Premierze, ucisz spekulantów!

2011-12-08 19:04

Szanowny panie Premierze!

 

Nie mam najwyższego mniemania o Pańskich kwalifikacjach i intencjach, ale innego Premiera na razie nie mam. A sprawa leży w kompetencjach Rządu, kilku ministerstw.

 

Otóż zwracam się z uprzejmą prośbą o umożliwienie mi w okresie tuż-przed, w-trakcie oraz tuż-po europejskich mistrzostwach piłkarskich 2012, robienia zakupów z pominięciem spekulacyjno-okazyjnych nadzwyczajnych podwyżek, jakie w tym okresie nastąpią.

 

Jako podatnik przymusowo od kilku lat dopłacam do tych mistrzostw, np. do budowy stadionów i innych przedsięwzięć, które nigdy się „nie zwrócą”.

 

Ostatni raz byłem na meczu piłkarskim „na żywo” Legia-Górnik, gdzieś w okolicach 1975 roku. Obejrzałem chama Kazimierza Dejnę (wówczas najsławniejszego piłkarza kraju), który bluźniąc wyrwał sędziemu z ręki okazaną mu czerwoną kartkę (kilkadziesiąt minut wcześniej podczas prezentacji zawodników dostał bukiet kwiatów od kibiców). Obejrzałem i doświadczyłem euforycznej reakcji kibiców na ten gest idola. Poza tym widziałem, co robią sobie wzajemnie piłkarze podczas meczu, a kibice na trybunach i po meczu (ponad 35 lat temu!). Od tego czasu nie chodzę na stadiony w trakcie meczów piłkarskich. Sądzę zresztą, że prawdą są podejrzenia wielu kibiców, obywateli, oficjeli i prokuratorów, że piłka nożna przeżarta jest ustawionymi meczami i dziwnymi transakcjami „przy okazji”, niezależnie od federacji i kraju, a w Polsce jest to potwierdzone już kilkuset wyrokami. Taki „sport” mnie nie interesuje, ani jako rywalizacja, ani jako widowisko, ani jako docelowy kierunek moich podatkowych pieniędzy.

 

Jako codzienny bywalec Warszawy (dojeżdżam tam z Grodziska Mazowieckiego do pracy) będę w czasie mistrzostw – chcąc-nie-chcąc – narażony na niedogodności natury „logistycznej”, których kosztów nikt mi nie pokryje.

 

Bywają koszty nie do uniknięcia, uzasadniane np. dobrem Kraju, mającego podobno skorzystać wizerunkowo na mistrzostwach (sądzę, że w korzyściach będzie raczej partycypował Pan, a w kosztach - raczej ja).

 

Nie mam jednak zamiaru – i mam do tego konstytucyjne prawo – ponosić kosztów spekulacyjnych i okazyjnych szaleństw cenowych. Oczywiście, nie zamierzam nocować tam gdzie piłkarze, jadać w gastronomii przy stolikach obok nich, ani kupować gadgetów sportowych – ale wiem z doświadczenia, że przy takich okazjach w Warszawie „wszystko rośnie”, w dodatku z dużym trudem i niechętnie wraca do przed-okazyjnych poziomów cenowych.

 

W centrum Warszawy przybiera to postać wręcz karykaturalną: kiedy przy okazji remontów torowiska zamknięto jeden z małych punktów sklepikarskich przy Chałubińskiego róg Nowowiejskiej – w drugim sklepiku cena kajzerki wzrosła z 35 do 55 groszy.

 

Pazerność sklepikarzy i innych sprzedawców rozmaitych podstawowych dóbr konsumpcyjnych – rozumiem, bo Pański rząd nie daje drobnym firmom okazji żyć uczciwie, więc korzystają z różnych szans dogonienia i przegonienia rentowności. Ale podwyżki nie mające uzasadnienia w niczym innym (choćby w kosztach wytworzenia), tylko w „okazji” – wyczerpują znamiona kilku przepisów kodeksowych: narażenie klienta na nieprawidłowe rozporządzenie mieniem, wyzysk, wyłudzenie nienależnej zapłaty, itd., itp.

 

Piszę odpowiednio wcześnie, aby miał Pan czas na wyjście z szoku, że ktoś może w ogóle oczekiwać normalności. Media epatują nas spekulacyjnymi cenami, jakie osiągną miejsca w hotelach i podobne przyjemności. Nie informują opinii publicznej, że w tym czasie wzrosną wszystkie ceny, a nie tylko te „dotyczące mistrzostw”. Cynicznie podpytują ulicznych przechodniów, czy zostaną w mieście, a może uciekną z niego. Pośrednio wspierają przyszłoroczny „boom spekulacyjny” i cały „ekonomiczny” proceder z tym związany.

 

Zawrócić tę dziką kampanię będzie niełatwo, współczuję Panu i Pańskim (rządowym) służbom. Podpowiadam, że jeśli czuje Pan, iż nie zdoła się Pan przeciwstawić „ciśnieniu spekulacyjnemu” w czasie mistrzostw – może Pan zarządzić „dodatek drożyźniany” dla mieszkańców, znany co prawda z innego ustroju, ale przy tej okazji – jak znalazł.

 

Pańska ewentualna odpowiedź, że to sprawa komunalna a nie państwowa – uznam za unik, zresztą nie oparty na prawdzie. Zorganizowaną i masową przestępczością gospodarczą nie zajmują się w Polsce samorządy. Te pasjonują się przeganianiem straganiarzy i „sprzedawców z ręki” z reprezentacyjnych miejsc handlowych, choć nie przeganiają z nich nagabywaczy ulotkowych i podobnych osób, prowadzących równie nielegalnie działalność gospodarczą, w dodatku w sposób zorganizowany.

 

Nie jest rozwiązaniem zwiększona akcja prewencyjna policji i służb rozmaitych – zresztą również współ-finansowana z moich podatków. Nie ten aspekt mistrzostw będzie ich „oczkiem w głowie”.

 

Nie ma to też nic wspólnego z wolnym rynkiem i podobnymi ideami: nie będę miał szansy skorzystać z konkurencyjnej oferty, bo będzie ona zbyt oddalona od Warszawy (w samej Warszawie takiej nie będzie bez Pańskiej interwencji).

 

Być może, jeśli będę przezorny i zapobiegliwy, moje zwiększone koszty funkcjonowania w tym okresie wzrosną „zaledwie” o 100-200 złotych. Ale po pierwsze, wolę swoją zapobiegliwość kierować w innych kierunkach, nie w kierunku ratowniczo-przymusowym, a po drugie, owe 100 złotych dla wielu jest poważną sumą, a pomnożone przez mniej-więcej milion osób, które będą w to wplątane – daje spekulacyjne nadwyżki rzędu 100 milionów złotych. to poważne przestępstwo dotyczące dużej liczny osób, więc o znaczącej szkodliwości społecznej.

 

Proszę przyjąć moją sugestię, że najprawdopodobniej moja prośba jest podobna oczekiwaniom, jakie mają mieszkańcy i bywalcy wielkich miast „mistrzowskich” – w tym sensie nie jestem odosobniony.

 

Jan Herman