Prawo a Sprawiedliwość (5)

2012-11-05 18:25

 

Osobiście nie mam wątpliwości, że Polska jest krajem feudalnym (świadomie, dla uproszczenia, popełniam tu błąd: feudalizm jest właściwy dla opisu rozwoju cywilizacyjnego Europy, Polska zaś zaledwie „dosiadła się” do Europy: warto w celach poznawczych porównać rządy polskie do rządów ukraińskich czy rosyjskich). W tym sensie daleko jej jeszcze do rozwiązań, które „międzynarodowe otoczenie” uznałoby za postępowe, godne analizy z zamiarem adoptowania u siebie. Dla Europy czy Ameryki – tu polska władza polityczna lokuje siebie – jesteśmy zapyziałą prowincją, która zachowuje się jak ktoś o przerośniętym wyobrażeniu o sobie i ambicjach. Trzeba być wyzbytym jakiejkolwiek zdolności samokrytycznej, by popisywać się przez Społeczeństwem resztkami po europejskich czy amerykańskich biesiadach, albo wmawiać Społeczeństwu i zniesmaczonej, zażenowanej Europie, że jesteśmy co najmniej jej równi w budowaniu postępu cywilizacyjnego i w zasługach dla jej ratowania czy uświetniania. To, co wyrażam w poprzednim zdaniu, moim zdaniem nie przekreśla ani naszych dawnych glorii związanych z nazwiskami i nazwami podziwianymi dotąd przez świat, ani naszego najnowszego wkładu w polityczną przebudowę na kontynencie europejskim (nie mylić z Europą jako fenomenem kulturowo-cywilizacyjnym).

O prowincjonalności naszego kraju niech świadczy choćby łatwość, z jaką na niwie gospodarczej i politycznej buszują u nas – bezkarnie i bezczelnie – międzynarodowe siły, zakotwiczone w ugrupowaniach gospodarczych sterownych przez „mocarzy” (Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Światowa Organizacja Handlu, itd., itp.), w ugrupowaniach polityczno-państwowych (Bruksela, Waszyngton, Watykan, Moskwa, itd., itp.), w ugrupowaniach militarno-policyjnych (przede wszystkim NATO). Nie ma żadnych wątpliwości, że Europa Środkowa (w tym Polska) są świadomie, celowo „prowincjonalizowane” gospodarczo i politycznie. Po prostu są ważniejsze miejsca i ważniejsze sprawy w świecie.

Dlatego nasze, ojczyźniane zabawy w domorosłą politykę i gospodarkę uchodzą nam „na sucho”, choć przymierzone do światowych rankingów są jakoś monitorowane.

Dzięki temu Polska ma swój własny, choć niezauważony (bez odzewu) dorobek ustrojowy, najprawdopodobniej niemożliwy do wdrożenia na zachód od Łaby i na południe od Dunaju: tamtejsza Ludność odrzuciłaby te rozwiązania z odrazą.

Zatrzask Lokalny a Zorganizowana Grupa Przestępcza

Słowo „mafia” stało się elementem międzynarodowego słownika i oznacza – z grubsza – wzajemne przenikanie się interesów i działań grup działających bezprawnie i administracji działającej w rygorze prawnym. Dzieje się zatem coś magicznego: w administracji pojawiają się ludzie gotowi całkowicie ignorować prawo, zaś w grupach przestępczych pojawiają się tendencje do „legalizowania” poczynań pozaprawnych. Jeśli obie te tendencje są „katalizowane” poprzez więzi towarzyskie – mafia gotowa.

Polskie prawo nie zna pojęcia „Zatrzask Lokalny” (chociaż użycie tego pojęcia w oficjalnym piśmie pewnej Prokuratury czyni to pojęcie obecnym w dyspucie). Zna za to pojęcie „Zorganizowana Grupa Przestępcza”. Przynależność do takiej grupy jest karalna, zaś kary za rozmaite przestępstwa „rosną” jeśli popełnione zostały w ramach Grupy. Moim zdaniem, brak prawno-formalnej „rozpoznawalności” Zatrzasku Lokalnego sprzyja patologiom opartym na pogardzie dla „szarego obywatela” i na biurokratyzmie (interes prywatno- grupowy urzędników i funkcjonariuszy staje się priorytetem wobec interesu publicznego i wobec statutowych celów, a także wobec misji urzędów i organów).

Mając do wyboru pojęcia „klika” (zmowa grupy nie-anonimowych osób zawarta w celu forsowania konkretnego interesu-celu), „koteria” (zmowa „zarządzająca” klikami, oparta nie na rozpoznawalnej znajomości wzajemnej osób, ale na wspólnym „kodzie środowiskowym”: lekarze, prawnicy, samorządowcy, inżynierowie, policjanci, strażacy, nauczyciele, byli działacze młodzieżowi, itd., itp.) oraz „kamaryla” (zmowa polityczna koterii i klik dążących do „sprywatyzowania” jakiejś „połaci” Państwa) – oświadczam jako autor pojęcia Zatrzask Lokalny, że ma on najwięcej wspólnego z KOTERIĄ.


Zatrzask Lokalny nie jest pojęciem naukowym (nie był przedmiotem badań), ale przypuszczam, że jego skuteczność i sprawność w realizowaniu rozmaitych zmów jest nie mniejsza niż w przypadku Zorganizowanych Grup Przestępczych.

Zakleszcz totalitarny

Używam sformułowania Mega-Neo-Totalitaryzm dla określenia swoistego reżimu, którego największą perfidią jest doprowadzanie Ludności do pozycji „sam tego chciałeś”.

Porównajmy dwie rzeczywistości, z których jedna (która?) jest wirtualna, nieistniejąca materialnie.

RYNEK

Albo jest swoboda działalności biznesowej, społecznikowskiej, artystycznej, swoboda wypowiedzi, monopole duszone w zarodku, wyzysk demaskowany i likwidowany u zarania – albo cała gra społeczna idzie o tworzenie sobie małych i dużych monopoli, a tą drogą o zapewnianie sobie tego, do czego innych nie dopuszczamy

DEMOKRACJA

Albo jest wciąż od nowa dla wszystkich równa szansa na sukces i równe prawa w rozmaitych sytuacjach codziennych – albo są dziesiątki lokalnych i systemowych warunków-mechanizmów, z których wyłaniają się kliki, koterie i kamaryle, a prawa ludzkie i obywatelskie są kłopotliwym dodatkiem do prawodawstwa

GOSPODARKA

Albo jest tak, że wytwórca-dostarczyciel dóbr, wartości i możliwości w pełni panuje nad tym, co i jak robi oraz nad tym, ile skorzysta na swoich społecznie użytecznych działaniach – albo jest tak, że wszystko robi w przerośniętych okowach prawno-proceduralnych, a ostatecznie jego udział w korzyściach okazuje się „resztą” po tym, jak mu zostanie odebrane

OBYWATELSTWO

Albo przeciętny obywatel ma wystarczające rozeznanie w sprawach publicznych (co, kto, gdzie, w jaki sposób, kiedy) i ma w sobie dobrą wole wciąż poprawiania tych spraw ku lepszemu – albo nie ma takiego rozeznania, za to ma zastępczą papkę, której nie rozumie, a do tego nastawiony jest nieufnie, nie ma gotowości do poświęcenia się dla publicznego dobra (wtórny analfabetyzm obywatelski), zatem jego obywatelstwo staje się jedynie „rejestrowe”: informuj o stanie majątkowym, płać podatki, akcyzy i opłaty oraz kary, głosuj nawet jeśli nie wiesz o co chodzi, bądź pokorny w nadziei ochłapu

PAŃSTWO

Albo stanowi kompetentny, służący ogółowi kompleks urzędów i organów zarządzający czterema kluczowymi meta-systemami (administracja, infrastruktura, finanse, grupy interesów politycznych), nadzorując aby te meta-systemy mnożnikowały soczystą, treściwą naturalną żywotność ekonomiczną – albo stanowi „uodgórnioną” esencję Nomenklatury obsadzającej kadrowo cztery meta-systemy na mocy skrywanych przed Ludnością kompromisów politycznych, zbrojącą się w nadzwyczajne prerogatywy wobec Ludności (w tym przemoc, przymus, wykładnię prawa, reprezentację), nastawioną ekploatatorsko wobec Kraju i Ludności, nie poczuwającą się do żadnych obowiązków i zobowiązań

PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ

Albo wynika z naturalnej żywotności ekonomicznej, wyżywa się w dążeniu do zaspokojenia potrzeb społecznych za proporcjonalnym i ekwiwalentnym wynagrodzeniem – albo sprowadza się do pozycjonowania (klient versus dystrybutor) w grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko, nastawionej na monopolizację i ekploatatorską kontrolę wszelkich nisz życiowych, społecznych, porzuca kłopotliwe potrzeby społeczne na rzecz „zaklepywania” sobie dochodów i innych wartości w sposób lobbystyczno-polityczny

SAMORZĄD

Albo oznacza w pełni dobrowolne i w pełni swobodne oraz w pełni świadome organizowanie się „oddolne” dla celów ad hoc lub bardziej trwałych, oparte na public collection, ze zrozumiałymi i partnerskimi wewnętrznymi mechanizmami wyłaniania przywódców, postępowania w różnych sprawach, określania wspólnych celów i zadań, reprezentowania wobec innych wspólnot, „kariery” środowiskowej, przestrzegania norm zachowania i współżycia, podziału obowiązków, udziału w korzyściach, wewnętrznej dyscypliny – albo zarówno powstawanie takich organizacji, jak też ich funkcjonowanie a nawet los – pozostają w gestii Państwa albo jakiejś kliki, koterii, kamaryli, zarówno w sprawach organizacyjno-proceduralnych, jak też kadrowych i finansowo-materialnych

CODZIENNOŚĆ

Albo jest tak, że każdy człowiek, rodzina, mikrospołeczność, wspólnota, mają poczucie możliwie największej swobody działania i kształtowania swojej rzeczywistości – albo są rugowane poza tzw. bezpośrednią kontrolę społeczną, a w jej miejsce mają procedury, normy, standardy, certyfikaty, koncesje i całą papierologię, bez której ich życie stacza się w kontrolowaną „skądś” i poddaną presji, związaną z nieznanym ryzykiem porażki (w tym bankructwa), zagrażającą karami i represją, paradoksalną nielegalność, choćby to życie było szczere, otwarte, uczciwe, nastawione na dobro

Tylko nie komentujcie, że prawda leży pośrodku: ja piszę o procesach i tendencjach, a te się w Polsce nie chybią od lewa do prawa, tylko idą w konkretnych kierunkach.

Powyższe zatem przeciwstawia rzeczywistość rynkową, obywatelską, humanistyczną, samorządną, prospołecznie przedsiębiorczą, demokratyczną, gospodarną – rzeczywistości wręcz przeciwnej, sterowanej przez wyalienowane Państwo, wyrodzone ze społeczeństwa i przeciwstawiające się mu ciemiężycielsko.

Jest tylko kwestią „ucywilizowania”, czy owa przeciwstawność polega na jawnej dyktaturze, czy na niezliczonych przepisiątkach i okolicznościątkach oraz interpretacyjkach, składających się w sumie na ewidentny totalitaryzm, chętnie przytaczający owe „ątki” na dowód, że totalitaryzm to nieprawda.

Zawsze powstaje pytanie: gdzie kończy się losowo-przypadkowa suma błędów, wypaczeń, sprzeniewierzeń – a gdzie zaczyna się systemowo-ustrojowa norma, „pod którą” kształtowany jest „człowiek systemu”.

Sądzę – i od dawna to ogłaszam – że w Polsce jesteśmy już dawno po drugiej stronie, gdzie rozmowy o przypadkowo-losowych pomyłkach, które można załatać, są bajkami nie z tego świata.

Mam pewność, że im ktoś lepiej usytuowany w tej rzeczywistości przedstawianej w drugiej części akapitów – tym większe jego szczere przekonanie (albo cyniczna skłonność do łgarstwa), iż ma do czynienia z rzeczywistością przedstawianą w pierwszej części akapitów.

Ten paradoks nazywam ZAKLESZCZEM MEGA-NEO-TOTALITARNYM. Powtórzmy: zamiast naturalnej rzeczywistości mamy rzeczywistość „uporządkowaną” totalitarnie, a jej podstawową siłą jest przekonanie tych, co są w nią uwikłani jako beneficjenci, iż jest ona naturalna: tym większe przekonanie, im lepsze usytuowanie. W tej sytuacji „doły”, w sposób oczywisty uciśnione i uciemiężone – nabierają przekonania (zresztą, nie bez pomocy „totalitarystów-propagandystów”), że są same sobie winne, i popadają w apatię, najgorszą formę wykluczenia.

