Proletariusze wszystkich stanów: łączcie się! W pary!

2014-01-18 09:39

 

Zdawa się, że Imperium Romanum, w którym zaprowadzano przez lat kilkaset wciąż ładniejszy ustrój garnizonowy, lepiej dbało o proletów niż Zielone Trzęsawisko. Wyjaśnić śpieszę.

Proletarianie (z łac. proles: potomstwo, winna latorośl) – podaje niezawodna Pedia – to w starożytnym Rzymie była warstwa najuboższych obywateli (mających prawo głosu, pełnoprawnych „Rzymian”), nie mających ziemi czy majątku, wolna w zasadzie od podatków i służby wojskowej, u schyłku republiki w znacznym stopniu utrzymywana przez państwo. Szczególnie dużą rolę proletariusze odgrywali podczas kampanii wyborczych.

Ustrój garnizonowy oparty był na kilku filarach gospodarczo-wojskowych:

  1. Gospodarka żywnościowa była multiplamią latyfundiów (multiplamia – wiele oddzielnych „plam” terytorialnych): wydzielone obszary rolne (leśne, wodne) dostarczały pożywienia, oddawanego z użyciem rozliczeń pieniężnych do publicznej-państwowej sieci dystrybucji;
  2. Gospodarka techniczna rozpostarta była między rzemiosło i architekturę: rzemieślnicy dostarczali narządzia, wyposażenie gospodarstw domowych, półprodukty wojskowe i infrastrukturalne – architekci rozbudowywali miasta i infrastrukturę (drogi, akwedukty, łaźnie, świątynie);
  3. Rodziny nobilitowane, zorganizowane patrymonialnie, zamieszkiwały w miastach, gdzie „układały” się wedle hierachii szlachectwa komplementarnej z hierarchią wojskową. Niektóre rodziny – zwłaszcza wielcy feudałowie – fundowali własne siedziby-miejscowości;
  4. Plebejusze – mający niski status ekonomiczno-społeczny, ograniczone prawa osobiste i obywatelskie, najczęściej też doraźny obowiązek poborowy – zamieszkiwali głównie w miastach opanowanych przez liczne rodziny nobilitowane;
  5. Poza miastami „obywatelskimi” powstawały lub przechwytywane przez armię liczne „oppidum” (forty), miejscowości garnizonowe, gdzie status człowieka wyznaczany był przez jego miejsce w strukturze armii;
  6. Niewolnicy – z fundamentalnymi różnicami w miastach („familia urbana”) i w terenie („familia rustica”) – to żywioł pozbawiony praw osobistych, zależny od poziomu człowieczeństwa, gospodarności i temperamentu  rodziny nobolitowanej, do której byli przypisani;
  7. Świątynnicy – ściśle kadrowa kasta „wtajemniczonych”, pełniąca role „mistyczno-eksperckie” oraz propagandowo-motywacyjne, podobne do znanej współcześnie azjatyckiej sieci placówek duchowo-wyroczniowych odwołującej się do argumentów sakralnych i filozoficznych: z tego obszaru wywodzi się późniejszy „ruch teatralny”;
  8. Centrum decyzyjne Imperium Romanum – to był permanentny tygiel konstytuujący pozycje polityczne klik i koterii w ustawicznych grach z użyciem argumentów wojskowych, gospodarczo-finansowych, polityczno-taktycznych i ekspercko-charyzmatycznych;

W takim oto ustroju, który dziś nazwalibyśmy „socjalizmem nomenklaturowo-arbitralnym”, proletarianie od państwa otrzymywali jedzenie i prawo do bezpłatnych igrzysk („panem et circenses” - chleba i igrzysk). Rolą proletariatu było bierne uczestnictwo w grach rodzin nobilitowanych, grupujących się w kamaryle, o wpływy w Centrum decyzyjnym. „Profesja” proletariańska opłacana była „z góry” i polegała na przekupstwie wyborczym. Choć codzienne procesy decyzyjne dokonywały się poza orientacją i udziałem kogokolwiek spoza rodzin nobilitowanych – to proletarianie używani byli w charakterze „narzędzia legitymizacji” zarówno wspólnych postanowień Centrum, jak też argumentacji wysuwanych przez poszczególne kamaryle.

Ustrój opisany powyżej był kodyfikowany już w czasach przedimperialnych w formie pęczniejących zapisów „mos maiorum” (prawo zwyczajowe, consuetudo), „leges regiae” (ustawy królewskie, ius Papirianum), „leges” (prawa przyjmowane przez ogół-prolet nazywane od imienia inicjującej osoby nobilitowanej, np. lex Hermana)  a potem w formule wiecowej, podczas „concilia plebis” (zwane plebiscita). Następnie zrodziła się „kasta jurystów” mająca uprawnienia do wydawania „edyktów” (edictum tralaticium, ius praetorium, niby nie stanowiących prawa, ale pełniących rolę dziś znaną jako prawo powielaczowe, czyli „swobodne” wykładnie przyjmowane z „nabożeństwem” jako instrukcje).

W nowej erze zwieńczeniem ustroju stały się konstytucje (np. lex de imperio Vespasiani 70 n.e), którym podporządkowane były edykty (ius edicendi), mandaty (instrukcje, mandata), dekrety (decretum), reskrypty (rescriptum). Patrz: Digesta seu Pandecta, Codex, Institutiones, Novellae.

 

*             *             *

Jest oczywiste, że ustrój dzisiejszej Polski (i większości krajów Europy Środkowej) do złudzenia przypomina ustrój Imperium Romanum. Każde zdanie powyższego opisu – po kosmetycznych dostosowaniach słownikowych – pasuje np. do opisu Polski „powiatowej” czy „politycznej”.

Mając gasnącą wydolność zarówno w dziedzinie „igrzysk”, jak też w dziedzinie „chleba” – polska multi-kamaryla z powodów wymagających szerszego opisu (nie, nie tutaj) agituje nas w sprawie „mnóżcie się”. Zastanawiające jest w tym kontekście zarówno nikłe zainteresowanie „ustawodawcy” regulacjami umacniającymi rodzinę, jak też powszechna praktyka administracyjno-sądownicza masowo produkująca „biezprizornych” (bezdomna młodzież, pozbawiona jakichkolwiek więzi rodzinnych i – poza spektakularnymi pozorami – systemowo-ustrojowego zainteresowania Państwa czy samorządów). Jest to „platforma zadziwiająco zgodnej współpracy” Państwa i Kościoła. Zmierzającej wprost do masowej produkcji „l’uomo senza contenuto” (człowieka wyzutego z człowieczeństwa, asocjalnego).

W ten oto sposób Polska powolutku – dmąc w trąby „jesteśmy w pierwszej dwudziestce państw świata” – kotwiczy swoją rzeczywistość w czasach barbarzyńskich, sprzed czasów apostolskich, sprzed Imperium Romanum, sprzed Hellady.