Przedsiębiorczość a kapitalizm

2012-05-28 07:59

 

Przedsiębiorczość pochwalamy – jako zdolność i zarazem czyjąś skłonność do brania na własne ryzyko i rachunek jakiegoś problemu społecznego, w skali mikro (np. sklepik osiedlowy), mezo (np. cegielnia)  albo makro (np. budowa szybkiej drogi). Zazdrościmy przedsiębiorcom ich talentu i odwagi oraz tego, że z czasem zdobywają swoją markę. Współczujemy tym, którzy mieli pecha albo okazali się nie dość utalentowani.

 

Zapominamy najczęściej, że przedsiębiorczość ro nie tylko biznes i sprawy gospodarcze, ale też inicjatywy społecznikowskie, wolontariackie (zwane często budżetowymi), a nawet artystyczne, naukowe, twórcze (np. uruchomienie redakcji pisma czy lokalnej rozgłośni).

 

Ludziom przedsiębiorczym jesteśmy gotowi powierzać odpowiedzialne funkcje lokalne i „większe”, zwane politycznymi. Skoro się bowiem na czymś znają i mają „zdrowie” dla spraw publicznych – to niech służą ogółowi, na chwałę swoją i tegoż ogółu.

 

Oczywiście, nie mamy nic przeciwko temu, żeby niektórzy z nich ze swojej przedsiębiorczości uczynili sposób na życie, czyli aby zbierali swoje owoce w postaci „narzutu” albo „budżetu”.

 

Kapitalizmu raczej nie pochwalamy – bo widzimy go jako lisią chytrość cwaniaków objawiającą się głównie tym, że ktoś wynajduje, a nawet preparuje sytuacje, w których czegoś komuś brakuje – a potem osacza go swoją ofertą, której jedynym zadaniem jest „naciągnąć” potrzebującego, byle tylko poświęcił grosz, dał zgodę, złożył podpis, zagłosował.

 

Kapitalista ma głęboko w dziurkach ludzkie i społeczne potrzeby: oczywiście, że je widzi, a nawet sam często je wmawia ludziom (np. poprzez reklamę), ale służą mu one wyłącznie jako materiał wyjściowy do tego, by wycisnąć z ogółu jak największy swój dochód. Najczęściej nawet dochód „oddziela” się od zaspokojenia potrzeby: zapłaciłeś, zagłosowałeś, złożyłeś podpis – to teraz twój problem, a ja zobaczę, czy da się spełnić moje obietnice, ale raczej nie, bo muszę nowych „zgłuszyć”, by zapłacili, złożyli podpis, zagłosowali, poparli, zadeklarowali, dali zgodę.

 

W odróżnieniu od Przedsiębiorcy – Kapitalista ma na oku wyłącznie swój dochód, i to uzyskany jak najmniejszym nakładem własnym. Swoich talentów i umiejętności używa jako tytułu do dochodu, a nie narzędzia ofiarnego zaspokajania ludzkich potrzeb. Od byłego Marszałka Sejmu, ludowca, nauczyłem się słowa „rwactwo” i używam go z chęcią, kiedy opisuje działalność kapitalisty.

 

Najbardziej wredną formą kapitalizmu takiego jak to wyżej opisano – jest rwactwo polityczne oraz rwactwo dojutrkowe.

 

Rwactwo polityczne polega na tym, by czerpać jak największe korzyści z tego, że jest się politycznym, wyłonionym w wyborach lub mianowanym „odgórnie” (klika, koteria, kamaryla), powiernikiem spraw publicznych. Słowo „powiernictwo” ogranicza się tu do wyrażonej przez „ociemniały ogół” woli w głosowaniach zwanych wyborami. Celem rwacza politycznego jest utrwalenie i umnożenie swojej polityczno-kapitalistycznej pozycji, zatem zrobi wszystko, by wykorzystać swoje prerogatywy do zmonopolizowania swojej pozycji, a nawet do tego, by namnożyć same prerogatywy. A że nie jest w tym odosobniony – łatwo zaprowadza ustrój znany pod nazwą „kapitalizm państwowy”.

