Pełzająca kontrrewolucja

2014-11-26 10:46

 

Wyjaśniam: kiedy mówię o rewolucji – to mówi ę o przemianach instytucjonalnych (ustrojowych) prowadzących do emancypacji, i to utrwalonej, „dziedzicznej”. Kiedy zaś mówię o kontrrewolucji – to mówię o dyskryminacjach, wykluczeniach, uprzywilejowaniach, monopolach, gettach.

W 1933 roku w Bielsku-Białej przybył na świat Żyd, Jurek Huppert, zwany w domu Uri. Ojca „wzięło” gestapo w 1942, on z matką przetrwał. Po wojnie handlował we Wrocławiu, w latach 50-tych wyjechał do Izraela, gdzie skończył prawo. Pełnił – jak podaje Pedia – funkcje w administracji państwowej, jednocześnie wykładał w Cleveland (Ohio) i komentuje wydarzenia polityczne dla BBC.

Na pchlim targu nabyłem jego książki „Izrael. Rabini i heretycy” oraz „Izrael w cieniu fundamentalizmów”. Tę drugą książkę czytam i oczom nie wierzę. Człowiek doświadczony przez nazizm potrafi dostrzec , że i jego ziomkowie narzucają swoje ortodoksje innym ziomkom, nie dość starozakonnym. Prawie 200 stron książki – to długa lista pełzającej ortodoksji, która zwraca się przede wszystkim (!!!) przeciw Żydom nie dość ortodoksyjnym oraz zupełnie bezbożnym. Do tego stopnia, że na przestrzeni kilkudziesięciu lat – skrupulatnie dokumentowanych przez Uriego-Jerzego – powstało w Izraelu państwo równoległe, religijne, fundamentalistyczne, a poprzez miliony drobnych okoliczności codziennych wypiera ono z życia publicznego państwo świeckie, demokratyczne. Mam być szczery, to do dziś pojmowałem syjonizm jako synonim „starozakonności”. Właśnie mi to mija.

Poniżej – moje własne spostrzeżenia dotyczące Polski, pisane jednak „alfabetem Uriego”.

Kościół – to dogmat (wiara), prorok (wspólnota) i hierarchia (organizacja). Może to nie jest najlepsza definicja, zwłaszcza że pasuje do niej nie tylko tych kilkadziesiąt religii obecnych w Polsce, ale też niektóre partie polityczne, a nawet fenomen zwany „wymiarem sprawiedliwości” czy media-rozgłośnie.

Jedną z moich wiodących zasad życiowych jest: możesz oczekiwać ode mnie, że wesprę ciebie, abyś swoje poglądy mógł głosić otwarcie bez obawy o cokolwiek, ale przepędzę precz, jeśli te poglądy będziesz chciał narzucić wszystkim w postaci obowiązującego prawa.

Otóż widzę co najmniej jeden wojujący ze świeckością kościół, widzę co najmniej jedną fundamentalistyczną partię, widzę też to co zdążyło przyswoić sobie przydomek „państwo w państwie”. Krok po kroku tak ukonstytuowaną plemienność narzucają one „niewiernym”, wychodząc z ciekawego skądinąd założenia, że – w odróżnieniu od tych „niewiernych” – są nieomylni-nieomylne.

Stefan Bratkowski, 80-letni już dziś nestor dziennikarstwa i roztropności,  książkę tę opatrzył przedmową, a w niej pisze: „to swoiste ostrzeżenie, adresowane do wszystkich skrajnych odłamów kultur religijnych, które nie potrafią pogodzić się z normalnością współczesnego prawa i zasadami tolerancji (ja to ujmuję: wybacz drugiemu, że nie jest tak doskonały jak ty – JH), ostrzeżenie adresowane również do wszystkich państw i społeczeństw, które nie potrafią upilnować w pełni praw człowieka i obywatela, jak je ujął Międzynarodowy Traktat Praw Obywatelskich (Osobistych) i Politycznych z roku 1966”[1].

Czyż można mądrzej? Uri-Jerzy przez jakiś czas prezesował Lidze do Walki z Przymusem Religijnym. No, obywatel, po prostu…

 



[1]  (często używany skrót MPPOiP) – traktat uchwalony w wyniku konferencji ONZ w Nowym Jorku, na mocy rezolucji Zgromadzenia Ogólnego nr 2200A (XXI) z 16 grudnia 1966 roku. Wszedł w życie 23 marca 1976 roku. Obok Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych zakłada podstawowe prawa i wolności człowieka oraz zobowiązania Państwa wobec obywateli. Posiada wiążący charakter prawny, w przeciwieństwie do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku;