Po amerykańsku

2012-11-07 20:06

 

Z demokracją jest najprawdopodobniej jak ze wszystkim: nie jest ona nikomu dana raz na zawsze i w najlepszym z możliwych wariantów, ale tylko „się staje”. Inaczej możnaby powiedzieć, że żaden z istniejących lub byłych systemów-ustrojów nawet nie siedział obok demokracji. Się rozumiemy?

Macham teraz ręką ku Ameryce, zwanej największą demokracją na świecie, a może w historii. Pozdrawiam, gratuluję i życzę.

Życzę aby choć jeden z 50 milionów ludzi nie mających tam ubezpieczenia zdrowotnego – zasiadł w Kongresie jako ich rzecznik, albo choćby dostał fuchę w Białym Domu, gdzie mógłby na co dzień podpowiadać Husseinowi, co robić, by ich wyciągnąć z kanałów burzowych i innych podziemi.

Życzę, aby w kraju, w którym nie przedawnia się większość przestępstw, rozliczono (niekoniecznie zakończywszy wyrokami śmierci) zbrodnię, która łączyła w sobie zalety bezwizowego ruchu ku Ameryce i agencji pośrednictwa pracy, a polegała na wyłapywaniu czarnuchów w afrykańskim buszu i zatrudnianiu ich u osadników Południa.

Życzę, aby podobne rozliczenie nastąpiło w sprawie pogwałcenia wszelkich norm cywilizacyjnych w stosunku do tzw. Indian, polegających na wywłaszczeniu tych wspólnot z ziemi, odebraniu im środków do życia, a następnie wolności, na masowych mordach, na łamaniu formalnych umów gospodarczych i politycznych.

Życzę, aby kilkadziesiąt milionów Amerykanów, którzy są rugowani poza nawias definiowany „God bless America”, miało rzeczywistą możliwość powrotu do stanu równości szans edukacyjnych, politycznych, dostępu do dóbr kultury i do ich podmiotowego tworzenia.

Życzę, aby rozliczono – nie tylko księgowo – rzeczywisty proces polityczno-gospodarczy, nazywany potocznie „wojną”, a który zaliczył już kilka poważnych przedsięwzięć, takich jak Korea, Wietnam, Irak, Afganistam, plus kilka preparowanych zamachów stanu w różnych częściach świata.

W powyższe żądanie włączam sprawę inwigilacji i mordów opartych na technikach kosmicznych i lotniczych (drony), na technikach manipulacji socjologicznych używanych na całym świecie, na tworzeniu poza USA enklaw bezprawia (najbardziej znana – Guantanamo).

I jeszcze drenaż całego świata z rozwiązań technologicznych, z intelektu i inteligencji.

Konstytucja amerykańska uchodzi za pierwszą w świecie z tych demokratycznych. Przypomnę zatem, że najlepsze pod tym względem konstytucje powstawały „nakładem” sił politycznych stojących w opozycji wobec przemożności i niesprawiedliwości zagrożeń ze strony „obcych”, w oparciu o dalekowzroczne idee i ambicje wykształconych twórców. Do takich należał Pyłyp Orłyk, Pasquale Paoli, James Madison i przywódcy polskiego-szlacheckiego Sejmu Czteroletniego na czele ze Stanisławem Małachowskim.

1711 rok. Pacta et Constitutiones legum libertatumqe Exercitus Zaporoviensis – redaktorem tejże jest „przyboczny” Mazepy, Pyłyp Orłyk, pochodzenia czeskiego, wychowany tam gdzie dziś Białoruś leży. W czasie redagowania tej Konstytucji obaj byli emigrantami-banitami.

Lata 1755–1769. Republika Korsykańska – państwo istniejące na Korsyce w dobie powstania przeciwko panowaniu genueńskiemu. Filippo Antonio Pasquale di Paoli, przywódca powstania, autoryzuje bardzo demokratyczna konstytucje korsykańską.

17 września 1787. Constitution of the United States of America. Pierwotny projekt Konstytucji przygotował James Madison z Wirginii. Ustrojem tu zaproponowanym zachwycił się np. Alexis de Toqueville.

