Polityczna mapa Polski (przed wyborami)

2011-06-07 08:46

 

Polityka to gra interesów, w której celem strategicznym jest ustawienie „swoich” interesów w pozycji dominującej, kosztem interesów „cudzych”. Kto potrafi to zrobić – żyje zaspokojony, przynajmniej chwilowo, zanim nie wytyczy sobie nowych celów. W polityce nie ma kompromisów, tylko są ustępstwa, w wyniku których uzyskuje się większą szansę skuteczności swojej „własnej”, egoistycznej strategii.

 

Uczestnikami gry politycznej są wszyscy, bowiem wszyscy mają interesy związane z funkcjonowaniem publicznym. Zresztą, przemarsz Ludzkości od świata naturalnego do świata sztucznego, a także unifikujące procesy urbanizacyjne powodują, że pojedynczy człowiek ma coraz więcej interesów publicznych, a coraz mniej „intymnych”.

 

Największe interesy zbiorowe są reprezentowane przez tzw. KLASY: są to interesy nadrzędne, „najgrubsze”. Stąd potencjalnie najbardziej znacząca rywalizacja polityczna przebiega na linii Kapitał-Praca, albo Metropolia-Prowincja, albo Korporacje-Przedsiębiorcy, albo Rolnictwo-Przemysł, albo Bogaci-Biedni, albo Jakość-Ilość (zależnie od tego, jakie kryterium klasowości zostaje przyjęte).

 

Powiedziano powyżej: potencjalnie. Rzecz bowiem w tym, jak sami zainteresowani widzą swoją przynależność klasową (i czy ją widzą), a także, czy gotowi są samą walkę klasową uznać za swój priorytet. Jeśli nie są świadomi swojej klasowości, albo jeśli wolą święty spokój niż rywalizację – w grze uczestniczą podmioty wtórne, które uzurpują sobie prawo do reprezentowania KLAS, albo wręcz promują się jako produkt marketingowo-medialny.

 

Polityczna mapa Polski ma więc dwie warstwy: realną i marketingową.

 

W warstwie realnej – przyjmuję monopolizację jako kluczowe kryterium klasowości – mamy do czynienia z trzema KLASAMI: Sukcesorzy (ci którzy mniej wkładają do społecznej puli dobrobytu niż z niej czerpią), Rynkowcy (ci którzy mniej więcej mają zbilansowany swój wkład i swoje udziały w puli) oraz Proletariat (ci, którym „potrąca” się ich owoce na rzecz Sukcesorów).

 

Jeśli zauważymy oczywistość, że na każdego Sukcesora przypada kilkudziesięciu-kilkuset Proletariuszy – to wystarczy policzyć osoby żyjące z samych tantiem i kapitałów, których jest w Polsce kilkadziesiąt, maksymalnie kilkaset tysięcy, aby zrozumieć, że na Rynek brakuje w Polsce miejsca. Brakuje przestrzeni społecznej i ekonomicznej.

 

Dodajmy (na marginesie?), że Rynek, Obywatelstwo, Samorządność – to niezbędne, niezastępowalne atrybuty Demokracji. I jeszcze to, że „świadomość klasowa” kształtuje się najskuteczniej właśnie w warunkach rynkowych.

 

Skoro nie ma w Polsce Rynku, Samorządności – to kapcanieje Obywatelstwo jako rozeznanie w sprawach publicznych i gotowość do uczestnictwa w nich dla dobra publicznego-wspólnego. Dlatego interesy trzech wymienionych KLAS nie są reprezentowane. W takich warunkach kwitną rozwiązania pozorne, fasadowe, zastępcze.

 

Owe nieprawdziwe, nieistotne rozwiązania, zastępujące prawdziwą politykę, z konieczności odwołują się do interesów niejawnych, choć niedrugorzędnych: są to interesy typu „bliższa koszula ciału”, dające się cementować wyłącznie w formule UKŁADU, jakkolwiek to brzmi. Stąd widoczna, ale zaledwie medialno-marketingowa mapa polityczna Polski odzwierciedla rozliczne koterie, kamaryle, zadaniowe grupy polityczne (wygrać najbliższe wybory, rozegrać korzystnie podział dóbr, wartości i możliwości, itd., itp.). Ich naturalnym siedliskiem jest Państwo, ich równie naturalnym łowiskiem jest Nomenklatura (Administracja, Infrastruktura, Finanse-Walory i Polityka-Partie).

 

Kiedy się w Polsce obserwuje Państwo i Nomenklaturę – to widać, że realna gra interesów (Sukcesorzy-Rynkowcy-Proletariat) przenosi się na „wewnętrzną” platformę Sukcesorów: cztery partie parlamentarne oraz kilkanaście ugrupowań pozaparlamentarnych, w tym połowa udających, że nie są partiami – to reprezentacje Sukcesorów faktycznych lub in-spe. Reprezentacje samozwańcze lub rzeczywiste. Wewnątrz tych partii-ugrupowań masę członkowsko-składkową i masę elektoratową stanowi „mięso”, ludzie mało świadomi tego, że robią za „frekwencję” legitymizującą rzeczywistych graczy. Od 20 lat wymienność polskich elit jest znikoma, nikt „oddolny” nie ma szans w „poukładanej” polityce, zanim nie zostanie „wciągnięty” przez wodzów.

 

Zadaniem kogoś, kto pokonuje polski „cross” z polityczną mapą w ręku (czyli zadaniem nas wszystkich prawie) jest rozpoznać, że cała ta mapa jest mimikrą maskującą rzeczywistość. Że sam fakt, iż posługujemy się mapą, na której nas nie ma, choć stanowimy przytłaczającą większość – jest wspieraniem Sukcesorów w ich grze między sobą naszym kosztem. I kosztem Rynku, kosztem Demokracji ostatecznie.

 

Najlepsza strategia polityczna to taka, która ma na celu utworzenie prawdziwego Rynku, gdzie nasz wkład do społecznej puli dobrobytu będzie decydował o proporcjonalnym naszym udziale w dobrach, wartościach i możliwościach. I że nienormalna stanie się sytuacja, w której miliony ludzi są gotowe dać swój wkład, ale nie mają takiego „prawa”, możliwości, pozostają na marginesie przestrzeni społeczno-gospodarczej.

 

Na tym tle opowieści o klasie średniej czy społeczeństwie obywatelskim – to duby smalone. Te o sile twojego głosu oddanego do urny – też.

 

Proste. Ale trzeba oczy otworzyć. Wyłączyć telewizor, odłożyć gazetę, rozejrzeć się dookoła. Rozłożyć na czynniki pierwsze rozmaite wskaźniki, statystyki, itp.

 

No, proste!

 

 

 

Kontakty

Publications

(przed wyborami)

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz