Podatek antymonopolowy

2012-02-22 05:28

 

Monopolem nazywam sytuację, w której podmiot silniejszy (monopolista) jest w stanie trwale (nie-chwilowo) podporządkować funkcjonowanie podmiotów słabszych swoim interesom, a narzędziem tego podporządkowania jest nie działanie bezpośrednie, tylko instytucja społeczna, czyli powszechnie przyjęty mechanizm zachowań „rynkowych”..

W gospodarce Monopol polega na rugowaniu, marginalizowaniu lub „zagospodarowywaniu” konkurentów. Dokonuje się tego najczęściej metodami poza-gospodarczymi (czyli: politycznymi).

Świat zmonopolizowany stwarza wrażenie bardziej uporządkowanego, ale jest to złudzenie: w rzeczywistości „mapa” funkcjonujących podmiotów nie pokrywa się, a z czasem dalece odbiega od struktury społecznej, a przede wszystkim od struktury autonomicznych interesów, głównie dlatego, że monopole „usztywniają” rzeczywistość i „udają”, że jest ona statyczna, niezmienna. Wtedy – z czasem – monopole tracą związek z „podłożem” (społecznym, socjalnym, ekonomicznym) i kształtują owo podłoże „pod siebie”, czyniąc go sztucznym, nienaturalnym, podatnym na rozmaite nieszczęścia.

Najlepszym przykładem monopolu jest monopol generacyjny (pokoleniowy). Obserwowany powszechnie w życiu publicznym. Ważnym monopolem jest też monopol oparty na instytucji własności albo na instytucji władzy.

Pokażę poniżej, jak łatwo można wyhamować skłonność do monopolizowania rynków gospodarczych poprzez handel-dystrybucję. Rosnące sieci dystrybucji zamieniają niepostrzeżenie Rynek w „pole uprawne monopolisty”.

Wyobraźmy sobie, że Gmina (społeczność) jest Środowiskiem Gospodarczym, z którego wyrastają rozmaite podmioty gospodarujące (firmy). Działanie tych firm początkowo odpowiada środowiskowym potrzebom. Kiedy jednak niektóre z nich mają pasmo sukcesów – rozrastają się i zaczynają narzucać „rynkowi” swoją ofertę, coraz mniej zwracając uwagi na potrzeby, a więcej na swoją monopolistyczną korzyść.

Z czasem też przekraczają „granice gminne”, serwując swoją ofertę coraz dalej, w innych, nie swoich Środowiskach Gospodarczych. Metodami politycznymi starają się kształtować „pod siebie” warunki gospodarowania w swoim rodzimym i w coraz dalszych Środowiskach Gospodarczych, np. finansując konkretnych wójtów i burmistrzów, utrwalając ich władzę w zamian za pozwolenia, przymrużanie oka na niedoróbki, powstrzymywanie kontroli, itd., itp.

Jeśli Kraj składa się z dużej ilości Gmin, zamieszkujących określone terytoria, można – dla zapobieżenia patologiom monopolizacyjnym – ustanowić specjalny podatek, który funkcjonowałby następująco:

  1. Ceny oferowane przez podmiot gospodarujący w „rodzimej” Gminie mogą być kształtowane dowolnie, bez ograniczeń;
  2. Ceny oferowane do Gmin sąsiadujących bezpośrednio są – obligatoryjnie – opodatkowane w wysokości – np. 5% na rzecz lokalnej społeczności (rekompensuje to sąsiedniej gminie brak podatku dochodowego od tego podmiotu, który przywozi ofertę z zewnątrz);
  3. Każda kolejna granica Gminy przekroczona przez podmiot gospodarujący powiększa narzut na cenę o 1%: oznacza to, że wywóz oferty do innego województwa będzie powodował wzrost ceny średnio o 7-8%;
  4. Dodatkowo: aby zapobiec „obchodzeniu” tego mechanizmu, ustala się, że każdemu obywatelowi wolno dysponować co najwyżej 3-5-ma podmiotami „spokrewnionymi” (zakładając dla obniżenia podatku identyczny podmiot w dalszych gminach działamy przecież na szkodę swojej pierwszej firmy poprzez konkurencję);

Takie rozwiązanie blokuje możliwość opanowywania przez jeden podmiot (lub ich grupę) odległych połaci Rynku, umożliwia tamtejszym miejscowym przedsiębiorcom autonomiczną działalność. Oczywiście, w powyższych 4-ch punktach pokazany jest model, sposób myślenia, a nie gotowe rozwiązanie legislacyjne. Są też dziedziny tzw. naturalnego monopolu, tam musi to „chodzić” inaczej.

Interesujący jest aspekt uboczny tego pomysłu: możnaby przecież zastosować go w ordynacji wyborczej! Jeśli ktoś mieszka (rzeczywiście mieszka, a nie tylko ma adres) w Żyrardowie, a kandyduje do parlamentu w Gdyni – to „z urzędu” jego wynik wyborczy byłby odpowiednio pomniejszany. Zapobiegłoby to „rozsiewaniu” celebrytów partyjnych i wożeniu ich w „teczkach” na wybory do odległych krain.

Najogólniej: podpowiadany tu mechanizm ma na celu wyhamowanie takiego rozwoju podmiotów gospodarujących (i/lub politycznych), który od pewnego „poziomu rozmachu” oznacza nieuchronnie tłumienie, marginalizowanie, rugowanie innych podmiotów, usztywnianie „rynków”.

Od pewnego poziomu „zamaszystości” podmiotu gospodarującego – przestaje on zajmować się potrzebami „rynku”, na którym funkcjonuje, tylko wymusza na nim swoją politykę. W tym sensie nie interesuje go zaspokajanie rynkowych potrzeb (jak to lubią głosić biznes i liberalni ekonomiści), tylko własny Budżet, urobek odessany z „rynku”, który przeznaczą na swoje potrzeby, bynajmniej dalekie od tego, czego chcieliby klienci, którzy nabyli proponowaną ofertę i w ten sposób dostarczyli przedsiębiorcy zysk. Na przykład: kto pyta nabywcę Renault, czy popiera wyścigi F-1? A przecież niemal każda „marka monopolistyczna” uprawia takie „zabawy na boku”, niewiele mające wspólnego z rzeczywistym marketingiem – który zresztą jest właśnie „politycznym” narzędziem monopolizacji.

Przeciwnicy podniosą raban: rozdrabniając Rynek gubimy tzw. korzyść skali (bo im więcej wytwarzamy, tym taniej wychodzi „na sztukę”), pozbawiamy też dużych i sprawnych przedsiębiorców możliwości laboratoryjnego przygotowywania nowych produktów (bo opracowanie prototypowe kosztuje, trzeba na to zgromadzić środki), itd., itp.

Jestem gotów z ołówkiem w ręku dyskutować z takimi oponentami. Zresztą, gołym okiem widać, z czym „walczy” proponowany powyżej koncept. Nie z przedsiębiorczością przecież!