Recenzowanie nadchodzącego. Lamenty przy pustej mogile

2015-11-14 08:29

 

W Polsce zrodził się, a teraz doskonali całkiem nowy gatunek twórczości w zakresie „analizy scenicznej”, w którym wiodący wieszczbiarze i przepowiadacze na wyprzódki specjalizują się w wyrokowaniu o sprawach, które nadchodzą, a często nie są znane nawet tym, którzy mają zdaniem ostrzegających czynić wkrótce to, co już osądzono.

Jest wilczym prawem opozycji i przeciwnika politycznego (to nieprawda, ale już macham ręką na to), by każdy krok rywala, zwłaszcza rządzącego, cenzurować co do treści, estetyki, hierarchii ważności, zgodności z zapowiedziami i rozmaitymi racjami.

Ale konia z rzędem temu, kto znajdzie w naszej strefie klimatycznej kraj, w którym konkurencja z góry wie, co się stanie – i dokonuje kasandrycznej analizy każdego ruchu i każdego gestu oraz słowa, prorokując co się zdarzy i jak to fatalnie wpłynie na wszystko. Nieco przypomina to lamenty przy pustym grobie niemowlęcia, które dopiero co się narodziło, ale już wiadomo, że narozrabia jak nikt inny i skończy źle.

Zbastuj – powiedzą mi coraz liczniejsi – przecież przybywa faktów dokonanych, jest co oceniać. No, to sporządźmy skróconą listę bezeceństw, których autorstwo się spełniło:

1.       Unikanie przez Prezydenta spotkania z kobietą, która „cóż, może tylko prosić”;

2.       Nocna wizyta u niedawnego mocodawcy;

3.       Zamieszanie maltańskie;

4.       Przygotowania do rząd-u autoryzowane przez ugrupowanie, a nie osobę;

5.       Wstążka zamiast kotylionu;

6.       Publiczne ddanie honoru niedawnemu mocodawcy;

7.       I parę innych drobiazgów;

Spróbujmy odwrócić w wyobraźni to, co się stało:

1.       Kobieta – kiedy była uroczysta okazja podania ręki – otoczyła się szczelnie murem drużynników, odwróconych plecami do Prezydenta, dziś we własnym ugrupowaniu jest odsuwana do coraz dalszych szeregów;

2.       Co robią ludzie odwiedzający wieczorami swoich mistrzów, do tego nieoficjalnie (czyli bez komunikatu) – niech opowiadają wszyscy, którzy robią cokolwiek wieczorami;

3.       Wszystko wskazuje na to, że kobieta już czyniła urzędowe przygotowania do wyjazdu na Maltę, aż tu nagle zapragnęła, by jednak mimo wszystko pojechał Prezydent;

4.       Moim zdaniem lepiej, że rząd powstaje siłami ugrupowania, a nie wyłącznie osobistym staraniem przyszłego Premiera;

5.       Kotylion to znak salonowo-elitarny, wstążka (przezywana szyderczo supełkiem) to znak obywatelski, który można wykonać bez specjalnej instrukcji (ileż to lamentów, że instrukcja zniknęła!);

6.       Jarosław Kaczyński jest niezmienny: ma na koncie liczne polityczne wybryki (począwszy od konfliktu z Prezydentem Wałęsą, a właściwie z jego „przybocznym”), ale trudno znaleźć polityka, który jest nad-aktywny od lat 80-tych, a jednocześnie ma na koncie tyle najważniejszych sukcesów politycznych. Chyba, że za sukces uznamy „awans” polegający na porzuceniu przez Premiera rządu i zabranie ze sobą Wicepremiera na saksy;

No, nie mogę się powstrzymać od spostrzeżeń mediastycznych. Jest lista kilkudziesięciu najbardziej wybitnych entuzjastów odchodzącej formuły ustrojowej i odchodzącej w cień formacji, którzy za swoje występy biorą tygodniowo, a może tylko miesięcznie tyle, ile zwykły śmiertelnik pozyskuje ciężką pracą przez rok i dłużej. Dziś na tę grupkę basiorów i basiorzyc spogląda całe mediastyczne środowisko, szukając kontynuacji dla naśladownictwa. Nie doczekają. Jeśli powstanie antologia wazeliniarstwa i zgoła niedziennikarskiego propagandyzmu ostatniego ćwierćwiecza – to z całą pewnością czołowi mediaści uczynią z tego redutę a nie dokument wstydu. Co prawda, patrzyli oni władzy na ręce, ale przede wszystkim wtedy, kiedy te ręce podsuwały zwitek tantiem, apanaży i honorów. Dziś jedni przemyśliwują, jakby tu udać, że mimo wszystko są dziennikarzami, a nieliczni flagowcy mediastwa – mając spore oszczędności – trwają w misji obszczywania.

