Raport gęgaczy. Wydanie poprawione

2016-05-08 13:28

 

Mam przed sobą książkę z podtytułem „o kłamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS”, do której wracam już po raz kolejny. Autorów nie oznaczono na okładce, a dopiero na „tytularzu wewnętrznym”, na 3 stronie: Krzysztof Łoziński, Piotr Rachtan. Ale lista osób, które przyczyniły się do powstania książki „Raport gęgaczy” (wydanie 1, 2015) jest dłuższa: Waldemar Kuczyński, Marcin Makowiecki wpisani są jako autorzy, a jako współpracownicy – Antoni Miklaszewski, Sławomir Popowski, Paweł Wimmer. Copyright by autors – zaznaczono, ale książka jest wkładem do debaty środowiska, w którym funkcjonuje znakomity portal Studio Opinii oraz kilka innych inicjatyw, takich jak uczelnia dziennikarska, klub dyskusyjny, organizacje pozarządowe. Ojcem chrzestnym i chodząca opatrznością tego środowiska jest Stefan Bratkowski, postać wybitna, umiejąca innych zarazić i przysposobić do małych i wielkich działań. Nie mam pewności, ale poliszynel daje znać, że środowisko to jeśli nie zniosło, to przynajmniej wysiadywało Komitet Obrony Demokracji[1]. Mateusz Kijowski jest publicystą Studia Opinii od połowy sierpnia 2015.

O, wygrałem 24 złote na loterii! Za Chrobrego kupiłbym stado koni, 50 groszy za sztukę…

Połowę notki zajmie mi analiza tej właśnie książki, a drugą – czytanie jej „od tyłu”, czyli w konwencji „a’rebours”.

Zacznę jednak od „szerszego planu”, który znają moi Czytelnicy, ale przypominać warto. Otóż Transformacja (zmiana ustroju gospodarczego i – równoległa, nie zazębiająca – zmiana ustroju politycznego) wparła się na kilku fals-filarach”

1.       Zakotwiczona została na niemal odwrotności tego, co postulowała Solidarność w najsłynniejszym dokumencie programowo-ustrojowym, znanym w skrócie jako Samorządna Rzeczpospolita;

2.       Przeprowadzona została podstępem, Balcerowicz „ściemniał” przed Mazowieckim (a to on wnosił etos do Rządu), a rząd „ściemniał” przed Parlamentem i Solidarnością (podobnie wprowadzano po wojnie w Niemczech pakiet Soziale Marktwirtschaft);

3.       Kiedy podstęp wyszedł na jaw i owocował silnym oporem – wprowadzono do Konstytucji artykuł 20, właśnie o Społecznej Gospodarce Rynkowej, który od poczęcia był martwy i wymaga rozliczenia kolejnych władz z zaniechania realizacji tego artykułu;

4.       Wprowadzone rozwiązania uderzały wprost i boleśnie w Ludność (terapia szokowa: bezrobocie, bezdomność, windykacje, przestępczość gangsterska) i w istniejące struktury-podmioty gospodarcze, ale nagradzała (nomenklaturowo) bezpośrednich sprawców zapaści gospodarczej z lat minionych;

5.       Ujmowała Polsce (skutecznie i konsekwentnie) podmiotowości gospodarczej, gospodarka stała się łatwym łupem kolonizacyjnym dla „inwestorów” z Zachodu, którzy w 99% zajmowali się łupiesko-drenażowym żerowaniem, a nie poprawą kondycji gospodarki polskiej;

6.       Cztery reformy autoryzowane prze rząd J. Buzka (samorządowa, emerytalna, oświatowa i zdrowotna) były ostatnim poważnym aktem transformacyjnym w gospodarce, utrzymanym w konwencji drenażu łupieskiego (inicjatywa PIR okazała się niepoważna, choć w zamiarze – najgroźniejsza);

7.       W dziedzinie nazywanej „samorządnością” dokonało się ścisłe podporządkowanie administracji lokalnej Rządowi (a Parlamentu – ugrupowaniom rządzącym-koalicyjnym), radni pełnią rolę klienckiego kwiatka do kożucha (ukułem pojęcie Zatrzask Lokalny);

8.       Wypromowano patologiczna formułę Rwactwa Dojutrkowego (skubnij i zmykaj, wyłudź podpis i egzekwuj „abonament”), która nie tylko ruguje rzeczywistą przedsiębiorczość, ale też kradnie jej tożsamość, wszystko pod „patronatem” Państwa (np. skarbówki);

9.       W dziedzinie dyplomacji Polska sprzeniewierzyła się zasadzie partnerstwa gospodarczego (nagłe zerwanie relacji rublowych), zmieniła suwerena militarnego z ZSRR na USA, rozwiązania ustrojowe, a nawet techniczno-administracyjne podporządkowała prawu UE;

10.   Jako ewenement – Polska dopuściła Kościół do współrządzenia Krajem i Ludnością w dziedzinie gospodarczej i światopoglądowej, zdejmując z duchowieństwa jakąkolwiek (również kryminalną) odpowiedzialność, poza wyjątkowo paskudnymi przypadkami, po latach;

To niektóre „kierunki Transformacji”, które dawały pozory Rynku, Demokracji i Wolności, a w rzeczywistości kreowały nadzwyczaj pęczniejącą biurokrację nomenklaturową, kiście geszefciarskie wokół niej, liczniejące i pęczniejące obszary wykluczeń (przechodzących w stadium dziedziczności), oddawały monopol władzy kilkunastu przywódcom partyjnym, a monopol gospodarczy około 100 „przesławnym markom”, mało życzliwym wobec polskiej substancji majątkowej i ludnościowej.

Mimo „linii rozwoju” tak rażąco sprzecznej z dążeniami „pierwszej Solidarności” i interesami rodzimego konsumenta, pracownika oraz przedsiębiorcy – beneficjentami Transformacji stała się inteligencja, a właściwie druga i trzecia jej część. Pierwsza część – to inteligencja przywiązana do etosu Solidarności, która dodatkowo nie dała się przekupić i wmontować w „linię rozwoju”, przez co nabrała symptomów „inteligencji dziadziejącej” (brak środków na typowe inteligenckie inicjatywy, brak osobistych dochodów zapobiegających zmeneleniu). Pierwsza część – to „nauczone asertywności” (czytaj: cynizmu, tupetu) środowiska ekspertów uprawiających „piszczykowiznę[2]” (co „zada” mocodawca, to się potwierdzi raportem i analizą) i „owsiakowiznę[3]” (zastąp regularne struktury Państwa w ich oczywistych obowiązkach wobec Kraju i Ludności, a zyskasz uznanie, wsparcie i pozycję). Druga część – to środowiska wolnomyślicielskie, zajęte sprawami szlachetnymi i godnymi uwagi, ale w starej, dobrej formule inteligenckiej, znanej powszechnie jako „intryga”.

Każdy z odłamów rodzimej inteligencji[4] jest „wielopunktowy”, pojęcia Demokracji, Rynku i Wolności są tam twórczo rozwijane i bujnie rozkwitają, piszę to z szacunkiem, uznaniem i bez ironii. Siebie lokuję w obszarze inteligencji dziadziejącej, a „załogę” Studio Opinii lokuję w obszarze inteligencji wolnomyślicielskiej.

Wolnomyśliciele oraz „asertywiści” (piszczykowcy i owsiakowcy) stworzyli w Polsce osobliwy Korpus Obrony Transformacji, co polega na dość szczególnej zaćmie co do nieprawości, paskudztw i plugastw związanych z procesem Transformacji: wyrozumiałość tej inteligencji w stosunku do licznych afer gospodarczych, przekłamań wyborczych, wymykającej się Polsce podmiotowości gospodarczej i politycznej, rozziewu socjalnego, licznych patologii władzy, a nawet „państw w państwie” czy „niedokończonej” samorządności – skrajnie przeciwstawna jest czujności, jaką ta sama inteligencja przejawiała wobec „komuny”, począwszy od „Po prostu”, poprzez „Krzywe Koło”, KOR, Ruch, WZZ, ROPCiO (warto tu wymienić też redakcję Polityki i Tygodnika Powszechnego). W słownictwie prawniczym nazywa się to stronniczością, zezowaniem Temidy ku jednej ze stron sporu, wypaczającym orzecznictwo. Dla mnie symbolem, a właściwie asem takiej stronniczości jest – szanowany przeze mnie za liczne przewagi – Paweł Wimmer.

