Reklama, manipulacja i hejt. Nowe wymiary kultury

2016-01-12 08:19

 

To są trzy obszary kształtowania powszechnej świadomości, dziś dominujące w medialnym przekazie, które czynią w społecznej „percepcji rzeczywistości” spustoszenie większe niż grad bomb neutronowych. Najprościej byłoby zakazać, ale oznaczałoby to porażkę i bezsilność.

Trzy osobiste przykłady z ostatnich dni.

Reklama. Znany, nawet wybitny dziennikarz motoryzacyjny autoryzuje serię krótkich „audycji motoryzacyjnych”, w których dopiero pod koniec telewidz orientuje się, że to nachalna reklama jednej z marek samochodowych. Audycja jest tak spreparowana, a dziennikarz tak naturalny w swoich wypowiedziach – że przyciąga uwagę każdego, kto choćby trochę interesuje się zawodami motoryzacyjnymi. Tych spotów – ponad dwadzieścia dziennie.

Manipulacja. Kilkanaście osób znajomych poprzez internet (wystarczy kliknąć) zaprosiło mnie do Komitetu Obrony Demokracji. Mimo, że nie reaguję, jestem wpisany na listę KOD-owców. Więcej: dałem kilka notek, w których dziwię się KOD-owcom, że zagrożenie demokracji dostrzegają tak późno, i że owo zagrożenie lokują najwyraźniej wyłącznie w konkretnej formacji politycznej. Wmontowany jestem w sprzeczność: krytykuję a jestem na liście.

Hejt. Mam stałego komentatora na jednym z adresów mojego bloga, który spreparował na własny użytek kilka(naście) tzw. nick’ów, i niczym obywatel Piszczyk, który się wcielał w różne postacie, wyzywa mnie od różnych takich pod niemal każdą moją notką, oczywiście starannie unikając odniesienia się do zawartych w moim tekście konkretów. Ogólnie borykam się z niewielką hordą takich zawodników, parających się hejtem jak pasją albo zarobkowo.

 

*             *             *

Nie jestem aż tak naiwny, by sądzić, że te trzy obszary łamania elementarnych zasad współżycia społecznego da się „wylogować” jakimś prostym posunięciem administracyjnym. Stanowią one taki sam element współżycia, jak nagonka, lincz, ostracyzm. Wnikają w przestrzeń społeczną niezauważenie, choć czasem są przyjmowane z egzaltacją, więc niby je „widać”. Są jak plucie czy rzucanie petów na chodnik, jak używanie słowa „zajebisty”, jak głośna rozmowa przez telefon w tramwaju o sprawach biznesowych i osobistych: zrazu wydają się pojedynczą niegrzecznością, a kiedy stają się codziennością – jest już za późno, stało się, po co się pan czepiasz.

Co do reklam

Są dziesiątki sztuczek stosowanych „nad Wisłą”, dzięki którym telewizja jak żadna inna staje się zbiorem reklam przerywanych treściwymi audycjami, gazety stają się słupami ogłoszeniowymi (i po to powstają), tereny przydrożne i wszelkie „powierzchnie płaskie” są dobrym powodem, by przesłonić kierowcom oraz przechodniom naturalny krajobraz i „zwykłą” informację. Na moim własnym blogu, a nawet na poczcie mejlowej, muszę za każdym razem pokonać kilkanaście zmyślnych pomysłów na to, bym się pomylił i niechcący kliknął reklamę, by wreszcie – już podminowany – dotrzeć do własnej (wydawałoby się) przestrzeni. Czy ktokolwiek zaakceptowałby, gdyby przejście od przystanku autobusowego do drzwi mieszkania zagracone było nachalnymi agentami serwującymi co krok najlepszą i jedyną w życiu okazję? A przecież wszystko ku temu zmierza! Nawet wkurzenie i irytacja są elementem projektów reklamowych: bo zwracają uwagę na samą reklamę!

Co do manipulacji

Najpodlejszą z manipulacji jest używanie Dużych Liter w sprawach małych, a niekiedy w sprawach podłych, paskudnych i plugawych. Do najczęściej używanych Dużych Liter należy Człowiek, Ojczyzna, Demokracja, Wolność, Sprawiedliwość, Rynek, Troska – i do tego obowiązkowo uśmiechnięte, dobre twarze „pożądane” oraz wykrzywione w upiornym grymasie twarze i sytuacje „niepożądane”. Prawdy mające być objawionymi przekazują nam przebierańcy, przedstawiani i przedstawiający się jako uznani profesjonaliści, niezależni mędrcy z dorobkiem albo ludzie sukcesu, którzy jednak okazują się być albo aktorami, albo nie bezinteresownymi, bezczelnymi agitatorami spraw biznesowych i politycznych. Na dobitkę zawsze znajdzie się jakaś statystyka, tabelka, wykres, indeks, parametr, wskaźnik – na mocy których można ogłaszać dowolną bzdurę i obalać dowolną prawdę podpierając się „nauką”.

Co do hejtu

Jest oczywiste, że media masowe – pozornie będące wehikułem upubliczniania wszystkiego – w rzeczywistości dają złoczyńcom kurtynę anonimowości, nieścigalności, bezkarnego przenoszenia własnych plugastw w obszar ekshibicjonizmu. Tak zwane organy są bezsilne wobec tych, którzy w dawnych czasach byli(by) szamanami w służbie własnych perwersji i/lub w służbie władcy politycznego, a w dzisiejszych czasach – nic im się nie odmieniło, tylko prywata dominuje nad służbą złemu panu. Nie czym innym jak hejtem jest też powszechniejące naciągactwo (polub, udostępnij, przekaż datek), które angażuje – na zasadzie dobrowolności lub podstępnie – w sprawy nieznane i niepewne, za to „ponętne” wyrazistością. Nie sposób zliczyć sposobów, dzięki którym można człowieka wkurzyć, wprowadzić w zakłopotanie, wzbudzić w nim poczucie winy czy jakieś podobne emocje.

 

*             *             *

Przestrzeń medialna – z wielu powodów, ale przede wszystkim jako nośnik rzeczywistości technicznej – pełni dziś rolę podobną do przestrzeni zurbanizowanej w „realu”. Gdyby w „realu” ktoś nas doświadczał tak zmasowaną reklamą, jak w mediach – przepędzonoby go na cztery wiatry. Gdyby w „realu” ktoś tak na wydrę manipulował nami – chodziłby posiniaczony. Gdyby w „realu” ktoś tak intensywnie hejtował – wylądowałby na przymusowym badaniu. Oznacza to, że my, uważający się za społeczeństwo, nie dorastamy swoją „immunologią” do „postępu” medialnego i dajemy się zatomizować, a osobno każdy z nas jest bezbronny.

Może ci, którzy lubią wszystko ogarniać przepisami, zabiorą się za te trzy tematy od sensownej strony?

Może media elektroniczne powinny mieć obowiązek nadawania po każdej „audycji” reklamowej, manipulacyjnej i hejterskiej – 2-minutowego wyjaśnienia, co i jak jest nieprawdą w materiale dopiero co nadanym, zaś media drukowane – powinny na koszt nadawcy reklamy i hejtu wstawiać identyczne rozmiarowo notki „przywołujące równowagę”?