Reszta gospodarcza. Apetyty, monopole, fundusze

2014-05-07 10:06

 

Spróbujmy sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie ekonomii: czy wszystko co mieści się w formułach gospodarowania musi być opłacalne (rentowne, zyskowne), a jeśli nie, lub jeśli tak, to co i dlaczego dzieje się w gospodarce z tym wszystkim, co jest nieopłacalne, niezyskowne, nierentowne.

Będzie tu przede wszystkim o paradoksach:

  1. Zdolność do wytwarzania zdrowej żywności przerasta sumę zapotrzebowania Ludności, tymczasem większość z nas spożywa żywność niezdrową, i to w nadmiarze, a niemały procent Ludzkości głoduje, jednocześnie marnotrawstwo żywności lub jej „odświeżanie” sięga 30% tego co wytworzono;
  2. Poza oczywistym zaspokojeniem potrzeb żywnościowych, odzieżowych i bezpieczeństwa – człowiek jest w stanie już na początku swojej dojrzałości zapewnić sobie własną pracą lokum wystarczające do instalowania Domu (miejsca odkładania dorobku i rodzinnej socjalizacji): tymczasem współcześnie dobrodziejstwa tego doświadczają nieliczni, a bezdomność jest poważnym problemem każdej gospodarki;
  3. Niezaspokojonych ludzkich potrzeb elementarnych i społecznych oraz kulturowych jest tyle, że Ludzkość „nie nadąża”, tymczasem 10-40% tzw. siły roboczej nie ma dostępu do zatrudnienia , a posiadacze „siły nabywczej” są epatowani ofertą wzbudzającą „niepotrzebne potrzeby”;
  4. Miejsca na Ziemi jest wystarczająco dużo, by każdy żył rodzinnie w domku z ogródkiem bez szkody dla terenów uprawnych i terenów zielonych, tymczasem ludzie degenerują się w urbanistycznych „tłoczniach”, a i tak środowisko naturalne na całym globie ulega lawinowej, katastrofalnej degradacji;
  5. Ekspresja artystyczna i tygiel intelektualny zdolne są sięgać poza wszelkie wyobrażalne horyzonty, tymczasem wszelkie działania twórcze podporządkowane są patologicznym przeróbkom medialnym i glajchszaltowane, a swoboda artystyczna, intelektualna i wolność słowa pozostawiają co najmniej wiele do życzenia;
  6. Działalność publiczna o charakterze niekomercyjnym, nacelowana na rozpowszechnianie działań humanitarnych i obywatelskich – zdolna jest bez żadnych regulacji przełamać wiele „niemożności” i wykluczeń, tymczasem jest ona na siłę komercjalizowana, w konsekwencji racjonowana a nawet podawana a’rebours, czyli mnożnikuje patologie zamiast eliminować;

W notkach „Roztropność jako wskaźnik gospodarowania” (TUTAJ) oraz „Granice przedsiębiorczości” (TUTAJ) rozwinąłem koncept, któremu odpowiada rysunek.

Na górze rysunku jest zgrubny podział potrzeb Człowieka, zarówno indywidualnego (jednostki) jak też występującego w rozmaitych konstelacjach (rodzina, grupa, sąsiedztwo, wspólnota, forma, organizacja, społeczność, zbiorowość, itd., itp.).

Metabolizm jednostki ma charakter biologiczny, obejmuje zaś nie tylko pożywienie, ale też odzienie czy lokum (bo mają one zbawienny wpływ na skuteczność odżywiania). Metabolizm konstelacji można umownie sprowadzić do podziału pracy (specjalizacji) i podziału jej owoców (gratyfikacje, dystrybucja, redystrybucja).

Prokreacja jednostkowa ma również charakter biologiczny i zmierza do generowania kolejnych pokoleń przedłużających „gatunek ludzki”, zachowując jednostkowy pakiet genetyczny. Prokreacja konstelacji ludzkich związana jest z procesami demograficznymi, ale też ekonomicznymi, np. dziedziczeniem, no, i z ogólnym przenoszeniem-reprodukcją kondycji ludzkiej na kolejne „iteracje człowieka”.

Polityka jednostkowa ma charakter biopolityczny i związana jest zarówno z jednostkową zdolnością reprodukcji własnej podmiotowości, ale też z tzw. pozycjonowaniem wobec innych jednostek, w ramach konstelacji lub w abstrakcji od nich, poprzez instytucje samorządności (obywatelstwa) lub państwowości (obywatelstwa rejestrowego). Polityka konstelacji polega na udziale w grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko, pozycjonowaniu konstelacji wobec innych, w ramach ustroju-systemu, w ramach Ultragospodarki, włączając w to wszystko monopolizację, czyli potęgowanie władzy i wyzysku.


 

Na dole rysunku ukazano trzy postacie gospodarki, o różnym stopniu zmonopolizowania (podkreślmy raz jeszcze: Monopol jest dla Autora synonimem Władzy i Wyzysku).

Gospodarkę spontaniczną („ab ovo”) cechuje odruchowa kooperacja, która – nawet jeśli generuje nierówności – ma w sobie mechanizm samoregulujący, oparty na tym, że zbyt duże nierówności powodują rezygnację z kooperacji ze szkodą dla „równiejszych” (piszę o tym odrębnie omawiając Gospodarkę Personalną). Gospodarka spontaniczna – warto powtórzyć – to nie tylko gospodarka pierwotnych hord, ale też wiele z tego, co doświadczamy współcześnie (niestety, ostatnio spontaniczne formuły gospodarowania mają coraz więcej kłopotów z legalnością).

