Pouczające

2014-10-04 06:23

 

„Nie lubię siebie >tamtego<” – zapamiętałem wczorajszą wypowiedź Jerzego Stuhra w popularnym programie polityczno-publicystycznym. Mówił o swoim przelotnym, choć silnie emocjonalnym zaangażowaniu w czynną politykę za czasów „pierwszej Solidarności”. Najbardziej dojrzała wypowiedź na tematy społeczne, jaką słyszałem w ostatnich miesiącach.

Wybitny aktor, showman i reżyser mówił o najprostszej z możliwych spraw: ja jestem profesjonalistą w dziedzinie egzaltacji, mogę w każdej chwili i przed każdym audytorium odegrać idee, które są nieprawdziwe i uczynię to w taki sposób, że porwę za sobą ludzi, bo to jest mój zawód, mój fach. Niezależnie od tego, jakie idee uznaję za swoje – nie wolno mi angażować się w politykę właśnie dlatego, że mogę swoimi technikami omamić publikę i pociągnąć ją w dowolnie wybranym przeze mnie kierunku. Wyglądając na wiarygodnego – bo to umiem – jestem niewiarygodny dlatego, że nikt nie wie, kiedy kłamię, a kiedy szczerze się wypowiadam.

Z dawnych lat zapamiętałem sobie dowcip. Jeden mundurowy odwiedza drugiego. W pokoju widzi akwarium. O, jakie rybki! Coś ci pokażę – mówi gospodarz. I wodzi palcem po szybie akwarium, a rybki za tym palcem to w tę, to wewtę. Jakże to tak – pyta gość. Ano, organizm inteligentniejszy wodzi za nos organizm prymitywny, dlatego te rybki tak się kręcą na moją komendę. Idę zrobić herbatkę. No, i kiedy gospodarz wraca z herbatką, jego gość sterczy wciąż przy akwarium i wpatrzony w jakąś weloniastą rybkę otwiera i zamyka usta, bezgłośnie kłapie dziobem, jakby się rybiemu poddał urokowi.

Jerzy Stuhr w swojej wypowiedzi zwrócił publice uwagę na ową „scenę z rybkami”: na niebezpieczeństwo polegające na tym, że bywa, iż nie nadprzeciętna inteligencja, ale specjalnie wypreparowane sztuczki pozwalają niektórym manipulować ludźmi. Jak to powiedział kiedyś „Kura” – jasne, że ściemniam, ale ciemny lud to kupi. Sam zauważam ten problem blogując. Na przykład w notce „Patologie władzy” TUTAJ, albo „Sobie prawdę powiedzmy” TUTAJ.

Spróbujmy podejść do tego inaczej. Zajęciem polityka jest – w powszechnym mniemaniu – przewodzenie ludziom mniej zorientowanym i mniej wprawnym, uczestnictwo w ich imieniu i na ich rzecz w grze interesów, na której to grze owi ludzie zyskają więcej, niżby osiągnęli bez przewodnictwa polityków. Tyle, że znakomita większość polityków porzuca „odpowiedzialność przewodnika” i – uzyskawszy domniemane upoważnienie od mniej zorientowanych – zamiast grać na ich rzecz – gra ich kosztem, przeciw nim.

Tak postawa dominuje we wszelkich przejawach życia publicznego, Polonia, Anno Domini 2014:

  1. Co mówi producent towaru, którego 30-60% ceny to koszty marketingowe? Ano mówi tak: daj mi swoich kilka złotówek, jak inni dają, a ja te złotówki zbiorę do kupy i za ich pomocą tak was ogłupię reklamami, że kupicie wszystko, cokolwiek wam podsunę pod nos;
  2. Co mówi samorządowiec lokalnej społeczności? Ano, mówi tak: wy się starajcie, niech każdy robi to co mu się trafi, a ja ze swoją drużyną będę to wszystko twórczo nadzorował, tylko musicie dorzucić do budżetu, bo za darmo nie będziemy nadzorować;
  3. Co mówi ekspert do szaraków? Ano, tak powiada: rzeczywistość jest taka jak ja mówię, nawet jeśli moja ekspertyza nie zgadza się z tym, czego doświadczacie i co widzicie, ja bowiem jestem ekspertem i „mój diabeł starszy”, a wy się mylicie nawet wtedy, kiedy się nie mylicie;

Wsiądę przez minutkę na kobyłę, którą ostatnio wszyscy ujeżdżają: otóż zaczyna do ludzi docierać prawda o pewnym lokatorze mojej listy polskich pajaców (patrz: TUTAJ). To człowiek łączący w sobie wizerunek zwariowanego społecznika i charyzmatycznego rzecznika spraw bolących każdego maluczkiego. Porwał za sobą tysiące nieletnich, ich rodziców, urzekł większość polskiej inteligencji, przydusił media, by go wspierały „za frajer”, wymusza na samorządach, by działały wedle jego logiki, porwał za sobą rozmaite rady i komitety oraz kapituły przyznające ordery, tytuły i honorowe stolce. Spowodował, że mówienie o nim krytycznie, ba, jakakolwiek nieufność wobec niego było jak pierdnięcie w teatrze w najbardziej dramatycznej ciszy tuż przed kumulacją, tuż przed „płętą”. Stał się salonowcem, bratem wszystkich salonowców, podręcznym wzorcem w licznych referatach na temat tego co dobre i szlachetne. Na koniec, kiedy kolejni społecznicy (i oszuści, bywało) chcieli iść jego śladem – wściekle ich zwalczał jako konkurencję, zazdrosny o każde kalosze, co je obsikał pierwszy. To uczyniło czujnymi wszystkich, którzy mają – być może niezdrowy – odruch ciągłego weryfikowania prawdomówności i przyzwoitości ludzi wybitnych. No, i okazało się, że cała ta teatralna filantropia jest – i ma być – przede wszystkim rentowna i jako taka ma obsługiwać dostatnie (żeby nie powiedzieć: hulaszcze) życie „krewnych i znajomych króliczka” (TUTAJ). Potknął się na niewielkim człowieczku, który – sam nie będąc do końca pewny swego – rzucił kamieniem i obraził „świętość” rzeczonego pajacyka.

Mam skądsiś przekonanie, że tak jak obnażany powoli zostaje ów chytry i pożądliwy filantrop, równie powoli, ale nieuchronnie obnażone zostanie „siedem tłustych lat” Tuska, które w rzeczywistości przesunęły Polskę w obszar depresji (poniżej lustra dopuszczalności) w wielu konkretnych miarach (nie mylić ze wskaźnikami, indeksami, parametrami), a jednocześnie wywindowały propagandę sukcesu na szczyty hipokryzji (o, tu można prezentować wskaźniki, indeksy, parametry).

Mam jeszcze inną pewność: co prawda, 25-letnia już pannica zwana Transformacją doczeka się jeszcze niejednego pomnika i pięknego konterfektu, ale coraz liczniejsi będą ci, którzy otrząsną się z myślenia o niej jak o wdzięcznym i niewinnym oraz spontanicznym podlotku, bo okazała się ona wredną, podłą i przebiegłą suką dla Kraju i ponad połowy Ludności. Uczyniwszy z większości z nas ścierwa – okazuje się ścierwojadem.

Dlatego gorąco polecam wywiad z panem Jerzym Stuhrem (TUTAJ, video na dole artykułu), z kimś, kto niczym Kobiela odegrał kiedyś rolę Piszczyka, a dopiero co podarował nam przemądry film „Obywatel” (recenzja TUTAJ). Jerzy Stuhr zrobił wiele, bym zmienił o nim zdanie, jakie miałem obserwując jego popisy w „Spotkaniach z balladą” czy wielce dziś symboliczny poprzez swoją kiczowatość występ opolski („śpiewać każdy może”).