Podglądem czy rozumem. A może czynem?

2014-01-02 07:14

 

Wielu jest takich, którym akurat to, co zdobi właśnie naszą rzeczywistość społeczną – odpowiada, tak po prostu. Uważają, że zdobi i trwają w tym niewzruszenie.

Ich sprawa, wkurzają mnie jedynie wtedy, kiedy z poczuciem wyższości, głosami mentorskimi, odbierają mi prawo do „zdania odrębnego”: skoro myślisz i czujesz inaczej niż my, to się poważnie zastanów, a najlepiej to się zresetuj, bo może w tobie jest coś niepotrzebnego, jakiś „gen niezadowolenia”…?

Spróbuję coś wyjaśnić, może bardziej sobie niż im. Zacznę od swojej starej przypowieści. Kiedy konserwatysta widzi maluczkiego potarganego przez los, powiada mu: pójdź, bracie, przystąp do mnie, bądź pokorny, posłuszny i lojalny, a ja ci zginąć nie dam.

Kiedy prawicowiec widzi nędzarza, zwraca się doń w te słowa: mało chyba inwestowałeś w siebie, nie myślałeś pozytywnie, odmawiałeś uczestnictwa, sameś sobie winien zatem, więc bujaj się, głowy nie zawracaj, a tu masz grosz filantropijny, żebyś nie mówił, żem niedobry.

Kiedy lewicowiec widzi proletariusza, ma dla niego krótkie przesłanie: dzieje się twoim kosztem niesprawiedliwość, zatem włącz się w nasze wspólne działania, razem zrobimy więcej na rzecz świata nowego, w którym nikt nie będzie maluczki, bo to nasz wspólny świat jest.

Ta trójzdaniowa przypowieść jest o tym, że konserwatysta wesprze wyłącznie tych, którzy mu się podporządkują i będą go jako hierarchę otaczać czcią, prawicowiec nie wesprze nikogo, za to każdego wykorzysta pod pozorem wsparcia, zaś lewicowiec tworzy świat odrzucenia rzeczywistości, w którym maluczcy dostąpią łask „przynależnych” dotąd wyłącznie elicie.

Szczególnie lewicowość brzmi w tym kontekście podejrzanie: niesie ze sobą ukrytą obietnicę, że możliwy jest świat, w którym wszyscy będą żyli powyżej przeciętnej. W każdym razie tak ustawiają „parametry” swojej walki o jutro. Związek zawodowy – najbardziej spektakularny element dorobku historycznego światowej lewicy – stał się przez to formułą kulturowo-cywilizacyjną o charakterze roszczeniowym, dyżurno-krytycznym, a przy tym jest oczywiste, że bez wyzysku i biedy nie miałby co robić, więc ma jakiś opaczny interes w zachowaniu starego świata. Tu też mam przypowieść. O tym, jak niedoceniany i wykluczany Janko Muzykant bierze kumpli z kilku wsi oraz fabryk, stają w kupie przed rezydencją bogacza i wołają: każdemu po skrzypku dawaj, zdzierco! On zaś, ów zdzierca, odparowuje: Janek, pacanie, przecież tylko ty grasz na skrzypcach, tobie pomogę, Ziutek coś tam na fujarce potrafi, Klemens może na dudach, a reszcie słoń na ucho nadepnął, bez sensu wam wszystkim skrzypce. Oni zaś pochodnie już zapalają i odkrzykują: nie gadaj po próżnicy, jeno każdemu po skrzypku dawaj, bo ci te pałace podpalimy i tyle będziesz miał!

Czyż nie tak wyglądają strajki, manifestacje i petycje? Nazywam to socjalizmem domniemanym, konserwatyzmem a’rebours. Jeśli już miałbym doradzać socjalistom, to uruchomienie powszechnego ruchu spółdzielczego (gospodarka) i równie powszechnego, co niezależnego (równoległego do struktur podporządkowanych Państwu) ruchu samorządowego, który nie pyta Urzędów, Organów i Służb o pozwolenia, tylko wydaje im instrukcje, jak i co regulować. Wszystko inne jest współczulnym łataniem wciąż nowych dziur, cerowaniem rzeczywistości, bliższym konserwatyzmowi, służebnym prawicowości.

