Per analogiam. Polska Wallenrodem stoi?

2013-05-04 11:17

 

Uświadomiłem sobie, że na szczytach gier politycznych coraz częściej pojawiają się ludzie, którzy się pryncypialnie nie zgadzają z propagowaną linią. Cokolwiek to znaczy. Właściwie wiadomo, że znaczy to przetasowania przed nadchodzącą falą wyborów.

Ostatnim z medialnych tuzów nie zgadzających się z wodzem jest Jarosław Gowin. Okazuje się – i to po kilkunastu miesiącach ministrowania – że on się po prostu pryncypialnie nie zgadza ideologicznie z tym, co prezentuje Donald Twitter. Odkrył karty w wywiadzie tuż po zdymisjonowaniu go.

Przedostatnim z tych, co się pryncypialnie nie zgadzają, okazał się Ryszard Kalisz, który w dodatku pogubił proporcje i ogłaszał, że to Miller się z nim nie zgadza, pryncypialnie zresztą. A on sam zgadza się i ze statutem, i z linią partii, która jednak w tej interpretacji pryncypialnie się z nim nie zgodziła. Pogubiliście się? Kalisz też!

Wcześniej dał wyraz swojej pryncypialnej niezgodzie Waldemar Pawlak, który na tyle nie zgadza się z linią prezentowaną przez nowego szefa PSL, że samowolnie, wbrew woli nowego szefa, złożył dymisję z funkcji rządowej, co nie przeszkadza mu nadal kontrolować interesy związane (pozasystemowo) z Ministerstwem Gospodarki i kilkoma środowiskami pozarządowymi. Wróci ochotniczo gasić pożar (dziś dzień Floriana, patrona strażaków), który pod stołkiem Janusza Piechocińskiego podpalają wszyscy totumfaccy Pawlaka.

Jeszcze wcześniej wyraz swojej pryncypialnej niezgodzie dał Delfin, który do czasu schizmy służył wiernie Prezesowi jako jego główny przyboczny i kto tam wie jako kto jeszcze. Zresztą, u Prezesa wciąż ktoś trzaska drzwiami: jak nie Kluzik-Rostkowska, to Ludwik Dorn.

Pamiętam, jak pryncypialnie nie zgodził się z polityką SLD ówczesny Marszałek Sejmu, Marek Borowski. A skoro już jesteśmy przy marszałkach, nie mogę wyjść ze zdumienia, że Wicemarszałkinią Sejmu jest Wanda Nowicka, reprezentująca w Sejmie nikogo, choć ma za sobą silne środowisko pozaparlamentarne. Bezpartyjny fachowiec?

Nie inaczej postąpił nieżyjący brat Prezesa: pryncypialnie nie godził się ze swoim rodzonym Premierem z pozycji – nomen-omen – Ministra Sprawiedliwości.

Wielu jest takich, którzy już-już mają się pryncypialnie nie zgodzić – ale w porę odzyskują pion i kulą uszy po sobie. Czy ogon kulą, nie wiem już, jak to jest.

Świat polityki – drużynowo, choć każdy po swojemu – powolutku przechodzi na pozycje pryncypialnej niezgody na system, na ustrój, który ci sami politycy pieczołowicie murowali. Tak dalej być nie może – powiadają głosami łączącymi się zwolna w kakofoniczny chór. Trzeba zmienić to i to, najlepiej Konstytucję. Najwięcej o zmianach w Konstytucji mówi(ło) się przy okazji świętowania rocznicy Konstytucji.