Koronnym dowodem na stronniczą ślepotę wolnomyślicieli oraz asertywistów jest wyrozumiałość dla rejterady Tuska do struktur europejskich oraz „końce w wodę” w sprawie osławionej czerwcowej (2015) zmiany dokonanej przez formację wtedy rządzącą w ustawie o TK, kiedy to, w obliczu przegranej B. Komorowskiego – nowemu Prezydentowi zafundowano ustawową groźbę postawienia go w stan „niezdolności do realizacji urzędu-funkcji”. Przy okazji podniesiono rangę TK z pozycji weryfikatora legislatury do pozycji narzędzia walki politycznej, narzędzia o skłonnościach „autokefalicznych”. Obie wymienione okoliczności wołają o pomstę do nieba i kilka doktoratów, nie mówiąc o Trybunale Stanu – ale akurat przez te nadwrażliwą 2/3-inteligencję są starannie pomijane.

Komitet Obrony Demokracji jest typową intrygą inteligencji wolnomyślicielskiej, której jedyną nietypowością jest niebywały sukces. Ten sukces przeniósł jednak KOD do obszaru, którym włada inteligencja „piszczykowo-owsiakowa”.

 

*             *             *

13 października 2015 roku miała miejsce prezentacja książki „Raport Gęgaczy”. Byłem zaproszony – i byłem rzeczywiście. Oto kilka cytatów z notki „Gra w pomidor”, jaką zamieściłem w blogosferze następnego dnia (TUTAJ):

Cytat pierwszy:

Inteligent ma prawo być stronnikiem w walce politycznej, jeśli ma w sobie moralne, sumienne poczucie, że presji i katastrofie poddane są esencjalne, konstytutywne wartości i zasady.

Cytat drugi:

PiS i PO zgodnie i w swoim obopólnym interesie od lat podzieliły każdą kampanię wyborczą na warstwę plebiscytową (MY albo ONI), a dopiero w drugiej, „gorszej” warstwie „karasie” i „plankton” polityczny dają konkretne i rzeczywiste możliwości wyboru.

Cytat trzeci:

Na długi passus analizujący statut PiS (faktycznie, wspierający autorytaryzm „osoby prowadzącej”), odpowiadam pytaniem: czy ten statut jest nielegalny? Czy nie zatwierdzono go w sądzie rejestrowym? Czy osoby stanowiące „korpus aktywistów” PiS są tępymi matołami, bezwolnie wciągniętymi w reżim, jaki narzuca ten statut? A przede wszystkim: czy naprawdę Autorzy „Raportu” uważają, że mechanizmy z tego statutu dadzą się wprost przenieść na konstytucyjną rzeczywistość?

Cytat czwarty:

Budowniczowie III RP nijak nie kupią poglądu, że wszelkie boleści transformacyjne są złem „genetycznym” przemian, i choćby patologie pożerały sedno rzeczywistości – będą mówić o wielkich zdobyczach i jednostkowych wynaturzeniach. Kiedyś brzmiało to „błędy i wypaczenia”. Inteligencja wywodząca się z tzw. opozycji demokratycznej (anty-PRL-owskiej) nie bierze pod uwagę nawet tego, że mogła być oszukana przez „inteligencję zewnętrzną” zręczniejszą od niej.

Cytat piąty:

Poczytywanie za sukces czy to partii, czy to „transformatorom”, że różne parametry, wskaźniki, indeksy rosną i pęcznieją – było bałwochwalstwem zarówno w odniesieniu do PRL, jak też jest obecnie zbędną i niewłaściwą, nieprzyzwoitą adoracją w odniesieniu do III RP: w obu przypadkach Społeczna Pula Dobrobytu nie jest żadną zasługą rządów, przynajmniej nie co do istoty. Za to kiedy widzę, że beneficjentem kolejnego „usprawnienia” gospodarczego i politycznego jest wyłącznie sam „usprawniacz” – to zwyczajnie zalewa mnie krew, bo ów usprawniacz to nie jednostka, ale całe środowisko, czytaj: koteria, kamaryla.

