Rola Głowy Państwa w dobie przesilenia

2015-05-26 12:50

 

Dobrze byłoby, przed lekturą poniższego, przeczytać TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ. Ale to nie przymus.

Głowę Państwa (w Polsce jest to urząd Prezydenta RP) lokalizujemy najczęściej u szczytów władzy, nawet jeśli pełni ona role żyrandolowe. Najczęściej jednak – nawet w państwach rządzonych autorytarnie – mamy do czynienia z dość sekretną grupą mundurowych, finansowców i dyplomatów, która stoi murem za i nad (z naciskiem na NAD) „żyrandolem” lub autokratą – albo stawia na nim krzyżyk.

Za Bronisławem Komorowskim taka grupa stała murem. Po pierwszej turze grupa ta przebudziła się z letargu i uruchomiła media oraz środowiska opiniotwórcze a także prowokatorów, ale w dwa tygodnie nikt śnieżnej kuli nie zatrzyma. Wcześniej zwyczajnie zlekceważono Kukiza (a właściwie społeczne „podminowanie”, którego nawet „Diagnoza społeczna” Czapińskiego nie wykryła), stawiając na „oswojenie” JKM. Vide: numer pana Janusza podczas debaty „wszyscy minus hrabia”.

Teraz Kukiz jest o tyle ważny, o ile dowiezie (a najlepiej podpompuje) entuzjazm i naturalność, dzięki którym rozmontował dziadziejącą świadomość elektoratu i zawołał niczym wieszcz: „nasz naród jak lawa (...) plwajmy na (...) skorupę i zstąpmy do głębi”. „Grupa stojąca murem” już teraz Kukizowi małostkowo podstawia nogę, odcinając go od źródeł dochodu, ale jak znam życie, wkrótce okaże się, że Paweł ma żonę Peruwiankę którą bije, znał się z Kadafim i robi szemrane interesy z „ruskimi”, a w wolnych chwilach wprawia się w nastroje ezoteryczne i wróży z dymu. Numer JKM podczas debaty pokazał, że Kukiz w ogóle nie zna się na takich grach i jest bezbronny wobec bezpardonowych ataków, a Historia zna wielu niewinnych, przywalonych paskudnie cuchnącymi głazami, bo nie każdy jest Tytanem.

Jeśli zatem Duda chce pełnić rolę Głowy Państwa, a nie tylko mieć etat dla siebie i fajne wakacje dla bliskich – powinien przede wszystkim wywąchać w społeczeństwie kilku Kukizów, którzy są lepszym „medium” nastrojów w najważniejszych środowiskach, niż Tusk, Miller, Piechociński, Rydzyk, Balcerowicz.

Odchodzący(?) „układ” (Pentagram[1]) zwiera szeregi: wszystkie „spółdzielnie polityczne”, a do tego połowa Ordynackiej i połowa Unii Wolności bieży pod parasol biurokracji-nomenklatury (ta zaś równo po połowie głosowała za Dudą i Komorowskim, więc jest „niepewna”), a wewnętrzne „spółdzielnie” platformerskie grają „o tron”, tymczasowo zasiadany przez egzaltowaną maskę.

Międzynarodówka (jej część zainteresowana Polską) obwąchuje zakulisowo Dudę i tych, których podejrzewa o sukces jesienny, na okoliczność swoich interesów (Europa – kolonizacyjnych, Ameryka – okupacyjnych w regionie). Ostatnie doniesienia wskazują na smutne refleksje europejskie i umiarkowany optymizm amerykański. Piotrze Sebastianie, coś ty im obiecał?

 

*             *             *

Trzeba upaść i potłuc się, może kilka razy, by pojąć, że problemy tego towarzystwa nijak się mają do rzeczywistych problemów społeczeństwa, które w pojedynkę i grupkami rozpaczliwie szuka poczucia stabilizacji ekonomicznej, zakotwiczenia społecznego i perspektyw pozostania w człowieczeństwie. Przez ładnych kilka lat (przez pokolenie?) to mające odejść towarzystwo żyło w świecie, gdzie tylko poważny błąd lojalnościowy i niekoleżeńska chytrość albo „chorobliwa pryncypialność” mogły kogoś zdyskwalifikować, a poza tym wiatry wiały zawsze w dobrą stronę i niosły poza horyzonty. Zapowiada się – dla większości – pierwszy upadek – nie dziwi więc reakcja niczym pokrzywdzonego pupila, którego przeprowadzono z komnaty do izdebki. Nie odbierając ani zabawek, ani deserów. Na razie.

W tym wszystkim nie zorientował się Komorowski i plótł bzdury jak na mękach, w ostatnim jęku wspominając coś o (sprzyjającym mu) pospolitym ruszeniu. Sam zresztą jest niepoważny. Na swój etat zwyczajnie się nie nadawał, chyba że w roli Dziadka Mroza od kotylionów.

Duda może stworzyć – jak to się mówi – swój własny „salon”, w którym panuje nie tyle tolerancja, ile braterstwo różnych nurtów światopoglądowych, ideowych, politycznych, pokoleniowych. Ten zaś pomoże mu (?) w tym, co chyba najważniejsze:

1.       Orientować się w życiu kraju (rady, komitety, think-tanki, raporty);

2.       Wyważać racje rozmaitych środowisk i ich reprezentacji;

3.       Kotwiczyć stabilizująco w konstelacji międzynarodowej (Państwo Stricte[2]);

Duda może i powinien – po wydaniu jasnego komunikatu „urbi et orbi” – ponowić próbę wdrożenia projektu IV Rzeczpospolitej (zasygnalizowanego przez Marszałka Stelmachowskiego grubo przed tym, jak projekt ten został przytulony przez Kaczyńskich), który został koncertowo spartolony przez hunwejbinów, nie mających pojęcia o tym, jak się robi rewolucję, za to w większości zdemoralizowanych, w każdym razie brukujących piekło „dobrymi chęciami”.

