PO(równania) imć Pana Trzaskowskiego
Podczas ostatniej wizyty Prezydenta Warszawy u Prezydenta Rzeczpospolitej miała ponoć miejsce rozmowa, w której ten, który przegrał kampanię wytykał temu, który wygrał, że WALKA BYŁA NIERÓWNA (a przecież demokratyczność wyborów polega wszak między innymi na tym, że są RÓWNE).
/zastrzeżenie dla myślących odruchami, a mnie znających słabo: za niniejszy tekst nie dostaję tantiem od przeciwników Trzaskowskiego, napisałem go w odruchu obywatelskim/
Potwierdzam: głosowania o charakterze plebiscytu, powszechnie znane jako polskie wybory prezydenckie AD 2020 – były nierówne. W takich wyborach ma wprawę pan Trzaskowski, którego lubię nazywać Wranglerem, bo jest taki wiecznie młody, zdolny, nowoczesny i tupeciarski.
Już o tym pisałem, ale przypomnę, cytując Pedię:
Wrangler – w ten sposób określani są najlepsi studenci na Uniwersytecie Cambridge. Najlepszy z najlepszych nazywany jest Senior Wrangler. Dla kontrastu najsłabszy ze studentów, któremu udało się zdać egzamin to „wooden spoin” (w tłumaczeniu drewniana łyżka). W Stanach Zjednoczonych słowo wrangler oznacza kowboja, człowieka opiekującego się końmi (to elegancka definicja: w rzeczywistości to pastuch z obowiązkami majster-klepki, złotej rączki i przybocznego łobuza w drużynie właściciela stada).
W roku 2018, w dniu 21 października, miały miejsce głosowania w batalii o funkcję Prezydenta Warszawy. W szranki stanęło ok. 30 komitetów wyborczych, w tym Komitet Wyborczy Dra Mateusza Piskorskiego. Cechą wyróżniającą kandydaturę Mateusza Piskorskiego spośród innych było to, że… Mateusz siedział wtedy w długoletnim areszcie pod dętym zarzutem szpiegostwa. Kandydował „z pierdla” jako oczywista ofiara inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu, a siedział „na zlecenie” służb amerykańskich wspieranych przez wice-amerykańskie służby ukraińskie. Czyli siedział w ramach wojny globalnej USA z Chinami, gdzie wrogiem zastępczym była Rosja.
Mieliśmy (kierowałem KWW Mateusza Piskorskiego) wiele nagranych kamerą oświadczeń Mateusza, że zgadza się (chce) kandydować. Mieliśmy – uzyskany drogą „via adwokat” – pisemny dokument potwierdzający wolę Mateusza kandydowania w kampanii prezydencko-warszawskiej. Ale oficjalnej zgody Mateusza, złożonej jako formalnie wymagany dokument – nie było, bo nie wolno nam było wnieść tego dokumentu (druku) do aresztu, a potem – po podpisaniu przezeń – wynieść. Mimo zgody sędziny prowadzącej sprawę Mateusza (mam ją przed sobą) – służba więzienna blokowała tę prostą czynność. Tak, sama z siebie…?
Mam do dziś kopie listów, które wysłałem wtedy do pozostałych kandydatów, z prośbą aby w ramach idei równości wyborów wsparli starania Mateusza o kandydowanie w tamtej kampanii. Wśród ówczesnych adresatów są wszyscy, w tym: Rafał Trzaskowski (poseł z Krakowa), Piotr Ikonowicz (znany obrońca uciśnionych), Paweł Tanajno (znany zadymiarz), Jan Śpiewak (znana postać „miejska”), kilka innych znanych postaci, w tym Piotr Guział, który wycofał swoją kandydaturę na rzecz Patryka Jakiego. Wiedzieli też oni, że poprosiłem oficjalnie Komisję Wyborczą (i warszawskiego Komisarza Wyborów), aby w trybie nadzwyczajnym sami przyjęli (wobec trudności w zwykłym trybie) podpis Mateusza siedzącego w areszcie. Bez skutku.
ŻADEN KONKURENT Mateusza nie zareagował! Oznacza to, że „wybory” na Prezydenta Warszawy były nierówne za wiedzą i przyzwoleniem kontrkandydatów. Również z tego powodu, że aparat (administracja) Warszawy, na którą wpływ miała ustępująca Prezydent Warszawy, Hanna G-W, zaangażowany był w kampanię Trzaskowskiego, posła z Krakowa, a jego główny konkurent, poseł z Opola Patryk Jaki – w tym czasie wiele robił dla gnębionych przez mafię mieszkaniową mieszkańców Warszawy. Robił to przecież dla polityki – ale robił, a Trzaskowski, będąc w służbie HGW i całej tej hewry (SJP: banda, grupa złodziei, środowisko przestępcze, chewra) udawał, że jest „krakusem” (jako szef KKW Dra Mateusza Piskorskiego próbowałem dotrzeć do posła Trzaskowskiego w Krakowie – bez skutku).
Dziś Prezydent Warszawy, który „wygrał” absolutnie nierówne głosowania warszawskie w roku 2018, skarży się Prezydentowi RP, że ten wygrał nierówne głosowania w innej kampanii. Wolne żarty.
Bredząc o „nierównych wyborach” Trzaskowski-Wrangler zapomina, skąd się wziął na liście kandydatów do funkcji Prezydenta RP. Otóż jest bohaterem roszady w wykonaniu PO, absolutnie sprzecznej z czymkolwiek legalnym: zastąpił w trakcie wyścigu słabnącą primadonnę, nazywaną uprzejmie Sofią Loren. Termin głosowań prezydenckich minął 10 maja, ale kamaryle polityczne zgodziły się (konwalidacja, czyli cicha aprobata dla prawnie nieprawidłowych działań) na przesunięcie głosowań (nie wyborów) na 28 czerwca. Gdyby „naród” postawił się organizatorom tych głosowań – wygrałby w cuglach przed trybunałami. Ale „naród” już nie ten, co w czasach Solidarności.
No, to Wrangler-Trzaskowski uruchamia Nową Solidarność. Lepiej zawołać: Nowoplemienną Solidarność, która gardzi wykluczonymi (ludzie pracy i biedy, ludzie bez pracy, itp.) równie widowiskowo, jak niegdyś Kuroń gardził Wałęsą (dziś „Sierżant w okopach” sam już nie wie, za kogo robi w polityce, może to i dobrze).
Powiedzmy zatem: mistrzem PO-RÓWNAŃ imć Wrangler-Trzaskowski nie jest. Jako polityk dostaje u mnie tytuł Wooden Spoin (łyżka: nabierak, narzędzie do nabierania).
Rafał Nabierak Trzaskowski Kazimierz, z chewry euro-warszawskiej. He-he.
/PS: mało kto dziś kojarzy, że roszada Trzaskowskiego jest elementem dealu Europa-PiS, a deal ten wciąż trwa nierozstrzygnięty, w cieniu dudniąco-trzaskających uprzejmości/