I napisałem w końcówce trzy akapity chyba najważniejsze dla mnie wtedy:

Szanowni autorzy „Raportu gęgaczy”: fenomen Tymińskiego (o mało co nie został Prezydentem), a potem Leppera (został Wicepremierem) czy Kukiza (rozmontował głuche myślenie „głową muru nie przebijesz”[5]) nie wziął się z tego, że zręczni kuglarze ogłupili naród, tylko z realnych, opartych na „chłopskim rozumie” albo „ludowej mądrości” obaw o skutki światłych rządów, których ów naród doświadcza(ł). Chyba, że uważacie naród za tak tępy, iż ktokolwiek może mu wmówić tak masowe i tak jednoznaczne postawy negacji zaprowadzanych w Kraju i w Państwie porządków…

W dyskusji nad „Raportem gęgaczy” dominował pomysł, że „demokracja jest nudna”, więc od czasu do czasu naród chce zmian, „żeby się działo”. No, niech Czytelnik sam to sobie skomentuje.

Tytułowa „gra w pomidor” (cokolwiek rzecze i uczyni adwersarz – jest paskudne) chętnie jest wykorzystywana przez mediastów, którzy dobierają sobie „bohaterów audycji” wedle klucza „napuszczania” albo „plecenia trzy po trzy”. Pełne jej są tzw. media społecznościowe Nie przystoi poważnym (tak: poważnym) inteligentom.

Książka Łozińskiego-Rachtana et corpores dziś, po miesiącach – przypomina mi do złudzenia książkę doc. dr hab. Idy Martowej „Marzec 1968. Nieudana próba zamachu stanu”. Podkreślam: taką wydaje mi się teraz, po miesiącach. Różnic jest trochę: autorzy „obnażają” formację Kaczyńskiego jeszcze zanim wygra(ła) wybory i „zacznie demolkę”, czynią też to pod własnymi nazwiskami, a są to nazwiska zacne (Ida Martowa i jej tytuły akademickie to oczywista „ściema”). Poza tym jednak jest owo uderzające podobieństwo, które mówi: ktoś, kto jest taki jak ludzie Kaczyńskiego, nie ma prawa ani zdobywać władzy w Polsce (bo wiadomo, co z tą władzą uczyni), ani nie wolno mu – skoro już zdobył przyczółki – wykorzystywać tych prerogatyw, jakie przewidziane są dla przyczółków.

Pamiętam, że zabrawszy głos w dyskusji podczas premiery tej książki, zadałem autorom pytanie: czyż nie jest tak, że „prewencyjnie” stawiając „kaczystów” pod pręgierzem, nie dajecie mu szansy i będzie on – choćby nie chciał – tym złym, bo innej roli dla niego nie przewidujecie?

Słownictwo książki przewiduje takie wyrażenia jak: kłamczoholizm, kłamstwo odwracające, oszczerstwa, insynuacje, insynuacje (metoda zdań niedokończonych), zmyślone afery, prawna mitomania, manipulacje w ordynacji wyborczej, demagogia prawna, państwo strachu, odwracanie faktów, prawna mitomania, „wina Tuska”, „Polska w ruinie”, zlustrować Genowefę Pigwę, pełzający zamach stanu.