Kiedy jednak w gospodarce pojawiają się liczne podmioty gospodarujące (biznesowe, artystyczne, polityczne), „organizujące” kooperację – gospodarka oddziela od siebie (metodą „budżetowania”) potrzeby elementarne, społeczne i kulturowe, uzależniając ich zaspokojenie od wydolności budżetu (wcześniej był to przedmiot decyzji człowieka lub konstelacji). Gospodarka staje się rynkowa w podręcznikowym rozumieniu: co prawda podmioty gospodarujące pełnią role monopolistyczne (słabej siły) wobec jednostek , ale między sobą obcują w warunkach swobodnej konkurencji równych sobie („ab pullum”).

System-ustrój wykreowany poprzez obcowanie podmiotów gospodarujących, na skutek pozycjonowania tych podmiotów dokonuje ich hierarchizacji w konwencji monopolistycznej: te które odnoszą pasma sukcesów stają się „panami” tych mających mniej szczęścia, przygotowania, kompetencji, dobrych czynników biznesu, „chodów”. W tych warunkach budżety już nie tylko oddzielają i warunkują poszczególne rodzaje potrzeb, ale też je stymulują, kształtują, narzucają. Jednostki i ich konstelacje stają się zakładnikami monopoli, a spośród elementów alienacji (wyobcowanie, przeciwstawienie, przemożność, powodowanie) – ten ostatni jest najaktywniejszy.

W ten sposób ostatecznie dojrzewa zrodzona w warunkach monopoli gospodarka „ab fundum”. Jest to Orphania, czyli totalna wszech-dominacja monopoli, które decydują o tym, co wewnątrz nich, ale też o tym, co poza nimi. Człowiek i jego konstelacje poddane są – poprzez budżety – totalnemu uzależnieniu od woli i działań monopoli, które już nie stymulują, tylko władają, zawiadują całym pakietem potrzeb ludzkich w wymiarze jednostkowym i konstelacyjnym. Decydują też – poprzez procedury, algorytmy, normy, standardy, certyfikaty, dopuszczenia, wtajemniczenia, koncesje, licencje – o tym nawet, czy narzucone przez nie potrzeby będą zaspokojone i w jakim (uznaniowo) stopniu.

Słowo „monopol” pojawia się tu często, jest bowiem moim „hyziem”, zakleszczyłem się na tym pojęciu i wokół niego buduję. Wymieńmy niektóre:

  1. Monopol gospodarczy: marka, certyfikat, licencja, standard, procedura, bariera wejścia, zatrudnienie, kontrakt wyłączający konkurencję, sieci, struktury, systemy;
  2. Monopol artystyczno-kulturowy: savoir-vivre, etykieta, kanon religijny, szkoła artystyczna, kuchnia narodowa, ideologia, szkoła naukowa;
  3. Monopol polityczny: wtajemniczenie, dopuszczenie, immunitet, instancyjność, sąd, przepis, kodeks, baza danych, prognoza;

W czasach pierwocin monopolizacyjnych (to myślenie nadal okupuje podręcznikową wyobraźnię) pojmowano monopol jako dominującą pozycję „rynkową” podmiotu gospodarującego. Dziś monopol ma postać bardziej wyabstrahowaną: powyższe przykłady monopoli stanową przedmiot pożądania podmiotów gospodarujących, które – poprzez pozycjonowanie i grę – gromadzą owe monopole w swoich zasobach (nazywam je FUNDUSZAMI) i same przez to stają się ich szafarzami.

Powyżej zadałem pytanie o to, czy wszystko w gospodarce musi być rentowne i co się dzieje z tym, co nierentowne. Podałem też przykłady paradoksów ekonomicznych będących utrapieniem humanistów całego świata.

Odpowiedź na pytania jest taka:

Pierwociny monopoli (ab pullum) powstawały dla ciągłego odnawiania stanu „pierwotnej akumulacji kapitału”, czemu instrumentalnie służył tzw. rachunek kosztów marginalnych (maksymalizuję swój zysk okradając z zysku Ludność i „pomniejsze podmioty”). Dziś celem gospodarowania staje się gromadzenie potęgi drogą koncentrowania Funduszy (ab fundum), a tu już rentowność nie jest nikomu do niczego potrzebna: jeśli jakiś Fundusz (siła robocza, wpływy w urzędach, sieć infrastruktury, udziały kapitałowe, grunt, obiekt, służebne lobby, baza danych, segment konsumencki) przestaje dobrze służyć dalszej koncentracji Funduszy – odrzuca się je w niebyt, bacząc, by koszty tego odrzucenia „mnie nie dotyczyły” a jeśli już, to w jak najmniejszym stopniu. Humaniści nazywają to wykluczeniem.

Dobrze byłoby pod tym kątem przyjrzeć się polskiej Transformacji. Na przykład: likwidacja zjednoczeń, grabież zwana prywatyzacją, istota NFI, OFE, zdołowanie elektroniki, motoryzacji, kopalni, stoczni (itd., itp.), komercjalizacja nauki, szkolnictwa, kultury. Toż to czystej krwi zabawa Funduszami! Ale o tym – potem