Psychopolityka

2011-04-15 04:15

 

Są takie profesje i hobbies, do których trzeba mieć specjalne predyspozycje, a do tego odblokowanych kilka bezpieczników. Na przykład praca w prosektorium, aktorstwo pornograficzne, gangsterka, prostytucja, najemnictwo żołnierskie, testowanie leków, ruletka zwana rosyjską, sporty ekstremalne bez zabezpieczeń, „pakowanie” kulturystyczne na sterydach, skok na główkę do nieznanego akwenu na uboczu. Nie, nie potępiam, w ogóle nie oceniam, tyle że zajęcia powyższe odbiegają od „normy” rozumianej jako typowość, przeciętność czy jakoś tak. Więcej w nich szans na niepowodzenie niż na zadowolenie, choć emocje – czemu nie!?!

 

W każdym miejscu i czasie są inne warunki definiujące granicę między tym co ekstremalne i tym co „normalne”. Są na przykład kraje, w których biznes jest zajęciem ekstremalnym, i kontakty z cudzoziemcami, i surfowanie po internecie, a nawet czynne praktykowanie religijne. Są też inne kraje, gdzie można bez przeszkód dokonywać eutanazji, w glorii prawa masowo wykonywać wyroki śmierci, i tak dalej, i temu podobnie.

 

Polska należy do krajów, w których bycie politykiem jest zajęciem ekstremalnym. Rzecz w tym, iż pojęcie „polityk” jest tu nieco inaczej definiowane, niż „przyjęto” w słownikach.

 

Na przykład Wikipedia powiada: Polityk – to osoba działająca w sferze polityki, którą w klasycznym rozumieniu pojmujemy jako sztukę zdobywania władzy i rządzenia państwem, przy czym celem jest tu dobro wspólne, a przyporządkowanie działania temu celowi (powinno być – JH) ostateczne.

 

Dalej zaś Wikipedia donosi:

 

Polityk musi pokonywać własną próżność, która rodzi nierzeczowość i brak odpowiedzialności. Grzech zaczyna się, gdy dążenie do władzy nie staje się przedmiotem w służbie dobra wspólnego. Polityk, któremu chodzi tylko o sprawowanie władzy i zaspokojenie własnej próżności, będzie zawsze miernotą – nawet gdy odniesie zewnętrzne sukcesy. W polityce nie chodzi bowiem o władzę dla niej samej, ale o władzę w służbie idei. Dla M. Webera był to warunek polityki uczciwej i odpowiedzialnej: "Polityka jako zawód i powołanie ma sens wówczas, gdy łączy szansę wielkiej nagrody dzięki sukcesom i zapowiedź surowej kary za zawiniony brak sukcesów".

 

Oto dlaczego mamy w Polsce nadreprezentację polityków, którym częściej jesteśmy skłonni coś zarzucać niż ich doceniać. Większość z nich bowiem oczekuje zawsze wysokiej nagrody, niezależnie od wyników. Co gorsza, ten sposób myślenia rozprzestrzenia się też daleko poza politykę, a może po prostu wszystko staje się polityce podporządkowane, polityce tej w najgorszym wydaniu.

 

W Polsce powojennej trudno znaleźć polityka, który tak zdecydowanie i jednoznacznie był przez innych polityków, media i opinię publiczną, jak to miało miejsce w przypadku braci Kaczyńskich. No, może A. Lepper (okrzyczany jako wieśniak i satyr na salonach) albo St. Tymiński (prezentowany jako „podejrzany typek”). „Na oko” bracia Kaczyńscy sami podkładali się różnymi wpadkami, ale nie to jest powodem anatemy na nich rzucanej, tylko ich bezwarunkowa, pryncypialna niezgoda na to, co się dzieje z Krajem po Okrągłym Stole.

 

Ich podstawowym „błędem” i zarazem „winą” jest to, że nie chcieli (nie umieli) korzystać z nowego Porządku, jaki nastąpił po ostatecznym zwycięstwie nad „realnym socjalizmem”. Wyłamali się z wyścigu po tantiemy w nowym państwie i ustroju, wskazywali na jego poważne i całkiem niepoważne niedostatki, z których niektóre uznawali i ogłaszali za niedopuszczalne. Tak po prostu, po ludzku. Uwierzyła im całkiem spora część wyborców. A przeciw sobie mieli i mają tych, którzy w tym nowym Porządku znajdowali dla siebie miejsce i planowali progres, karierę, przyszłość. Zawracali głowę – to najdelikatniejszy zarzut.

 

Można bowiem w polskiej (poszerzonej) polityce bezkarnie dawać się korumpować, uprawiać prywatny lobbing, upijać się na oficjalnych (w tym dyplomatycznych) spotkaniach, odwiedzać garsoniery, łamać Konstytucję, wychodzić z Sejmu po drabinie, współpracować przy torturach i innych zbrodniach, zadawać się z sejmową ladacznicą – ale nie wolno godzić w polityczną rację bytu tysięcy dużych i małych graczy, a przede wszystkim dziesiątków najważniejszych Sterników. A jeśli już to się robi – to trzeba samemu być do końca przezroczystym, europejskim, wyglądać co najmniej jak James Bond, a nie jak Tymiński, Lepper czy Kaczyńscy. Trzeba być „naszym” – albo fora ze dwora! Trzeba się dobrze prezentować w miejscu, gdzie wykuwają się rządy, czyli „w towarzystwie” oraz „na salonach”.