MOJA REAKCJA NIE-MERYTORYCZNA

Jarosław Kaczyński nie jest wysokim, przystojnym, ogładnym dżentelmenem bywającym „w towarzystwie”. Nikomu, a zwłaszcza inteligencji owładniętej pasją demokratyzmu, nie wolno z tego tytułu dyskryminować ani Kaczyńskiego, ani – wcześniej – Tymińskiego, Leppera oraz – później – Kukiza. Cała czwórka ma wiele wspólnego z Piłsudskim, tyle że Piłsudski był przechrztą ideowym, światopoglądowym i politycznym, który zaczął od prób terrorystycznych, a zdobył niepodzielną władzę w Polsce metodami rozpostartymi między intrygę i „kryształowy[6]” tupet „legionistów”, odmawiających prawa do debaty i partnerskiego uczestnictwa w życiu politycznym każdemu, kto nie wielbił Kasztanki. Piłsudczykowskich zapędów Tymiński, Lepper czy Kaczyński mogliby Dziadkowi pozazdrościć: żaden z nich nawet nie zbliżył się do tego poziomu (a przecież Dziadek jest bezdyskusyjnym jasnym punktem Międzywojnia dla większości nas, tubylców). Pisze trochę o tym TUTAJ i TUTAJ. Jarosław Kaczyński – jako szara eminencja polskiej polityki – jest przedstawiany jako postać demoniczna, a im większe ma poparcie elektoratu (czy konkretnych środowisk) – tym gorzej dla niego, zdają się mówić inteligenci asertywni i inteligenci wolnomyślicielscy. Przeciwnicy Kaczyńskiego gardłujący w mediach i na wiecach – to nie obrońcy przegranej formacji i nie beneficjenci Transformacji (a przynajmniej nie przede wszystkim) – tylko ludzie nie potrafiący ukryć obrzydzenia do tego człowieka. Jak inaczej ocenić niewybredne żarty z kota, który w każdym innym domu jest milusińskim, ale dla Kaczyńskiego MUSI być erzatzem żony? Nie chcę już wspominać o odpowiedzialności Jarosława za niebezpieczne gry z Delfinem, Antonim czy Mariuszem: nie ma we mnie wyrozumiałości dla ich „asertywności”, ale są oni tak samo asertywni, jak akolici Tuska, wybaczający mu rzeź takich przyjaciół politycznych jak Płażyński, Olechowski, Piskorski, Schetyna, Rokita – a biorąc pod uwagę dywersję w sprawie IV Rzeczpospolitej – również Kaczyńskich. Książka Łozińskiego-Rachtana jest przejawem zorganizowanej nagonki, którą wspiera również taki wzór cnót, jak Adam Michnik, autor pięknegotekstu „Naganiacze i zdrajcy” (Gazeta Wyborcza, 17-18 września 2005), który w całości przytaczam TUTAJ.

KONIEC REAKCJI NIE-MERYTORYCZNEJ

 

*             *             *

 Dz.U. 2015 poz. 1064, USTAWA z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym, Rozdział 1 (przepisy ogólne).

Artykuł 3.4

Trybunał orzeka w sprawach zgodności z Konstytucją celów lub działalności partii politycznych.

Artykuł 3.5

Trybunał rozstrzyga spory kompetencyjne pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami państwa.

Artykuł 3.6

Trybunał rozstrzyga o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Trybunał powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Artykuły 3.4 oraz 3.5 są przeniesione z wcześniejszej wersji ustawy ( z dnia 1 sierpnia 1997 r., przy czym w 3.5 słowo „orzeka” zastąpiono silniejszym „rozstrzyga”), ale artykuł 3.6 skorygowano, jego wcześniejsza wersja brzmiała:

Trybunał na wniosek Marszałka Sejmu rozstrzyga w sprawie stwierdzenia przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej, gdy Prezydent nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Trybunał powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej.

Poprawka wydaje się kosmetyczna. Ale w rzeczywistości pozwala teraz odesłać na szczaw i mirabelki Prezydenta przytomnego, zdrowego i trzeźwego i w pełni zorientowanego w sprawach, bez konieczności wnioskowania o to skądkolwiek. To oznacza, że gdyby Prezydent zechciał działać „nie po myśli” Parlamentu (a wtedy Parlament stał pod znakiem „tuskowitów”) – TK mógłby samodzielnie, z własnej inicjatywy orzec, że jest on np. chorobliwie stronniczym zawalidrogą i przez to niepoczytalnym, bez konieczności badania tej słabości przez medyków.

Trzy cytowane artykuły nowej ustawy o TK dawały Trybunałowi rolę zbiorowego Naczelnika Państwa. Pamiętając żart, jaki na demokracji wykonał Piłsudski (dwukrotnie sam siebie powoływał do roli faktycznej Głowy Państwa), widzę analogie w tym, jak poczyna(ł) sobie Pan Rzepliński. Z naciskiem na Pan.

