Retour en avant. Z dziejów sułtanatu

2013-08-25 08:27

 

Znacie ten film, w którym jeden z bohaterów jest przezroczysty niczym duch, sam wszystko widzi, robi różne psikusy, ale za to jego samego nie sposób „namierzyć”. Dopiero kiedy przypadkowo zmoczył go deszcz – okazało się, że przylepione doń kropelki ujawniają jego sylwetkę. Nie jego widać, tylko wilgotną jego powłokę. Zostaje zdemaskowany.

Gowin nie był i nie jest siewcą niepokoju na szkodę PO. Gowin jest „mokrym duchem” Platformy: gdyby pogoda była letnia, gdyby nie chmury czerniejące, gdyby nie padało, ducha by nie było, ale oto naród „kicha” coraz częściej, kropelkuje obficie, bo ma alergię na „różne takie”, i te kichnięte krople osiadły na duchu: teraz go widać.

„Różne takie” zaciągnęły cieniste obłoki nad Polskę. Prywatyzacja władzy (kliki, koterie, kamaryle), kurczące się i dziadziejące zasoby wspólne (zatruty owoc prywatyzacji majątku i niegospodarności), nieprzyjazna człowiekowi gospodarka (krańcowe ryzyko jakiegokolwiek posunięcia przedsiębiorczego), pogarda „elit i salonów” wobec „mas”, zamulone wszelkie przestrzenie mnożnikujące efekty działań obywatelskich – to nienajlepsza pogoda, zwłaszcza o zmierzchu.

Najbardziej w projekcie Gowina podoba mi się powtarzane wciąż od nowa życzenie powrotu do „źródłokorzeni”. Przypomnijmy: PO to miał być nie-partyjny ruch ludzi przedsiębiorczych, stawiających na ludzką energię w czynieniu rozmaitych postępowych rzeczy. Demokracja, rynek, różnorodność, pozytywne myślenie i działanie, praworządność, minimalizacja patologii, wyprowadzanie społeczeństwa z rozmaitych nieszczęść.

W styczniu 2001 roku polskie media cytowały event z udziałem „trzech tenorów”:

„By odsłonić talenty, które tkwią w każdym z nas konieczny jest przede wszystkim, wysiłek na rzecz rozwoju edukacji. By odkryć możliwości naszej gospodarki, potrzebne jest m.in.: zniesienie przepisów utrudniających rozwój małych i średnich przedsiębiorstw, wprowadzenie podatku liniowego, zmiana kodeksu pracy, ułatwiająca zatrudnianie pracowników – deklarowali liderzy uruchamianego projektu PO.

Z kolei, by uwolnić "stłumiony przez partyjniactwo, korupcję i niekompetencję" potencjał demokracji i państwa, liderzy PO proponują m.in. bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast; likwidacja listy krajowej w wyborach parlamentarnych, a w przyszłości - wybory według ordynacji większościowej; ograniczenie partyjnej nomenklatury do poziomu wiceministrów i wojewodów; zmniejszenie liczby radnych; nabór pracowników administracji na drodze konkursów. Jako priorytety wymieniają rozwój edukacji, zmniejszenie bezrobocia, wzrost szans edukacyjnych, ułatwienia działalności małego i dużego biznesu, spadek bezrobocia.

„Polityka to nie konkurs piękności i z całą pewnością nie będzie się liczyła jędrność pośladków, chociaż pierwszy odruch jest taki, że ci trzej panowie - Płażyński, Olechowski i Tusk - budzą sympatię." - skomentował powstanie PO wiceszef Unii Wolności Władysław Frasyniuk.

O jejku, sam bym się zapisał. Gdybym wierzył w te dyrdymały.

Następnych 12 lat pokazało, że nawet jeśli ten program jest realizowany – to sposobem „a’rebour”. Ściema. Werbalnie się zgadza, jakościowo – odwrotnie. Najśmieszniejsze, że ten zabieg Polacy przyjęli bez sprawdzania, wynieśli PO na piedestał, powtórzyli to w następnej kadencji mimo ewidentnych dowodów oszustwa politycznego – i dopiero teraz nerwowo przeszukujemy spiżarnie, kieszenie i półki, bo okazało się, że nasi milusińscy niczym szarańcza wyjadali nam wszelkie łakocie, a rachunki zostawili do zapłacenia nam, zmykając chyłkiem.