To stąd owa twórczość, którą nazwę profetycznym funeralizmem.

Mając na uwadze ogrom rzeczywistych wyzwań – dziecinada podszyta fobiami.

Co do zapowiadanego składu rządu: widzę w nim co najmniej pięć odnóży, czyli „nowa redakcja czerezwyczajki” (ponury triumwirat), „kokietowanie sektora finansowego” (bezpartyjni fachowcy), „formowanie masowego obywatela” (duchowni świeccy), „przegrupowanie prerogatyw państwowych” (koncept ustrojowy powstający przy Prezydencie) oraz „chleb z igrzyskami” (tu się będzie karmić mediastycznego trolla). Ostatni i drugi koncept – to nic nowego, mieliśmy to przez 8 lat. Natomiast trzy pozostałe są zapowiedzią (uwaga, będzie profetyczny funeralizm) przesilenia wiosennego i być może przyspieszonych głosowań samorządowych. Dla mnie oznacza to albo sojusz z ugrupowaniem Kukiza, albo przejęcie od niego „ewangelii indignados”.

Funeralizmu ciąg dalszy.

Trudno jest stawać na czele pochodu przeciw rządzącym, jeśli jest się rządzącym. Dlatego przewiduję wiosenne przesilenie. Mniejsza o formę, musi być spektakularna, by była zauważona nawet przez ciągnące się w ogonie ciury. Ale jej osnową (wróżę) będzie fatalny stan budżetów i finansów. Licznik długów nadal furka na budynku Cepelii w środku miasta stołecznego. Niemal nie ma urzędu gminnego, który nie balansowałby na granicy wydolności budżetowej. Dowolny projekt rządowy (społeczny, inwestycyjny) rozbije się o brak publicznego grosza, zwłaszcza wobec kurczącej się przedsiębiorczości rzeczywistej i rozrastania się rwactwa dojutrkowego, jakoś niechętnego do płacenia podatków. Z tego punktu widzenia zaskakująca nominacja na kluczową pozycję gospodarczą w rządze dla bankowca znającego „zakulisy” poprzedniej ekipy staje się logiczna: jego rolą nie jest donosić na poprzedników, tylko tak przebudować inżynierię finansowo-budżetową, by „rewitalizować” mechanizmy kreujące dochód dla gospodarki, a nie tylko dla „sektora wtajemniczonego”. I tylko mediaści dziwią się, a ustępujący politycy mają do niego moralny zarzut, więc tym bardziej „pochylają się z troską” nad frankowiczami i półtysiączkami dla niedorosłych.

Zatem Kaczyński – odbierający hołdy od swojego ucznia – jeśli dobrze zrozumiałem, dobrze kombinuje:

1.       Wicepremier-Profesor będzie współpracował z Prezydentem na analizami społecznymi i ustrojowymi;

2.       Wicepremier-Redaktor będzie współpracował z organizacjami zdolnymi do „formowania” w pracy nad obywatelem i wartościami;

3.       Wicepremier-Menedżer będzie współpracował z organizacjami gospodarczymi nad rekonstrukcją priorytetów gospodarczych;

4.       Osłoną przed „starymi odruchami” zajmie się „czerezwyczajka”;

5.       Kondycją gospodarstw domowych zajmie się właściwe ministerstwo;

No, więc mamy funeralizm w czystej postaci: krajowe i zagraniczne ośrodki nastawione na kolonizacyjny drenaż Kraju i Ludności mają zostać pogrzebane. Za to Ludność – która dziś odczuwa „błogosławieństwa” Transformacji na sobie i nie umie ich nazwać – dostanie do ręki katechizm bezeceństw transformacyjnych i – trochę przesadzam – zrozumie, dlaczego jest oburzona, dlaczego odsunęła „europejczyków”, dlaczego ma pod górkę. Taką treść przewiduję dla tąpnięcia wiosennego.

Oczywiście, nie mam gorącej linii do Prezesa, zgaduję sobie zatem, ale w odróżnieniu od różnych szczwanych lisów nie zakładam, że Polska dostała się w ręce ziejącej ogniem piekielnym watahy, tylko w ręce formacji mającej ambicję wieloletnią. Wyprawa tej formacji do Parlamentu nie jest wyprawą krzyżową, w której będą się dokonywać rzezie niewiniątek i burzenie cudzych ołtarzy oraz łupienie ziemi świętej – tylko „będzie rządzone”, po prostu.

Ja to bym dodał jeszcze coś od siebie: otóż artykuł 20 Konstytucji (społeczna gospodarka rynkowa) nadal jest pustym zapisem. A brzmi cudownie: „Społeczna gospodarka rynkowa, oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej”. Może by tak trochę ordoliberalizmu w edukacji i Sozialen Marktwirtschaft, jeśli już coś mamy od Niemców brać (czytaj: TUTAJ)?