 

We wczesnej, np. licealnej młodości, nie miałem przesadnych problemów towarzyskich, choć byłem-jestem z głębokiego zadupia „skażonego” PGR-owszczyzną. Miałem wzięcie jako harcerz, sportowiec, początkujący gitarzysta i jajcarz i figlarz na przerwach między lekcjami czy podczas wycieczek. Tylko raz uczestniczyłem w szkolnej bójce, a przegrawszy miałem kilkunastu druhów do pocieszania. Ale do dziś gryzie mnie moja ostrożna obojętność, kiedy w szkole sekowano kogoś bezlitośnie za jakiś drobiazg, który go wykluczał, czynił go ofiarą zdziczałego grona koleżeńskiego.

 

Ten sam „sznyt” widzę od lat w stosunku do braci Kaczyńskich. Ileż prostactwa, złodziejstwa, nieuczciwości politycznej wybacza się, a nawet nie zauważa u innych luminarzy!

 

Jakże łatwo zamiast „ideowy” powiedzieć „nawiedzony”! Jakże łatwo zamiast „pryncypialny” powiedzieć „nieżyciowy”! Jakże łatwo z cech fizycznych uczynić wady polityczne! Nie kto inny, tylko A. Michnik wiele lat temu napisał piękny tekst o „urokach” NAGONKI!

 

Uważam, że bracia Kaczyńscy, a szczególnie dominujący w tej parze Jarosław, mieli/mają nieco staroświeckie (a może po prostu: klasyczne) poglądy na to, co nazywamy Narodem, Państwem, Racją Stanu, Substancją Narodową, Tradycją, Polską. Uważam też, że uczyli się wielkiej polityki dopiero wtedy, kiedy w nią weszli, poniekąd kosztem jakkolwiek rozumianego Ogółu (to jednak dotyczy wszystkich w ciągu ostatnich lat). Towarzyszy mi wielka obawa na myśl, że Jarosław mógłby powtórzyć robespier’owski, jakobiński Anty-Układ, gdyby miał decydujący głos w polskiej nawie publicznej. Sądzę, że ma jakiś osobisty sekret albo traumę, nie tylko tę ostatnią, które każą mu być „posłusznym” (powolnym) paru osobom z otoczenia, mimo apodyktycznego, autorytarnego temperamentu. Może też brakuje mu zwyczajnie tego dystansu do siebie, tak przydatnego dla zdrowia!?

 

Tyle że cały Parlament to w ponad połowie ludzie o wadach tej samej wagi. Przejrzyjmy – we własnym sumieniu – dymisje ważnych polityków albo klęski polityczno-wyborcze w Europie choćby w ostatnim dziesięcioleciu: z litości nie wymienię nawet 10 polskich nazwisk, które w Europie byłyby po prostu zdyskwalifikowane, nawet nie upomniałby się o nie żaden biznes przymierzający się do lobbingu!

 

Uważam, że Kaczyńskiego program dla Polski jest niedorobiony, choć celny i przeniknięty Dobrą Racją. Podobnie uważam o programach – jeśli istnieją – innych czołowych ugrupowań.

 

Podam na koniec – porównawczo – jeden przykład: podobnym do Kaczyńskich układo-żercą jest Janusz Korwin-Mikke. Pryncypialnym, ideowym, bezkompromisowym, celnie uderzającym. On też został zmarginalizowany, gdzie-nie-gdzie słychać, że jest śmieszny.

 

Tyle że on jest wysoki, asertywny, ma silne zaplecze rodzinne, umie się odgryźć na gorąco, najprawdopodobniej nie przeżywa obelg w zaciszu domowym, nic w sobie nie gryzie, tylko odparowuje natychmiast. Ale też nie ma charyzmy, za którą pójdą masy, którą wesprą znaczące środowiska, choć jego blogowanie jest najbardziej popularne w kraju. Ten właśnie polityk pokazuje, co to znaczy być albo nie być w Układzie, a jednocześnie pokazuje ten rodzaj morale (siły duchowej), który służy mu jako pancerz i napęd zarazem.

 

Może po prostu Kaczyńscy swój pancerz mają „niedopasowany” do mód panujących w polskim politycznym domu wariatów?

 

W każdym razie, choć czasem język świerzbi – nie akceptuję nagonki, uprawianej pod płaszczykiem „demokratycznej” krytyki. Chyba że będzie „po równo” każdemu, kto zasłużył na krytykę.

 

Ktoś wczoraj powiedział mądrze: Kaczyński jest zbawieniem dla Tuska, bo gdyby kto inny zadał Tuskowi te pytania, które zadaje Kaczyński – nie dałoby się uniknąć odpowiedzi, zbyć temat.

 

 

 

Kontakty

Publications

Psychopolityka

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz