Pozasystemowo

2012-11-13 08:02

 

Pozasystemowo

Należę do tych, którym niezbyt odpowiada ustrój-system zaprowadzony w Polsce, cokolwiek rozumieć pod tym pojęciem. System ten bowiem nosi w sobie aspołeczny „błąd systematyczny”, witaminizuje nie przedsiębiorczość i naturalną żywotność ekonomiczną, nie harmonię i komplementarność rozmaitych tworów społecznych – ale postępującą i nieodwracalną dychotomizację, przepastny podział na tych, którym się uda(ło) i na tych, których opłaca się spisać na straty, jako koszt swoiście pojętego postępu. Do tego znakomita większość tych, którym się MUSI nie udać – to początkowo janczarzy tego systemu-ustroju, jego wyznawcy do czasu, kiedy nie znajdą się w końcu  w potrzebie, a system-ustrój odmówi im wszystkiego po wielekroć, aż do upadku (taki plan).

Pozasystemowość nie oznacza anarchizmu. Jeśli słychać, że świadomie dążę do obalenia porządku konstytucyjnego rządzącego Polską – to oznacza tylko tyle, że nie godzę się na regulacje, które począwszy od Konstytucji, a skończywszy na lepkiej mazi legislacyjnej sięgającej szczegółów, że zamiast tego wszystkiego wolę zaprojektować i współrealizować coś w zamian.

Człowiek nie wypaczony doświadczeniem życiowym (nie obarczony złym doświadczeniem) ocenia siebie miarą humanitarną: ile zdołałem uzyskać tego, czym mógłbym się podzielić z innymi. Ile zdołałem wnieść do społecznej puli dobrobytu takich dóbr, wartości i możliwości, które inni z apetytem wykorzystują. Oto rzeczywista miara człowieczeństwa i obywatelstwa wspólnotowego. Taką miarą dokonują samooceny ludzie odzyskujący człowieczeństwo w licznych ośrodkach rehabilitacji społecznej, spośród których najbardziej znane są te pod imieniem MONAR-MARKOT. Wyjaśnijmy sobie jednak: spośród ok. 400 działających spółdzielni socjalnych, których idea początkowa obejmowała osoby „wpędzone w nędzę”, dziś już ok. 50 to podmioty utworzone przez ludzi sprawnych, umiejących wykorzystać formułę prawną i znajdujących w niej sposób na życie bez przełożonego i bez systemowego drylu.

Jest takie uczone pojęcie „biopolityka”: oznacza ono – np. w twórczości M. Hardta i A. Negri – wytwarzanie własnej podmiotowości jako osoby społecznej, odzyskiwanie wspólnotowości. To z tego powodu Antonio Negri’ego umieściłem na liście pionierów ORDONALIZMU, choć on sam wolałby być przedstawiany jako lewicowiec zaangażowany w przygotowanie światowej rewolucji (patrz: „Rzecz-pospolita”).

Ja sam – w ramach konceptu ordonalistycznego – jestem zaangażowany w przedsięwzięcie łączące w sobie osiem formuł: spółdzielczość socjalna, mieszkaniowa i pracy, ogrodnictwo działkowe, mikrobankowość , pomocniczość wzajemną, skauting, „markotyzm”, tradycja kibuców i moszawów. Nie jest to nic odkrywczego, jeśli zważyć, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi jest przygotowywanych lub już żyje w formule przywróconej podmiotowości społecznej.

W Polsce trwa dysputa, której osią jest NIEPODLEGŁOŚĆ. Jest to dysputa poważna , choć przybiera czasem formy zupełnie niepoważne, szczególnie w okolicach daty 11 listopada. Dodam do niej jedno zdanie: człowiek, który daje się w swoim codziennym życiu wessać w ubezwłasnowolniający system-ustrój i nie znajduje w nim sposobu na własną podmiotowość – może się zadyskutować bez pamięci nt. niepodległości Kraju i Społeczeństwa, a i tak będzie niewiarygodny.  Równie niewiarygodny jak ktoś, kto umie umościć sobie kapsułę nośną-pozycjonującą w systemie nastawionym na wykluczenie połowy Ludności i rabunek połowy Kraju.