Palikoteria

2012-04-26 04:38

 

/niniejsza notka jest pytaniem do ugrupowania politycznego RP/

 

Wyobraźmy sobie koterię. W Polsce nastąpiła moda na nazywanie koterii imieniem jej założyciela. Zatem Palikoteria.

 

Palikoteria zamierza zostać Palikamarylą. Chce z pozycji gracza politycznego przejść do pozycji zarządcy politycznego.

 

Dla mnie ważnym pytaniem jest, czy Palikoteria zamierza – czy może jednak „ma zlecenie” na to, by stać się Palikamarylą.

 

Bo wyobraźmy sobie, że na świecie funkcjonuje takich koterii 20 tysięcy, z czego 467 pozostaje pod niekłamanym urokiem jakiejś mega-koterii, mega-struktury. Obie liczby są z sufitu, nie dopytujcie. Ale fakt, że duża liczba koterii jest „zorganizowana” w strefy wpływu – jest niewątpliwy.

 

Zastrzegając się, iż nie znam się na Polityce Wielkich Manipulacji, przepisuję tutaj z Pedii kilkanaście nazwisk:

  • Zbigniew Brzeziński – współzałożyciel Trilateral Commission
  • Jerzy Baczyński – redaktor naczelny tygodnika "Polityka"
  • Marek Belka – prezes NBP
  • Jerzy Koźmiński – wiceprzewodniczącego Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
  • Andrzej Olechowski – współzałożyciel Platformy Obywatelskiej, były Minister Spraw Zagranicznych i były Minister Finansów
  • Janusz Palikot (były członek)
  • Wanda Rapaczyńska (od 2002) – współwłaścicielka spółki wydawniczej Agora
  • Zbigniew Wróbel – prezes PKN Orlen (były członek)
  • Tomasz Sielicki – wiceprezes Sygnity, prezes Polskiego Związku Szachowego
  • Sławomir Sikora – Prezes Zarządu CitiBank Handlowy
  • Jerzy Sito – poeta, tłumacz (były członek)
  • o. Maciej Zięba OP (były członek)

Namawiam, by ci, których zdążyłem zaintrygować, zainteresowali się biografiami tego koleżeństwa. Zadaniami powierzanymi im nie wiadomo skąd, i to nie w drodze wyborów, tylko w drodze „rekomendacji”. Cała lista nazwisk obejmuje niemal wszystkie kraje znaczące w świecie albo położone w znaczących punktach globu. Kilkaset nazwisk. Duże kilkaset. W jednym towarzystwie ludzi słuchającym się nawzajem z uwagą i gotowych sobie służyć uprzejmościami tam, gdzie coś mogą. Podpowiadam, że to nie jest inicjatywa typu Czerwony Krzyż albo Friends of the Earth International, czy Mensa International, ani nawet Greeenpeace albo Harley Owners Group.

 

Zaryzykuję stwierdzenie, że towarzystwo to nigdy nie spotkało się na jednym wspólnym posiedzeniu. Ale działa „wspólnie i w porozumieniu”. Wyjaśnię na przykładzie rozpowszechnianego przeze mnie pojęcia Zatrzask Lokalny (Czytelniku, zamień sobie poniżej słowo „lokalny” na „globalny”).

 

Zatrzask Lokalny – to niepisane, a nawet niezorganizowane porozumienie miejscowych organów, urzędów, służb, agend, funkcjonariuszy, urzędników, plenipotentów, itd., itp., polegające na tym, że w wyniku współpracy codziennej oraz podobnego usytuowania w strukturze polityczno-samorządowo-państwowej w konkretnych sprawach rozumieją się one „w lot”, bez wdawania się w szczegóły i bez konieczności werbalizowania intencji oraz ocen. Nawet nie muszą się znać osobiście, wystarczy, że rozpoznają się po „zapachu władzy”. Profesor Andrzej Zybertowicz definiuje to w swoich pracach jako Układ, Profesor Jadwiga Staniszkis zaś – jako Dyktat Mocy (inercja władzy).

 

Zatrzask Lokalny – to skamieniała, obezwładniająca, dusząca atmosfera z tych „wszystko już poustawiane, wszystkie fuchy porozdawane, wszystkie szemrane interesy zaklepane”, która przydusza lokalne społeczności do ziemi. Przeciętny mieszkaniec dzielnicy, gminy, powiatu – doskonale się orientuje, po nazwiskach i nazwach, kto w czym „miesza”, z kim coś można załatwić, komu nie należy się narażać, do kogo iść ze sprawą i z „kieszonkowym”. Jest to układ (zatrzask) tak przemożny, tak alienujący, że nawet ci, którzy zachowują się naturalnie, czyli „podskakują”, są przez wykastrowany z obywatelstwa „ogół” traktowani z dystansem, jako ci, którzy mogą „na nas” sprowadzić niebezpieczeństwo.