Dla mnie wojna o Trybunał nie istnieje i nigdy nie istniała: to jest wojna o demokrację konstytucyjną (czyli równowagę centralnych ośrodków władzy, nie mylić z ludowładztwem), przy czym nogę owej demokracji podstawił Trybunał (pan Rzepliński brał czynny udział w pracach komisji parlamentarnej), co oznacza, że złamał on własne śluby. On – Trybunał i on – Rzepliński. Czy nie widać gołym okiem, w jakim zagrożeniu funkcjonowałby wciąż Prezydent, gdyby władzę utrzymała formacja pokonana później w październiku?

Elementem tej wojny – uruchomionej osobiście przez Donalda Tuska w expose 2011, było postawienie na bezkrytyczną współpracę z NATO (zakupy militariów, zabiegi o obecność sił zbrojnych w bazach polskich, dofinansowanie resortów siłowych) oraz próba koncentracji strategicznych zasobów pod chorągwią Polskich Inwestycji Rozwojowych. Szczęśliwym trafem – nie mam podstaw sądzić inaczej – było dziwne zwycięstwo PSL w wyborach samorządowych 2014: wszelka władza przeszła nad tym do porządku dziennego, co było rekompensatą dla PSL za macosze traktowanie w kadencji 2011-2015.

Po raz kolejny powtarzam, że do zbadania jest niezwykła rejterada Tuska z pozycji tryumfującego Premiera do roli podrzędnego, choć eksponowanego urzędnika w UE, przy czym „zabrał do towarzystwa” Wicepremiera płci odmiennej.

Wszystko to ewidentnie dowodzi, jak wiele z podręczników o demokracji powinni jeszcze uczyć się „tuskowici”, dla których „raz wywalczonej władzy nie wolno oddać nigdy”.  Dowodzi też – niech Czytelnik wybaczy moją podejrzliwość – że w szafach i szufladach niejedno było, i się zmyło.

 

*             *             *

Środowisko, które wydało na świat ideę KOD, czyli – w moim nazewnictwie – inteligencja wolnomyślicielska, intrygancka – zgodnie z przedstawioną przez mnie „teorią politycznej ślepoty pozauwagowej[7]”, do dziś nie zauważa manewru czerwcowego z TK, „pomyłki” wyborczej 2014, prerogatyw przysługujących legalnie wybranym-ustanowionym gremiom, próby „skręcenia” zasobów wspólnych (PIR SA), podejrzanej abdykacji Premiera: skupione jest bowiem owo środowisko na poszukiwaniu możliwości odebrania władzy „kaczystom”. To rzeczywiście oślepia, zwłaszcza że podbudowane jest pogardą dla Kaczyńskiego i jego drużyny.

Raport gęgaczy powinno się zacząć od rzetelnej analizy skutków ekonomicznych i społecznych Transformacji, bo to o nią wciąż chodzi. Od analizy oburzeniowych spazmów Tymińskiego, Leppera i Kukiza, bez obrzydliwych uprzedzeń do samych postaci. Od analizy zwrotu Tuska w sprawie IV Rzeczpospolitej w roku 2005. Od analizy takich patologii, jak przyczyny pęczniejących wykluczeń, koncentracja gospodarczych i politycznych monopoli, kanonada afer gospodarczych, jak osławione „państwa w państwie”, które nie są przecież „made by PiS”. Od rekapitulacji takich form zaangażowania Polski, jak Irak i Afganistan (plus nasz wkład w projekt nieludzkich tortur), jak bezkrytyczna implementacja zasady „prawo unijne ponad rodzime”, jak rzeczywiste powody narastającego ruchu „indignados” (sam się nie robi). Jak trwająca do dziś rusofobia (naganiacze i zdrajcy, patrz: cytowany Michnik).

Ciekawe jest to, co miało miejsce podczas największej z manifestacji KOD, wczoraj, 7 maja: dużo się mówiło o Narodzie, wspólnocie, wspólnym celu „tu jest Polska: a przecież autorzy „Raportu gęgaczy” na tym budują podejrzenie (właściwie pewność) co do faszystowskiego zagrożenia ze strony „kaczystów”. To co, doraźna próba oskubania Kaczyńskiego z jego własnych argumentów już nie jest wołaniem o faszyzm?