I zanim napiszę mądrości dalsze – podpowiem, że najbliżej mi w tym wszystkim do Abramowskiego, który dość szybko pojął paradoksalność formuły a’rebour (pomógł mu w tym wyniesiony z domu konserwatyzm ziemiański), zauważył, że rewolucjoniści w gruncie rzeczy prą do rozpierduchy, a nie do nowego, lepszego ładu. Sformułowawszy idee samorządowo-kooperatywistyczne udowodnił, że potrafi myśleć konstruktywnie – i dał sobie spokój z podskakiewiczowskim flibustierstwem i ogłosił,że zanim nie nastąpi wewnętrzna, psycho-mentalna przemiana człowieka –niemożliwa jest wszelka demokracja, zawsze świat dzielił się będzie na łaskawców i petentów.

Moja ostatnia przypowieść mówi o tym, że uczestniczyć w biesiadzie (podziale Społecznej Puli Dobrobytu) można albo siedząc wokół stołu i wybierając sobie dania spośród szerokiej oferty, albo siedząc pod stołem. To są dwa jakże różne światy! Jedni widzą potrawy, mają do nich dostęp i ich smakują, obudowując to wszystko „kulturą wyższą” złożoną z duserów i mimikry, inni zaś od dołu widzą wszystko co za obrusowymi kulisami się dzieje, sami nie uczestnicząc w biesiadzie głównej, są zresztą wciąż trącani obuwiem obżartusów, a dopiero po biesiadzie głównej mogą sobie poużywać tego, co pozostało, w zgoła innej atmosferze. Może i nażrą się nie mniej, ale wtórność takiej uczty jest powalająca. To dlatego socjaliści domniemani (konserwatyści a’rebours) wołają: popsujmy im ucztę, ściągnijmy obrus. Na to co chytrzejsi z tych pierwszych przypinają obrus pinezkami i ratują system-ustrój, przy okazji rozdając więcej kopniaków tym spod stołu.

Stajemy się światem podglądu, światem spod obrusa. Docierają do nas całkiem sensowne argumenty, że ściąganie obrusa to sabotaż i dywersja, że nie da się dostawić tylu krzeseł do stołu, by wszyscy po równo mogli się posilić, że utopią jest świat, w którym wszyscy mogliby żyć ponadprzeciętnie.  W ten sposób niepostrzeżenie godzimy się na to, by stół był coraz mniejszy, zatem coraz więcej nas podgląda prawdziwe życie spod obrusa, że właściwie to akurat wtórne życie staje się normą, staje się „prawdziwe”. Tłoczymy się tam coraz donośniej, uwieramy jedni drugich, a nielicznym biesiadnikom w to graj, zajęci jesteśmy sobą. Skoro zaś obrusa nie da się ściągnąć, bo dobrze przytwierdzony pinezkami – możemy co najwyżej podpiłowywać stołowe nogi. Zębami?

Efektem końcowym tej całej zabawy może być – dziś – co najwyżej szarostrefowa spółdzielczość wzajemnicza (bo ta regulowana dziś prawem sprowadza spółdzielczość do roli kwiatka kożuchowego) oraz niezależna od Państwa ordynacja wyborcza (bo ta obowiązująca pełni rolę pinezki, ustawiona jest jako reproduktor systemu-ustroju).

A teraz, drogi Czytelniku, dokonaj w swoim sumieniu przeglądu „flagowych postulatów” społecznych, politycznych i gospodarczych, choćby tych kilku „najważniejszych” ugrupowań i formacji: PO, PiS, SLD, PSL, TR, SP, PR-JG, PJN, DWP, E+, SDPL, FZZ, OPZZ, „S”, „L”, BCC, KP, FB, KIK – i oceń swoje szanse pośród tych zawołań, nawet jeśli są szczere i niekoniunkturalne.

Powtórzę zdanie z początku notki: Ich sprawa, wkurzają mnie jedynie wtedy, kiedy z poczuciem wyższości, głosami mentorskimi, odbierają mi prawo do „zdania odrębnego”: skoro myślisz i czujesz inaczej niż my, to się poważnie zastanów, bo może w tobie jest coś niepotrzebnego, jakiś „gen niezadowolenia”…?