 

Nawet zakładając, że nowoczesne systemy prawne na świecie są klarowne i spójne (a wcale tak nie jest, począwszy od różnych Konstytucji, poprzez gry rozmaitych kamaryl, skończywszy na radosnej twórczości normotwórczej na „samych dołach” i na prawie powielaczowym) – to ą one tylko powierzchownością, fasadą nie ujmującą w żadne ramy życia pozaformalnego, kipiącego pod „suknem” prawa, rozmaitych demokracji itp.

 

Zatrzask Lokalny sam z siebie nie jest wadą życia publicznego (choć wskazany nie jest): to dobrze, że osoby „oddelegowane i upoważnione” do funkcjonowania w aparacie zarządzającym Krajem i Ludnością umieją zespolić się duchowo i funkcjonalnie, własną zapobiegliwością i aktywnością nienormowaną zapełniając luki systemu prawnego i wyrównując jego nierówności. Kiedy jednak ważnym elementem zespalającym Zatrzask Lokalny jest Pogarda wobec Ludności, objawiająca się arbitralnością, „gestami władzy”, poczuciem wyższości, lekceważeniem „szaraków”, stronniczością, skłonnością do „skrótów” naruszających zasady sprawiedliwości, pozwalającą „zawiesić na kołku” deontologię, utylitaryzm i charytonikę, dającą „swoim” bezwarunkowe „fory”, wyzwalającą niezdrowy solidaryzm środowisk „odgórnych”, dającą „swoim” ciche przyzwolenie na sobiepaństwo, a nawet wyzysk (nie tylko materialny), przyznającą „z automatu” rację „swoim” w dowolnym konflikcie, sprzyjającą „okopywaniu” się tak pojętej Władzy przed jakimikolwiek „pretensjami” obywateli, sprzyjającą pozaprawnemu pacyfikowaniu odruchów obywatelskich poprzez dobierane nieuczciwie tajemnice, procedury, normy, standardy, interpretacje, przepisy – wtedy Zatrzask Lokalny okazuje się ewidentnym złem. (chyba ten akapit już gdzieś napisałem)

 

To właśnie dlatego Zatrzask Lokalny – choć sam z siebie mógłby nawet stanowić „wartość dodaną” np. Administracji – jest nosicielem patologii, jest zatem niepożądany.

 

W drobnych sprawach, których jedyną „istotną cechą” jest konflikt „swojego” z obywatelem (albo małego państewka z dużym), okazuje się, że nie wystarczy „naiwnie” odwołać się do sytuacyjnych oczywistości dotyczących zdarzeń i decyzji, tylko trzeba od razu nastawić się na to, że w owej drobnej sprawie Władza użyje całej potęgi Zatrzasku Lokalnego (a na poziomie globalnym: całej potęgi Megastruktury i jej „przełożeń osobowych” w poszczególnych krajach).

 

Tylko w ten sposób umiem logicznie wytłumaczyć liczne absurdy mające miejsce w polityce, np. takie, że prowincjonalna impreza sportowa trwająca dwa tygodnie może zajmować rządowi uwagę przez lat kilka jako kluczowy element polityki.

 

 

*             *             *

W notce Ziobro Czarzastego napisałem, że może i Palikot gra – jako nowa twarz pewnego „lokalnego” środowiska opiniotwórczego – dalekorzędną rolę, ale stolik, przy którym siedzi – jest tak wielki, że jego noga mogłaby przydusić każdy polski „produkt polityczny”, a nawet wywołać poważny kryzys.

 

Opisany wyżej Zatrzask Globalny działa powoli i nieprzypadkowo, podobnie jak inne podobne zatrzaski. Kiedy już uruchomiło się Palikoterię (oczywiście, nie odmawiam Palikotowi własnej, twórczej, autorskiej inicjatywy), to ni stąd, ni z owąd pojawią się różne bardziej lub mniej niezrozumiałe „przypadki” wspierające Palikota, zupełnie tak samo jak w teorii chaosu, która powiada, że trzepotanie motyla w Amazonii może wywołać tajfun w Polinezji.

 

Tyle, że to nie będzie żaden przypadek, i żaden chaos.

 

 A szaracy sobie klikają myszkami i zippują pilotem, porwani tym, co im mediaści wciskają do głów. Czasem dają się wpuścić w jakieś kampanie lustracyjne, jakby to było „na temat”.