Potwierdzam: więcej w rządach PiS jest spraw „powierzchniowych” niż ustrojowych. Potwierdzam: stężenie partyjniactwa w polskiej polityce nie zmalało. Potwierdzam: trzy „demoniczne” nazwiska szkodzą idei odnowy moralnej w polityce. Wiążąc nadzieje z programem Morawieckiego – czujnie śledzę, jaki to ma związek z TTIP. Uważam, że sama zapowiedź „opryczniny” wobec środowisk artystycznych jest spektakularną wpadką profesora socjologii.

Ale przestrzegam: sam sposób negowania rządów PiS, jaki obserwujemy, nie ma nic wspólnego z demokracją, jest uruchamianiem owczego pędu „przeciw”. Tratowani będą nie „kaczyści”, tylko Demokracja właśnie. Bo wszelkie sposoby uruchamiania hunwejbinów – kaleczą wyobrażenia o obywatelstwie, samorządności, podmiotowości, tyglu racji. Nawet jeśli hunwejbini plotą słowa-wytrychy wmontowywane im w świadomość. Zasada „nie bo nie” nie jest dobra w żadnej polityce. Zasada „tych panów nie obsługujemy” – jest podła. Zasada „kto nie skacze ten jest za złem” – nawet na kibolskich stadionach ma łagodniejszy wyraz.

Dla mnie o całym demokratyzmie „zespolonej opozycji” wciąż świadczą słowa Lisa: możecie sobie wygrywać wybory, ale Polski nam nie odbierzecie (patrz: TUTAJ). Prawda, jak właścicielsko brzmi?


 



[1] Pedia informuje: Krzysztof Łoziński w swoim artykule, nawiązując do terminu „siła bezsilnych”, ukutego przez Václava Havla oraz tradycji Komitetu Obrony Robotników, którego był współpracownikiem, postawił tezę, że w jego ocenie wobec zjawisk występujących w życiu publicznym po wyborach parlamentarnych i przejęciu władzy w państwie przez Prawo i Sprawiedliwość w październiku 2015, należy powołać Komitet Obrony Demokracji. Inicjatywa spotkała się z odzewem działacza społecznego Mateusza Kijowskiego, który dzień po publikacji artykułu z 18 listopada założył na portalu społecznościowym Facebook grupę o nazwie Komitet Obrony Demokracji. Po trzech dniach w grupie znajdowało się trzydzieści tysięcy uczestników;

[2] Obywatel Piszczyk, postać literacko-filmowa, wpadająca w kolejne życiowe i polityczne kłopoty wbrew rozpaczliwemu pragnieniu „świętego spokoju” – ostatecznie staje się służebnym fałszerzem rzeczywistości, pracującym dla „średnich rozmiarów” nomenklaturszczyka;

[3] Jurek Owsiak z działalności „pro publico bono” uczynił sposób na dostatnie życie, dając „żyć” sobie, rodzinie i wiernym gwardzistom;

[4] Inteligencję definiuję jako formację społeczno-kulturową zaludnioną przez osoby doświadczające procesu akademickiego (niekoniecznie zakończonego dyplomami), zajętego pracą umysłową i debata społeczną, mającego poczucie misji obywatelsko-społecznej, redagującego rozmaite etosy (w tym robotniczy, chłopski, powstańczy, narodowy, samorządowy, urzędniczo-państwowy, a nawet przestępczy);

[5] Podkreślam, że notka powstała przed wyborami parlamentarnymi, które okazały się druzgocącym starą formację zwycięstwem PiS i niemałym sukcesem Pawła Kukiza, który następnie – co tu gadać – porzucił wspierający go żywioł „indignados”;

[6] Nawiązuję świadomie do Nocy Kryształowej (Kristallnacht) z 9/10 listopada 1938 (legioniści zaprowadzili w Polsce „garnizonię” w miejsce cherlawej, początkującej demokracji);

[7] Inattentional blindness, ślepota pozauwagowa, niedostatek percepcji, na mocy którego obserwator nie dostrzega oczywistych, wybijających się „danych”, bo skupia się na subiektywnie wyróżnionym zadaniu: w tzw. eksperymencie bostońskim studenci, poproszeni o liczenie podań piłki między koszykarzami, w większości nie zauważyli, że między grającymi kręci się osobnik przebrany za niedźwiedzia;