Polityczna poetyka

2013-07-13 10:41

 

Kiedy przeczytam w prasie – a to już tylko kwestia chwili – że obozy zagłady pobudowano dla uniknięcia niesnasek rasowych czy ideologicznych, a policje, armie i służby specjalne oraz wszelkie formacje zbrojne są apostołami pokoju – to się nawet nie zdziwię. Zabawy słownikowo-językowe to przecież chleb powszedni polityki.

Takie „ziółka”, jak „kolega oszczędnie gospodaruje prawdą” (czyli: łże w żywe oczy”) albo „wierzymy że kierują się szlachetnymi pobudkami” (czyli: jest oczywiste, że kręcą lody na boku) – to może 1‰ przykładów poetyki, która zmierza do tego, by czyjeś postępowanie (jego opis) zbliżyć lub oddalić od współbrzmienia z „paragrafami”, upodobnić lub odróżnić od „psalmu na rzecz”.

W polityce nazywanie rzeczy po imieniu jest na końcu listy ulubionych zajęć. Bo mimikra jest jedenastym przykazaniem polityki. Aby to dobrze wyjaśnić, trzeba sięgnąć po słowo INTERES (dobrze znane politologom i socjologom) oraz po – mniej znane – pojęcie STATUS QUO. Na koniec dojdziemy do pojęcia POZYCJONOWANIA.

Status Quo – to dynamiczny, zmienny bilans między Obowiązkiem a Korzyścią wynikającą z tego obowiązku. Bez wdawania się z subtelności powiedzmy: są między nami tacy, którzy są na co dzień zobowiązani to ciężkiego trudu, działań ryzykownych, wciąż narażani są na uciążliwości i niebezpieczeństwa – i mają z tego niewiele, ale też są i tacy, którzy niewiele muszą, a im „samo się darzy”. O tym, jakie Status Quo ma pojedynczy człowiek, rodzina, grupa, środowisko, firma, partia, gmina – decyduje wiele czynników niezależnych, zwanych obiektywnymi, ale też wiele zależy od sztuki, od umiejętności znalezienia się w konkretnych sytuacjach, od zdolności do „zaklepywania” sobie ulg w obowiązkach i tantiem w korzyściach.

Interes – to poprawianie Status Quo. Wyjaśnijmy: jeśli ktoś nie poprawia własnego status quo, tkwi w stuporowatym stanie, biernie i zrezygnowawszy – to nie zmienia faktu, że jego interes polega na poprawianiu bilansu między Obowiązkiem i płynącymi zeń Korzyściami. Po prostu on nie realizuje swojego interesu, działa wbrew niemu. Warto tu zaznaczyć, że wiele „podmiotów politycznych” (przede wszystkim partii politycznych, kościołów i biznesów gospodarczych) – zajmuje się wyłącznie poprawianiem swojego Status Quo, choć upierza to w rozmaite zawołania pisane Dużymi Literami. Jest oczywiste, że kiedy taki „podmiot polityczny” zyskuje – jest nadzieja, że środowiska z nim związane też zyskają.

Pozycjonowanie – to realizowanie interesu własnego w oderwaniu od Powszechnego Optimum. Mowa, oczywiście, o egoizmie. Można bowiem sobie wyobrazić pozycjonowanie oparte na ofercie skierowanej do ogółu: fabryka może proponować coraz lepszy towar, kościół może oferować wzajemna pomoc, partia może oferować lepszy program społeczny. W takich wypadkach biznes, kościół czy partia zyskałyby – odpowiednio – nabywców, wiernych, elektorat. Niemniej biznes woli marketing-reklamę, kościoły (bywa) wolą się obsobaczać i podbierać wyznawców, partie wolą „marketing polityczny”, zwany prościej „ściemą wyborczą”. Z dobrem powszechnym ma to niewiele wspólnego, najczęściej jest wbrew temu dobru.

Od czasu do czasu zdarzają się w świecie międzyludzkie rzezie, w których jednym chodzi o to, aby „rozstrzygnąć ostatecznie” kwestię innych. Bo jak tych INNYCH nie będzie, nie będą się mnożyć i problemy z nimi związane same przeniosą się do lamusa. Za każdym razem za takimi rzeziami stoi czynnik polityczny: przywódcy tych, którzy będą, są lub już byli wykonawcami rzezi, celowo sprawę stawiają obok jakichś swoich wartości najwyższych: narodowych, religijnych, rasowych, ekonomicznych, itd., itp. stawiają do dyspozycji minionej, aktualnej lub przyszłej rzezi cały aparat ideologiczny, propagandę, niekiedy podejmują stosowne uchwały czy deklaracje, przygotowują programy.

Tak dochodzi do owych rzezi, które – wsparte politycznie, ideologicznie, propagandowo – stają się niepostrzeżenie ludobójstwem. Sam akt rzezi – jednokrotny lub trwający jakiś czas – jest tylko elementem tego procesu. Ze względu na różnicę skali można – a nie powinno się – rozróżniać między „ludobójstwem” a „pogromem” (ten ostatni ma cechy aktu spontanicznego, jednorazowego, ale przecież jest wynikiem długotrwałego, narastającego nieporozumienia, w dodatku wiązanego z obarczaniem ofiar za rzeczywiste i wyimaginowane nieszczęścia oprawców).