3 maja 1791 roku. Konstytucja 3 maja (właściwie Ustawa Rządowa z dnia 3 maja). Została zaprojektowana w celu zlikwidowania obecnych od dawna wad systemu politycznego Rzeczypospolitej Obojga Narodów i jej złotej wolności. Wprowadzono ją nieco podstępem, siłami Sejmu Czteroletniego, pod wodzą Marszałka Stanisława Małachowskiego herbu Nałęcz.

Znawcy tematu powiadają, że konstytucja kozacka i korsykańska „się nie liczą”, bo nie zostały wprowadzone w życie codzienne. No, to ja się pytam, czy Sejm Czteroletni doprowadził swoje dzieło do końca?

Pytam też: czy Ameryka rzeczywiście przestrzega od początku swojej własnej Konstytucji?

Abraham Lincoln dopiero w potrzebie, 22 IX 1862, wydał tzw. "wstępną proklamację o wyzwoleniu niewolników”. Ustawa ta jedynie "groziła” abolicją niewolników bez odszkodowania na obszarach zbuntowanych, jeżeli do końca roku rebelianci nie wrócą na łono Unii. Uzupełnienie aktu proklamacji z 1 I 1863 znosiło niewolnictwo w 10 zbuntowanych stanach, bez odszkodowania. Ostatecznie niewolnictwo zostało zniesione na terytorium całego kraju na mocy XIII Poprawki do konstytucji USA z XII 1865. Ale do dziś nie oznacza to pełnej emancypacji „czarnych”.

Prawa wyborcze kobiet najwcześniej w Stanach Zjednoczonych wprowadzono w 1868, na terytorium stanu Wyoming, zaś w całym kraju w roku 1869, w różnej formule prawnej. Prawo kobiet w USA do pełnoprawnego udziału w wyborach wprowadziła ostatecznie 19 poprawka do konstytucji w 1920 r. Brzmi ona: „Obywatele Stanów Zjednoczonych nie mogą być pozbawieni prawa wyborczego ani też prawo to nie może być ograniczone przez Stany Zjednoczone ani przez żaden stan z powodu płci. Kongres będzie miał prawo wprowadzenia tego artykułu w życie drogą właściwego ustawodawstwa”. W USA przez długi czas jedynym miejscem, gdzie od 1837 mogły studiować kobiety było kolegium w Mount Holyoke.

Najbardziej „pod górkę” mają w swej odwiecznej ojczyźnie tzw. Indianie amerykańscy. O ile „importowanych” Murzynów i ich potomków traktowano długo jako podludzi, o tyle Indianie zawsze robili za „nikogo”. Ich pozycji w systemie-ustroju (oczywiście, demokratycznym) przez ponad stulecie nie regulowano inaczej jak wykładniami Sądu Najwyższego. W 1871 roku USA zaprzestały zawierania traktatów z plemionami Indian Ameryki Północnej (czyli traktowania ich jak podmiotów prawa międzynarodowego), zawierając odtąd z indiańskimi wodzami jedynie umowy niższego rzędu, a jednocześnie nie uznając Indian za obywateli USA. W 1887 roku tzw. ustawa Dawesa rozpoczęła niszczący dla niezależności i samowystarczalności indiańskich plemion proces podziału wspólnych ziem plemiennych na indywidualne działki i przejmowania większości "nadwyżek ziem" (ang. surplus land) przez państwo (które sprzedawało je następnie osadnikom i korporacjom). Ostatecznie Kongres wprowadził  18 czerwca 1934 roku Ustawę o reorganizacji Indian (ang. Indian Reorganization Act, IRA, zwaną też Wheeler-Howard Act) – na mocy której „ucywilizowano”, ale jednocześnie utrwalono status Indian jako tzw. narodów zależnych.

Najśmieszniej brzmią dwie idee Wheeler-Howard Act. Po pierwsze, zdefiniowano pojęcia „Indianie”, „plemię” i „dorosły Indianin”. Po drugie, upoważniono indiańskie plemiona do występowania do departamentu spraw wewnętrznych z wnioskami o rejestrację i oficjalne uznanie.

Jeśli kogoś dziwi, że te trzy sprawy – i niemało innych – poruszam w XXI-wszym wieku, kiedy już wszyscy „zainteresowani” pogodzili się z losem – to przypomnę: USA nadal jest stawiana w szkołach i podręczników połowy świata za wzór rozwiązań demokratycznych.