Intuicja mi podpowiada, że przybywa nam ludzi w dwóch przeciwnych formacjach: tych cichych z przetrąconym kręgosłupem, którzy już tylko chcą świętego spokoju za wszelką cenę, boją się jakiegokolwiek „podskoku” w obawie przed utratą resztek stabilizacji (ci deklarują w badaniach udawane zadowolenie) – oraz tych, którym nawet taka cicha mikro-stabilizacja nie jest dana, bo ich okropna rzeczywistość dopada poprzez Więcierze Mętne, poprzez czyjeś Rwactwo Dojutrkowe, poprzez bezczelne działania urzędników, funkcjonariuszy, windykatorów, strażników, kontrolerów, przełożonych. Zatrzaski Lokalne (gdzie wszystko jest już poukładane „pod swoich”) wychodzą ze swoich sekretnych okopów i nor, zaczynają być toksyczne, agresywne wobec ludzi, łase na ich dobra, bo zaczyna im (tym Zatrzaskom, lokalnym układziątkom) „brakować do pierwszego”.

Kiedy rzeczywistość kuleje, jak w Polsce od zawsze, to wytwarza się taka nić porozumienia między My i ONI: my wiemy, że oni nie realizują swoich zadań i w rzeczywistości nas skubią, ale zostawmy to, dobrze że mamy swoje mikro-nisze – oni zaś wiedzą, ze my nie wszystko robimy jakby należało, ale jesteśmy im przydatni, więc stosują margines tolerancji. Tak jest w pracy, na ulicy, wszędzie, gdzie występują relacje MY-ONI. Ale bywa, że „z głodu” uruchamiany jest alert (np. dziura budżetowa każe wszystkim szukać oszczędności i dodatkowego haraczu, albo zbliża się kontrola czy jakaś inna poruta jest): wtedy ONI stają się formalistami, przestają tolerować nasze „coś po swojemu”. Nie mamy wyjścia, rzeczywiście „naciągamy”. Jeśli się nie podporządkujemy – stracimy na tym. Z drugiej strony moglibyśmy tak samo potraktować ONI-ych, wszak tam też nie wszystko jest w porządku. Ale wtedy zostaniemy „przećwiczeni”, może nawet „oddaleni”, pozbawieni mikro-stabilizacji – i nikt się ze strachu za nami nie ujmie.

Tak wygląda ucisk mega-neo-totalitarny.

Środowisko opiniotwórcze

Najsilniejszym środowiskiem opiniotwórczym jest środowisko dziennikarskie. W potocznym rozumieniu dziennikarz to taki ktoś (spiker, reporter, śledczy, komentator, felietonista, sprawozdawca, moderator, fotograf, grafik, wydawca), kto – mówiąc najogólniej – informuje o świecie i o wydarzeniach. Jest oczywiste, że uzyskanie informacji o wszystkim i zupełnie bezstronnej jest niemożliwe dla biernego czytelnika prasy, słuchacza radia, widza telewizyjnego, klienta portali internetowych, itd., itp. Zbyt dużo tego, zbyt złożona jest „kuźnia” wydarzeń czy samej informacji. Dlatego wyodrębniły się takie zawody dziennikarskie jak śledczy, komentator, felietonista. Czytelnik, surfer, słuchacz, widz – przydzielając jakiś „kapitał zaufania” dziennikarzom, przyjmuje ich anonse „na wiarę”, bez szczególnego sprawdzania.

