczerpało swoje możliwości efektywnego i przyjaznego zarządzania sprawami publicznymi.

Przeciętnemu rozmówcy Państwo kojarzy się z Urzędem, Organem, Służbą, Rządem, Przepisem, Procedurą, Biurokracją, Władzą, Przymusem, Przemocą. Każde z tych słów – to w potocznym rozumieniu koszt materialny (podatek, opłata, cło, mandat, grzywna, wpisowe, wejściowe) albo osobisty (ograniczenie swobód, konieczność wykonywania działań niechcianych).

Szarak, nawet jeśli nie jest soczystym Obywatelem, rozeznanym w sprawach publicznych i gotowym czynić je lepszymi – to ma w nich zakotwiczenie racjonalne: jeśli już MUSZĘ – to niechże to ma jakiś nie-abstrakcyjny skutek dla mnie, skutek pozytywny. I tu pojawia się podstawowy, kluczowy problem polityczny Polski: Państwo, pod rządem którego większość ma przekonanie, że bez niego (bez Państwa) poradziłaby sobie w życiu lepiej niż z nim (z Państwem). Takie Państwo jest nielegalne: nie ma racjonalnego uzasadnienia dla jego funkcjonowania.

Historycznym, ustrojowo-systemowym uzasadnieniem (usprawiedliwieniem?) najrozmaitszych regulacji jest ich „właściwość mnożnikująca”, którą można prostym językiem zapisać: daj złotówkę, tak jak dają inni, tę masę złotówek zamienimy w mechanizm lub obiekt, który średnio każdemu z was przyniesie dwie, trzy, cztery, może więcej złotówek.

I oto, na naszych polskich oczach, mamy do czynienia z procesem odwrotnym: koszty funkcjonowania Państwa (jeszcze raz: materialne, ale i osobiste w postaci ograniczenia swobód) rosną piramidalnie, a jego zdolność do mnożnikowania naszych działań – maleje. Dawno już nastąpiło owo pierwsze paradoksalne odwrócenie (koszty wszystkiego co państwowe przekroczyły pozytywne efekty społeczne) oraz drugie paradoksalne odwrócenie (efekty społeczne działania Państwa są ujemne). Umie ktoś wyobrazić sobie mniej korzystny bilans?

Nakładają się na to dwie globalne-historyczne tendencje:

  1. Budżety – stają się na całym świecie oczkiem w głowie, stoją w centrum zainteresowania wszelkiej Władzy: rządzących nie interesuje rozwój gospodarczy czy społeczny, aby z rosnącej puli móc odcinać rosnące tantiemy – tylko same tantiemy, nawet jeśli „nie ma z czego pobierać”, przy czym duża część Budżetu jest wbrew pozorom niejawna, a tzw. fundusze „pozabudżetowe” rozrastają się;
  2. Państwo Stricte (armia, policje, służby, kontrole, sądy, dyplomacja, bank centralny) „kręci” Państwem Adekwatnym (resorty merytoryczne, np. kultura, gospodarka, rolnictwo, budownictwo, sport, zdrowie, ale też samorządy podporządkowane Państwu): kręci nim jak ogon psem, przy czym całkiem „niedemokratycznie” działa w międzypaństwowej sieci nieznanej bliżej nikomu;

Wszystko to razem (zanik mnożnikowania, priorytet dla budżetów, wszechmoc Państwa Stricte) składa się na powszechną negację Państwa jako aparatu pomocnego Obywatelowi i rodzi postawy anty-obywatelskie, które właśnie – teraz to obserwujemy w Polsce – przechodzą z postaci biernej (słaby udział w wyborach, postawa MY-ONI, podejrzliwość wobec Władzy) do postaci czynnej (samoorganizacja, petycje, inicjatywy prawodawcze).

Owa postać czynna też jest dwojaka: jak dotąd mocniej widać postawy roszczeniowe niż konstruktywne. Ćwierćwiecze Transformacji poczyniło bowiem wielkie spustoszenie w obywatelstwie. Ktoś, kto stał się „homo sacer” (człowiekiem zniewolonym) albo wręcz „L’uomo senza contenuto” (człowiek bez zawartości, który nie ma nic do powiedzenia, nawet sobie) – ma trudności z konstruktywną samoorganizacją, nawet jeśli jest świadom uciemiężenia, jakie niesie doświadczany przezeń system-ustrój.

Na palcach jednej ręki można policzyć uciążliwe dla człowieka i kosztowne „odwrotności”, jakie niesie Rzeczpospolita Polska swoimi regulacjami. Tyle, że Ludność nasza liczy 38 mln zarejestrowanych obywateli i kilka milionów nie zarejestrowanych. Trzeba być naprawdę „żadnym”, żeby nie mieć w pamięci kilku sytuacji, w których Państwo wbrew wszystkiemu zaszkodziło obywatelowi. A to oznacza, że co dnia spotykamy się z wrogim Obywatelowi Państwem, które do tego wystawia ciemiężonym obywatelom rachunek, niekoniecznie u Sowy, bo bywają i droższe „faktury”.

Częsty jest argument, że przecież powstają nowe drogi, obiekty, instalacje, poszerza się asortyment tego co w ofercie. W odpowiedzi trzeba zapytać: po pierwsze, czy to zasługa Państwa, a po drugie, czy pogłębiające się wykluczenia nie blokują przypadkiem większości z nas realnego dostępu do tej oferty?

Doprawdy, niecnoty, plugastwa i podłości Władzy są bardziej widoczne nie dlatego, że są łatwe do namierzenia (otóż nie, Władza je skrywa i maskuje oraz odwraca kota ogonem), tylko dlatego, że ich masa poraża.

Ja – na przykład – proponuję Państwo Równoległe (TUTAJ). A Ty?