Człowiek chcący zabrać głos w takiej sprawie powinien zawsze sięgnąć do korzeni: czy „awantura” ma podłoże spontaniczne, niepowtarzalne (wtedy jest zbrodnią, za którą odpowiadają bezpośredni sprawcy), czy jest jednak ukoronowaniem procesu szerszego, kulturowego (wtedy odpowiedzialnych trzeba szukać również pośród przywódców politycznych)? Jeśli mówimy o krwawych bitwach, w których giną dziesiątki ludzi –jest to kwestia stron pozostających w konflikcie wojennym. Ale jeśli mówimy o „oczyszczaniu pola” z problemów, których nie sposób rozwiązać inaczej niż poprzez fizyczne wyeliminowanie „strony sprawiającej kłopot” – to już nie ma mowy o partnerstwie, a tym samym o szansach na rozejm: tu się tnie głowy do ostatniej, nie zawracając sobie „swojej głowy” problemami humanitarnymi czy wizerunkiem międzynarodowym.

Czyż nie w ten sposób dokonywali rzezi Czyngis-Chan albo Timur? Czyż nie było ludobójstwem „zdobycie” Ameryki Północnej przez bohaterskich przybyszów z Europy? A rzeź Ormian? A rzezie polsko-ukraińskie? O państwowym projekcie oczyszczenia Europy z Żydów, Romów i homoseksualistów, a w dalszych planach ze Słowian i innych nie-aryjskich „podludzi” – wiemy z podręczników. Czyż Żydom i Arabom nie tli się w głowach takie właśnie wyeliminowanie „tych drugich”? A „masowe przeprowadzki” całych narodów i etnosów w ramach „wielkiej Rosji”, powtarzające się za carów i sekretarzy?

Czyż nie jest tak, że często „wypowiada się wojnę” jakiemuś krajowi bez przyczyny (pomawiając go o coś), aby zaplanowana rzeź „przeszła w głosowaniach” jako skutek „zwykłej” wojny? A może nawet „świętej i szlachetnej”? Podobnie „wypowiada się wojny” rozmaitym patologiom, choć gołym okiem widać, że chodzi o wyeliminowanie „nosicieli” tych „patologii”, a nie o uzdrowienie z niej.

Istotą ludobójstwa (genocyd, holokaust) jest odmienność ofiar od oprawców (brak asymilacji) oraz „nierozwiązywalny inaczej” problem, jaki te ofiary sprawiają oprawcom (wszystko co złe dzieje się przez nich).

Ludobójstwo jest najbardziej obrzydliwą formą Pozycjonowania, a tylko leciutko mniej obrzydliwe jest propagandowe czy polityczne relatywizowanie rzezi. Najlepszym dowodem, iż mamy do czynienia z Pozycjonowaniem, jest to, że następne pokolenia nie są w stanie się rzetelnie „rozliczyć”: potomkowie sprawców korzystają z owoców ludobójstwa, jakby im się one należały, podkreślając przy tym, że nie mogą odpowiadać za grzechy dziadów i ojców swoich. Czy jakiemuś Amerykaninowi przychodzi do głowy, że jest „gościem” w Ameryce, a jej gospodarzem, zamkniętym w piwnicy własnego domu albo za drutami jako niedobitek, jest każdy tzw. Indianin? Spotkałem się kiedyś – o zgrozo – z argumentem, że przecież w ramach rekompensaty plemiona indiańskie mają prawo pędzić własny bimber, jako uprawnienie nadzwyczajne! Poważnie! Czyż nie jest tak, że prawowici gospodarze Syberii (kilkadziesiąt narodowości i etnosów) są pogardzanymi i nadal eksterminowanymi „czarnymi” we własnej „przestrzeni życiowej”? Czy Judea i Palestyna oraz kilka sąsiednich krain, do których „dokwaterowano” Żydów w ramach zadośćuczynienia za diasporę – nie są dziś terenem programowej eksterminacji Arabów, pogłębionej kolonizacją? Czym w rzeczywistości była globalna zmowa przeciw Irakowi? Czyż kraje tzw. „osi zła” nie są „wytypowane” z powodów innych, niż preteksty, oficjalnie będące uzasadnieniem realizowanych lub przygotowywanych projektów politycznych i ekonomicznych albo religijnych? Czy „wyzwolenie” czarnoskórych Amerykanów to wystarczająca rekompensata za masowe „biura podróży w jedną stronę” i przymusową „asymilację”?

Polscy politycy w ostatnich dniach nawet nie kryli, że wielki spór o słowa w „uchwale wołyńskiej” ma charakter koniunkturalny, polityczny. Wszyscy zgadzają się co do tego, że rzezie był programowo i politycznie-ideologicznie przygotowane. Podobnie jak nasze „rewanże”, z akcją Wisła w finale. Po co więc zabawa w słowniki? Pozycjonowanie, głupcze, pozycjonowanie!

A tak niedawno cytowałem: jeśli masz problem z tym, jak się zachować – to się po prostu zachowaj przyzwoicie. Sumienie, człeku, sumienie!