Postęp: dlaczego i za ile

2014-10-26 13:55

 

Pozwolę sobie – zanim nawymyślam niektórym piewcom postępu – na autorską definicję postępu: otóż postęp jest to taka poprawa dostatku i standardów, która służy ogółowi bez wyjątków i nie wymaga traumatycznego poświęcenia. Na przykład polska Transformacja (gospodarcza i ustrojowa) nie ma cech postępu wyżej zdefiniowanego: nie dość, że od początku wyklucza wielkie połacie społeczeństwa z oczekiwanego dostatku (nie służy wszystkim), to jeszcze osiągnięto nowe standardy za pomocą „terapii szokowej”, która trwa dla wielu do dziś i obejmuje następne pokolenia, a do tego obecny ustrój wydaje się mieć „mechanizm samonapędzający” kolejne wykluczenia, dotąd nieznane.

Potocznie postęp rozumiemy jako synonim nowoczesności technicznej i technologicznej oraz konsumpcyjnej. Przy tym potocznym rozumieniu (eskalowanym przez tzw. propagandę sukcesu) trwamy, kiedy z okazji wyborów, np. tych zwanych samorządowymi, nagle odnajdują się fundusze i wykonawcy rozmaitych prac drogowych, remontowych, „elewacyjnych”, których brakowało przez kilkadziesiąt wcześniejszych miesięcy. Praktykę tę obserwuję od czasów Gierka i dziwię się, że mediaści dopiero AD 2014 „odkrywają” ją jako zjawisko nowe. Może mają „przesłuchy”, że zmieni się układ „dawców reklam i koncesji”?

A teraz poważnie

Na rysunku przedstawiono symbolicznie kilka kryteriów dostatku i standardów i osiągnięcia „jakiegoś społeczeństwa” w poszczególnych dziedzinach. Jeśli linia zielona oznacza uzgodniony, zobiektywizowany poziom „normalny”, linia czerwona oznacza poziom rodzący napięcia niezadowolenia z niedostatku i ucisku, a linia niebieska oznacza poziom, którego większość „nie ogarnia” (to jakby dać kolorowy telewizor niewidomemu) – wtedy możemy mówić o kształtowaniu rzeczywistości ku postępowi lub wbrew niemu albo gdzieś obok.

Rzeczywistość pożądana (można powiedzieć: idealna) to taka, której wszelkie wskaźniki sięgają równiutko linii zielonej, a jeśli pojawia się nowy wyznacznik – to lokuje się też na tym zielonym poziomie.

Ideałów nie ma. Zatem roztropny władca, niezależnie od tego, czy tyran i despota, czy krańcowy demokrata albo „papa” – powinien wmontowywać w system-ustrój jakieś mechanizmy albo „ręcznie korygować” rozmaite sytuacje, w wyniku których tam, gdzie „odstajemy w dół” – możemy nadrobić zaległości, a tam, gdzie na bezdurno mamy zbytek postępu, nie umiemy się w nim odnaleźć, właściwie wykorzystać. Można przecież zbudować autostrady wzdłuż i w poprzek Sahary, co 30 km ozdobić je oazami, tylko po co, skoro służyłyby one nielicznym? O swoistym „wizerunku” Sahary nie mówiąc.

Taki nad-postęp, którego społeczeństwo z niezawinionych przez siebie powodów nie zdoła wykorzystać, nazwijmy ZBYTKIEM. Ów zbytek służy rozwarstwianiu społeczeństwa, bo korzystają z niego tylko ci, którzy są w jakiś sposób uprzywilejowani: mają nadzwyczajne dochody, nadzwyczajne przywileje, upoważnienia, wtajemniczenia, uprawnienia. Najważniejsza jest jednak „zaraźliwość” formuły zbytku. Z czasem owe nadzwyczajne, rozwarstwiające stają się udziałem obszarów, w których nie ma nad-postępu a nawet jest deficyt poziomu zaspokojenia. Bywa, że wszystkie te nazdzwyczajności są przedmiotem komercyjnego obrotu.

W ten sposób – jeśli postęp w jakiejś niszy okazuje się nad-postępem i przynosi zbytek – sieje on swoje przeciwieństwo, staje się podłożem patologii i wykluczeń.

Wiele rządów, wielu władców tak ustawia całą gospodarkę i cały ustrój – by generować enklawy nad-postępu i nisze ustrojowo-systemowe, jednym słowem: wypaczają wszystko, co zwie się normalnością, postępem, demokracją, itd., itp. Mam wrażenie, że to jest również przypadłość rządów polskich.

 

*             *             *

Zapewne uruchomiłem pytania o to, jaka mam podpowiedź władcom, jeśli już tak się stało, jak jest. Odpowiadam: namówić lub inaczej skłonić beneficjentów nierówności społecznych, by stopniowo lub radykalnie wyzbyli się nadzwyczajnych dochodów, nadzwyczajnych przywilejów, upoważnień, wtajemniczeń, uprawnień.

A szczegóły, proszę pana? A, to już za chwilę