No, to wszystko aż prosi o porównanie ze Spartakusem, który święci swoje tryumfy w którejś z telewizji: „Tyś niewolnik, jedyna broń niewolników jest zdrada” – ten werset usunął carski cenzor z pierwotnej wersji mickiewiczowskiego „Konrada Wallenroda”. Wszyscy wymienieni wyżej – a ich przykład niesie się chyba po całej Nomenklaturze – wierzyli w najlepsze intencje swoich wodzów, szli za nimi w ciemno na chwałę Rzeczpospolitej, gotowi byli na różne „ten-teges”, bo widzieli tędy drogę ku lepszemu. Powoli odkrywali, że „nie o take Polske”, i odtąd żyli w głębokim ukryciu, robiąc usłużnie co wódz każe, ale pryncypialnie się z nim nie zgadzając. Dusili się potem w kleszczach (odkrywszy, jak bezecny i przewrotny jest wódz), między honorem i najwyższą racją, aż w końcu wybrali: dość już zaprzaństwa, dość drużynnictwa, dość służby złej sprawie, trzeba pożenić honor i rację najwyższą.

Powiem wam, co myślę o takim wallenrodyzmie. Nie trzeba w polityce być ani lwem, ani lisem, jak proponuje Machiavelli, podobno protoplasta autorów „teorii szlachetnej zdrady” (patrz: dzieło „Il principe”, 1513). Wystarczy zwykła ludzka przyzwoitość, do tego dosłowne przestrzeganie tekstu ślubowania: „Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”.

W ogóle od polityka wymaga się, by miał kilka cech niezbywalnych, oprócz przyzwoitości są to: prawdomówność, najwyższa próba obywatelstwa, roztropność, rozumność, duch społecznikowski, wierna służba wyborcom. Na tym tle znaczący jest brak postulatu zmiany art. 104 Konstytucji (mowa o drugiej części artykułu, o zdaniu: „Nie wiążą – posłów – instrukcje wyborców”). Pozwala to parlamentarzystom na bezczelność, polegającą na wciskaniu elektoratowi kitu w czasie przed-wyborczym, aby wypiąć się na ten elektorat z dniem wybrania. I nie przeszkadza oddawać się natychmiast pod ścisły instruktaż wodzów partyjnych (kluby i koła poselskie), niekiedy nawet nie będących kolegami-parlamentarzystami (jak to ma miejsce w przypadku byłego Delfina).

Tylko ktoś całkiem naiwny, albo gimnazjalista zdający ustnie relację z wiedzy podręcznikowej, uwierzy w to, że parlamentarzystom nic innego w głowie, tylko dobro Narodu, Ojczyzny i Kraju, a nie własne pozycjonowanie, ku swojej całkiem prywatnej chwale. Ten też wymiar mają wszelkie „szlachetne zdrady”.

Ja się pryncypialnie nie zgadzam z masowymi rejteradami i zmianami barw politycznych, którym nie towarzyszy ponowne poddanie się weryfikacji wyborców. Każdy ma prawo zmienić poglądy i towarzystwo, w którym się obraca, ale wtedy powinien zapytać wyborców, czy mają podobny pogląd. Polskie „wybory” (cudzysłów zamierzony i znaczący), np. parlamentarne, nie polegają na wybieraniu osób dla ich nadprzeciętnych cech, tylko na wybieraniu partyjnych kamaryl i koterii poprzez stawianie krzyżyków przy wytypowanych przez partie osobach. Stoi to w pryncypialnej niezgodzie z Konstytucją,  z pierwszą częścią artykułu 104: „Posłowie są przedstawicielami Narodu”. Otóż nie da się na gruncie Konstytucji wywieść twierdzenia, kuriozalnego przecież, że parlamentarzyści są przedstawicielami Narodu reprezentowanego przez partie polityczne, to zaś oznacza, że zarówno Ordynacja Wyborcza, jak też Regulamin Sejmu są sprzeczne z Konstytucją. Warto zastanowić się, czy „wybory” dokonane w sposób niekonstytucyjny nie są przypadkiem z mocy prawa nieważne, a także, czy postanowienia Parlamentu powzięte w trybie „klubowej dyscypliny głosowania” mają moc prawną.

No, ale ciemny lud kupuje na pniu każdy towar, nawet ten zapleśniały, zjełczały, nadgniły, spróchniały, cuchnący z daleka stołkowatyzmem.