I oto pojawia się człowiek, który – bądźmy rozsądni, udając niewinnego – staje przed nami i mówi: oj, narozrabialiśmy, ale się zmienimy, poproszę o to szefa i kolegów, będę prosił aż do skutku. Staje w szranki wyborów do roli capo di tutti capi. Ale „l'occhio del padrone ingrassa il cavallo”, Tusk wie, jak pilnować interesu. Wypinkowywał już nie takich. Płażyński, Olechowski, Rokita, Schetyna, Piskorski, Grabarczyk, Komorowski – to 10% listy tych spośród najważniejszych „współpracowników”, którzy albo przyjęli uwłaczające propozycje „awansu”, albo dostawali bilet w jedną stronę – na aut.

Gowin jest pierwszym z długiej listy „wypinkowywanych” przez Tuska, którego wypchnięcie z platformianej piaskownicy będzie huczne i skończy się pomrukiem. Platformiasty pomruk właśnie obserwujemy, narodowy już się rozkręca. Jest też Gowin pierwszym odgromnikiem, na którym skupiła się korporacyjna frustracja spowodowana nieuchronnym, acz pełzającym przeistaczaniem się potęgi politycznej w masę upadłościową.  Syndykiem pozostał Tusk. To dobrze: kiedy Donald sadzał tyłek na tron, wiedział, że się sypie, gdyby miał rozum, ogłosiłby stan gospodarki i państwa już w 2007 roku, i tak pozostałby u władzy, nawet jeśli zadeklarowałby rezygnację z premierostwa, a mógłby z czystym sumieniem podjąć radykalne kroki. Wolał podbierać resztki spośród zmurszałosci, ściemniać i szykować desant swojej ekipy do teatru europejskiego. No, to niech teraz zbiera szczątki swojej katastrofy.

Zwrotka powtarzana wiele razy staje się refrenem. Powtórzmy i my: „demokracja, rynek, różnorodność, pozytywne myślenie i działanie, praworządność, minimalizacja patologii, wyprowadzanie społeczeństwa z rozmaitych nieszczęść”. W końcu zapadło to wszystkim w pamięć, ludzie to sobie odtwarzają jak natręctwo i widzą, że marsz trwa, ale w zupełnie inną stronę.

Gowin – choć wyraźnie tego nie planuje, grając w inną grę – zapewne lepiej odnalazłby się w roli „zamiennika” Tuska – niż to robi Janusz Piechociński w PSL. Bo środowiska popierające Gowina – popierają go trwale, niekoniunkturalnie, bo Gowin nie jest politykiem „rezerwowym”. Reprezentuje bardzo konkretne, mające wykrystalizowaną tożsamość środowiska, składające się na „skrzydło konserwatywne” Platformy. Janusz został prezesem „na złość satrapie”, Jarosław nie został przewodniczącym „ku ostrzeżeniu sułtana”. Duża różnica, na korzyść Jarosława G.

W kalekich i żenująco teatralnych „wyborach” wewnętrznych PO – cięgi dostał „zdrowy rozsądek”, czyli koniunkturalizm, oportunizm, konformizm, głównonurtowość, taktyka „orientuj się”. A rozmaite niepełnosprawne sumienia zaczęły się budzić ze śpiączki farmakologicznej, aplikowanej „w trybie nomenklaturowym”.

Odpluszczający oczy po śpiączce nomenklaturszczycy widzą już gowinowego „mokrego ducha”. Instynktownie szczują na niego, ale też zauważają, że Padrone chyba nie do końca panuje nad stadem, skoro taki fantom biega sobie spokojnie po opłotkach i bruździ.

I to jest bardzo ważny wkład Gowina w polską przestrzeń polityczną.