Poezjo, ku…wa, święć się imię twoje

2018-04-25 23:12

 

Pogratulujcie szefowi kuchni, ma najlepszego szczura w mieście – podsumowałem posiłek: kelnerka zbladła, ale kiedy zapytałem, czy oglądała film „Ratatuj” – stała się jasność i wszyscy wkoło się roześmieli. Za chwilę kucharz pomachał mi z kuchennego okienka, zadowolony z komplementu.

Rzeczywiście, wszystkie trzy składniki placka po węgiersku (placek, kęski mięsa, marcheweczka, itp.) – wprost delicje.

Ja zresztą mam inne delicje przed sobą. Na przykład książkę Rafała Matyji, dopiero zakupioną w Czytelniku, „Wyjście awaryjne”, czyli o zmianie wyobraźni politycznej (Co mają w głowach polskie elity, te z lewa i te z prawa? Jak patrzą na naszą historię i państwo? Czy umieją zaproponować takie modele modernizacji, które byłyby adekwatne do półperyferyjnego statusu kraju?). Od czasu, kiedy zdefiniował pojęcie IV Rzeczpospolitej – Matyja rozwija się w tempie znakomitym, dużo pisze, a co akapit – to słowa warte pieniędzy wydanych na książkę.

Mam też Giorgio Agambena zbiorek krótkich notatek, zatytułowany „Idea prozy”. Bo Agamben to nie tylko filozof społeczny (Homo Sacer, L’uomo senza contenuto), ale też zajmował się lingwistyką, filologią, poetyką i topiką w kulturze średniowiecznej.

Będę później cytował tego włoskiego autora.

Oto bowiem mam na tapecie kolejny tomik poezji mojego przyjaciela z Krosina, Adama Kadmona, tym razem zatytułowany „Inna legenda” (podtytuł „Rejestr artefaktów”). Tytuł mojej notki (powyżej) – to końcówka wiersza Adama, „Jakieś pojęcie”.

Adam nie trzyma się zasad, norm i standardów obowiązujących w poezji. Po prostu pisze, co mu w duszy gra. Ale właśnie dzięki temu okazuje się „klasykiem”.

Sięgam po Agambena. Dłuższy ciąg cytatów:

  • nigdy nie będzie dość refleksji o tym, że żadna z definicji wiersza nie jest w pełni zadowalająca, poza tą, w której o tożsamości wiersza i jego odmienności względem procy zaświadcza możliwość istnienia „przerzutni”;
  • ani rytm, ani długość, ani liczba sylab – wszystkie elementy, które mogą wystąpić także w prozie – nie są z tego punktu widzenia dostatecznym wyróżnikiem;
  • „przerzutnia” połyka wers, redukuje go do tych tylko elementów, które pozwalają na stwierdzenie jej obecności, czyli tworzących jego różnicujący rdzeń;
  • „przerzutnia” jest niezbędnym i wystarczającym warunkiem wersyfikacji, obnaża rozbieżność i rozłączność pomiędzy metryką i składnią, pomiędzy rytmem dźwiękowym a znaczeniem;
  • wers w tym samym akcie, w którym przełamując związek składniowy, potwierdza swoja tożsamość, zdradza niepohamowaną skłonność ku temu, by sięgnąć po następny wers, by uchwycić to, co z siebie wyrzucił;
  • „przerzutnia” wydobywa w ten sposób na światło dzienne pierwotny, ani poetycki, ani prozatorski, lecz, rzec by można, bustrofedoniczny przebieg poezji, tę istotową prozometryczność każdej ludzkiej wypowiedzi;

Myślę, że czytelnikowi to wystarczy, by pojął, że wiersze Adama trzeba najpierw czytać „jak leci, z ręki” – ale potem trzeba je przestudiować, by zauważyć, że urywa niektóre „linijki” – by odnaleźć końcówki w „linijkach” następnych, dających sens właściwy temu, „co poeta miał na myśli”.

Platon, odrzuciwszy tradycyjne formy zapisu – mówi nam mistrz Giorgio – wpatrzony był w taką ideę języka, które wedle świadectwa Arystotelesa, nie była dla niego ani poezją, ani prozą, lecz ich wypośrodkowaniem.

 

*             *             *

Że niby nie mam prawa stawiać Adama na równi z klasykami starożytnymi?

A czyż nie jest on z imienia Adamem?

Opisany przez Izaaka i Lurię starożytny Adam Kadmon – był pierwszym człowiekiem według kabały i Hagady. Jego ziemski odpowiednik utracił cechy, które łączyły Adama Kadmona z Bogiem: nieśmiertelność, wspaniałość i mądrość.

Ja znam tego Adama, który żyje między nami i nie wszystko utracił. I świadczę, że to nie jest Golem, pozbawiony bożego tchnienia, bezkształtny, bez-foremny. Jest człowiekiem tym bardziej, im więcej w nim poety. Jego ostatni tom zbliża go ku Opatrzności, ale to trzeba zauważyć, czytając, studiując, podglądając poetę. Oczami Agambena, na przykład.