Tu pojawia się pole do nadużyć. W moim przekonaniu graniczących z przestępstwem albo przekraczających tę granicę. Zaczynają się one już na etapie doboru informacji i nadawania jej tytułu. Bywa jednak, że informacje są sztucznie generowane (wyssane z przysłowiowego palca), bywa, że są zwykłymi reklamami w formie eseju czy „migawek”, bywa że są przekazem politycznym, bywa, że służą dezinformacji i manipulacji odbiorcą, a bywa też, że służą jako nośnik informacji służących działaniom niezgodnym z prawem. W każdym z tych przypadków – te zaś obejmują już 90% przekazów – mamy do czynienia z jawnymi i „krypto” agentami wpływu ideowego, biznesowego, politycznego, przestępczego, którzy w mediach stanowią obecnie znakomita większość. Oczywiście, różnią się „warsztatowo”, co czyni ich bardziej lub mniej „opłacanymi”. Warto to wszystko uzupełnić o rosnący do nieprzytomności sektor zorganizowanego ogłupiania, niegdyś obecny w plotkach i paparazzi-fotkach, ale dziś obejmujący całe cykle programów „rozrywkowych” i seriali.

Nieco inaczej – pozostawię bez analizy – funkcjonują takie środowiska opiniotwórcze jak naukowcy, liderzy społecznikostwa czy duchowni.

Zakony Polityczne

Państwo – rozumiane jako przestrzeń publiczna i jej regulacje zakotwiczone w organach, urzędach oraz służbach – jest znośne i zrozumiałe, kiedy jest „monogamiczne”, czyli w każdym jego „zakątku” mamy do czynienia z tymi samymi regułami, tym samym nazewnictwem, identycznymi procedurami, identycznymi algorytmami „tu nacisnąć, tam wyskoczy”.

Działalność Zakonów Politycznych powoduje, że tak rozumiane Państwo przestaje być jednorodne. Powstają wyodrębnione enklawy i nisze, w których kreowane są odrębne reguły, odrębne algorytmy, odrębne nawet obyczaje i tzw. kultura prawna. Wymieńmy: sport (prawo wewnętrzne federacji sportowych ma przynajmniej „dużą autonomię” wobec prawa powszechnego), spółdzielczość (szczególnie ta mieszkaniowa), wojsko, policja, sądownictwo z prokuraturą, administracja państwowa, kościoły (szczególnie widoczna jest dominacja prawa kanonicznego nad prawem powszechnym), skarbówka, obszar funduszy zwanych unijnymi. To nie wszystko: są też specjalne multi-podmioty prawne o znaczeniu ogólnospołecznym, ale funkcjonujące w formule zakonu (PKP, ZUS, NFZ, KIG, windykacja, bankowość-ubezpieczenia), są też niemal jawne zmowy polityczne, pełniące rolę Grup Trzymających Władzę, które zamykają dostęp do demokracji w ugrupowaniach partyjnych i samorządach.

Istotą Zakonów Politycznych jest podmiotowa, suwerenna zdolność „wychowania” własnych janczarów w postaci Rewidentów Politycznych (dokonujących Rekapitulacji przed i po-wyborczych), Notariuszy Politycznych (opracowujących Więcierze Mętne) oraz – nie opisanych powyżej – Strażników Politycznych, czyli nieformalnych ojców-rzeczników środowiskowych, którzy decydują, komu z Zakonu może i powinna stać się krzywda za jego niecnoty, a kogo środowisko ma bronić do upadłego mimo oczywistych bezeceństw. Dla wzmocnienia, pozycjonowania fenomenu Strażnika, Rewidenta i Notariusza buduje się wokół niego specjalną Basztę Ustrojową, na którą składają się „hermetyzatory”: wykształcenie formalne, limity wiekowe, wymagane doświadczenie i podobne kryteria: niby każdy je może łatwo spełnić, ale „dopuszczenia” już dotyczą tylko osób specjalnie wskazanych.

***


Najgorsze, że świadomość Układu (który przecież MUSI być) jest w nas zainstalowana jako „strona domyślna”, staramy się zatem przytemperować nasz „psycho-mental” do takiego „układowego” rytu: bo obawiamy się, że jeśli tak nie postąpimy – będziemy odstawać, a rzadko kto lubi odstawać.

Tyle – na razie.



UWAGA PS:

W pięciu zaprezentowanych częściach zaprezentowałem wycinki szerszego opracowania, które - o ile mi pozwolą okoliczności w najbliższych dniach - zamieszczę na swoim "prywatnym" blogu "Publications of Naj Myślnik Herman. Jeśli zatem zauwazyć się dają "nieciągłości" tekstu - odsyłam do lektury całości, albo - to też dobry sposób - poszukiwanie innych moich notek według podanych tagów.

JH