 

Rwactwo dojutrkowe polega na tym, że udaje się przedsiębiorczość, ale w rzeczywistości realizuje się tylko jej „lepszą połowę”, czyli namawianie ludzi do zobowiązań wynikających z „zaufania konsumenckiego”. Kiedy ludzie płacą, podpisują zobowiązanie albo dokonują jakiejkolwiek czynności gwarantującej rwaczowi dochód – rwacz nawet nie udaje, że zamierza trzymać się umowy i swoich zobowiązań: realizuje swój podstępnie wyłudzony dochód i znika. Sposobów na znikanie jest miliony, najbardziej bezczelny jest ten, który pozwala rwaczowi nadal funkcjonować w tym samym miejscu, pośród tych samych ludzi, a odpowiedzialność za swoje rwactwo przerzucać na cokolwiek i kogokolwiek, nawet na oszukanego konsumenta.

 

Im więcej rwactwa – tym mniej przedsiębiorczości, bo Przedsiębiorca „zakotwicza” się w miejscu swojej działalności, bierze na siebie odpowiedzialność za to, co „nie tak wyszło”. Rwacz tych „kosztów” nie ponosi, więc przedsiębiorcy wokół niego z konieczności bankrutują.

 

Jeśli rwactwopolityczne – poprzez kapitalizm państwowy – definiuje ustrój Kraju (nie tylko gospodarczy), wtedy powstaje znakomita atmosfera dla rwactwa dojutrkowego, które w zasadzie „polityką się nie interesuje”.

 

W takim Kraju przedsiębiorczość marnieje i chudnie, ustępując miejsca drenażowi Kraju i Ludności. Na czele hufców drenażowych stoją kamaryle polityczne, koterie i kliki, a ich „żelaznym elektoratem” jest rozbudowany „sektor rwactwa dojutrkowego”, używający specjalnych formalno-prawnych pułapek nazwanych przeze mnie "więcierz mętny". Podłą rolę w tym mechanizmie odgrywają „swoje” organizacje pozarządowe, rugujące prawdziwą przedsiębiorczość społecznikowską, wolontariacką, artystyczną, naukową, twórczą. W takim Kraju ani Administracja, ani Infrastruktura, ani Finanse (budżety, fundusze, bankowość, ubezpieczenia, gwarancje, itd., itp.) nie mają szans rozwinąć się inaczej, niż jako „pole uprawne” dla rwaczy politycznych i dojutrkowych, którzy obsiadają je niczym jemioły i powodują, że zamiast mnożnikować życie publiczne – stają się dla niego ciężarem, coraz trudniejszym do zniesienia.

 

W takim Kraju zagregowane wskaźniki gospodarcze („dochód”, „produkcja”, rejestracja nowych firm”) dość łatwo jest utrzymać na wysokim poziomie, zwłaszcza jeśli „kapitalizm polityczny”, zamówieniami publicznymi (nomenklaturowymi) i prawno-politycznym parasolem wspiera „rwaczy dojutrkowych” . Aż do czasu, kiedy zapadnie się Administracja wyczerpawszy możliwość „podstawiania nogi” i „sępienia” na Ludności (w tym na Przedsiębiorcach), aż do czasu, kiedy Infrastruktura z powodu przestarzałości i z braku konserwacji staje się przede wszystkim wadliwa, awaryjna i niebezpieczna oraz bezużyteczna, aż do czasu, kiedy Finanse okazują się nadętymi atrapami, wyzierają z nich deficyty, brak dynamizmu, dziury nie dające się załatać, mechanizmy nastawione na „skubanie naiwnych”.

 

Kiedy słyszę w telewizorze Obywatela Mengele, jednego z majstrów Collegium Invisible, magika z Bruegla, jednego z pilniejszych janczarów międzynarodowej finansjery, opowiadającego o tym, że dzisiejsza Solidarność oszukuje Naród, gdy w rzeczywistości to on w interesie „zewnętrznym” oszukał Mazowieckiego i Solidarność, udając, że wprowadza społeczną gospodarkę rynkową, a potem patronował kolejnym czterem „epokowym” reformom (administracyjno-samorządowa, edukacyjna, emerytalna, ochrony zdrowia), w istocie otwierającym największy w świecie deal rwactwa – to nie mam wątpliwości, co oznaczają w jego języku takie pojęcia jak Demokracja, Społeczeństwo Obywatelskie, Klasa Średnia.

 

A jeśli ktoś ma wątpliwości – niech zapyta, odpowiem obszernie, cytując Pana Profesora.