Przypomnijmy, że koncept IV Rzeczpospolitej założony był na fundamencie rozbicia Układu, który Polskę traktował (traktuje?) jak żerowisko a rodaków jak mierzwę. Zatem na odzyskaniu niefasadowej podmiotowości międzynarodowej, na wspieraniu rodzimej przesiębiorczości (nie tylko biznesowej) i obywatelskiej zapobiegliwości, na przywróceniu służebności Państwa wobec Obywateli.

Za Pedią: w koncepcjach tzw. „IV Rzeczypospolitej” zakładano m.in.:

·         odnowę moralną w życiu publicznym;

·         oparcie o tradycje narodowe i demokratyczne;

·         odbudowę zaufania społecznego do instytucji państwa, prawa, parlamentu, administracji, rynku gospodarczego;

·         konieczność stworzenia od nowa wielu praw i instytucji, likwidację zbędnych urzędów

·         zwalczanie przez władze korupcji;

·         likwidację komunistycznej agentury w służbach specjalnych;

·         szczególną opiekę prawną nad rodziną jako podstawową instytucją życia społecznego;

·         solidarność społeczną (hasło „Polski solidarnej” Lecha Kaczyńskiego, w opozycji do tzw. „liberalnego eksperymentu”);

·         nadrzędność polskiego prawa konstytucyjnego nad międzynarodowym;

I dalej przepisując z internetu: wśród niekorzystnych zjawisk zaistniałych w III Rzeczypospolitej (po 1989 roku) wymieniano:

·         uznanie pełnej ciągłości państwowej i prawnej między PRL a III RP, przyjęcie takiego sposobu transformacji gospodarczej i politycznej, który ochronił grupy rządzące w PRL, utrzymał ich przywileje i odsunął demokratyczne wybory aż do jesieni 1991 (Rafał Matyja);

·         brak lustracji, brak dyskusji o wartościach, na których miało się oprzeć niepodległe państwo (Władysław Frasyniuk: Mam pretensję do „Gazety Wyborczej” o to, że młodzi ludzie mogli się z niej dowiedzieć więcej o Jaruzelskim i Kiszczaku niż o bohaterach solidarnościowego podziemia);

·         podporządkowanie tworzenia mechanizmów demokratycznego państwa doraźnym interesom (Chora logika „wojny na górze” sprawiła, że najpierw wybrano prezydenta, a później dopiero zastanawiano się nad jego ustrojową pozycją. Skończyło się to dziwacznym rozejmem, zwanym małą konstytucją. Prawdziwej konstytucji doczekała się Polska jako ostatni z krajów byłego obozu sowieckiego);

·         nieefektywny ustrój, zbyt liczne Sejm i Senat oraz rady w samorządach lokalnych, niepotrzebny szczebel powiatowy w administracji (W momencie historycznych zmian, wymagających silnego i sprawnego przywództwa, mamy ustrój, w którym szalenie trudno przeforsować jakąkolwiek reformę, za to łatwo każdą inicjatywę sparaliżować);

·         demoralizację elit politycznych, mnożenie przywilejów i synekur, brak poszanowania polityków dla prawa – skutkujące kryzysem zaufania społecznego;

·         nadmierne upartyjnienie państwa, obsadzanie stanowisk z pominięciem procedury konkursowej, instrumentalne traktowanie służby cywilnej (Paweł Śpiewak: Kolejny rząd, po objęciu władzy zaczyna najpierw od wyrzucania dawnych prokuratorów i mianowania swoich, zapewne nie mniej rzetelnych i nie mniej lojalnych wobec politycznych mocodawców. W Polsce wszystko zostało upartyjnione (znam przypadki wyrzucania woźnych, bo nie są z właściwej partii));

·         fasadowość demokracji, sprowadzenie polityki do gry interesów (Paweł Śpiewak: partia; polityczna zamienia się w reprezentację grup interesu i ginie jej związek z wyborcami), zawłaszczanie przez polityków mediów publicznych;

·         patologiczne powiązania polityki, biznesu i mediów (Rafał Matyja: Coraz bardziej rozproszona władza państwowa nie trafia w Polsce w ręce lojalnej „biurokracji konstytucyjnej”, lecz mętnych układów tworzących się na przecięciu polityki, administracji, gospodarki i świata kryminalnego) – ujawnione m.in. w trakcie prac nad ustawą o biopaliwach i ustawą medialną oraz szerzej po aferze Rywina;

·         nieskuteczność istniejących regulacji prawnych mających ograniczać korupcję;

·         nadmiar regulacji i pilnujących ich urzędów, rozmnożone ponad miarę agencje rządowe i fundusze celowe;

·         skorumpowanie i bezwzględność działania polskiego aparatu skarbowego (sprawa Romana Kluski), zbyt skomplikowany system podatkowy, zmiany przepisów, niespójność ich interpretacji;

·         fasadowość niektórych reform, wstrzymywanie prywatyzacji i podporządkowywanie jej bieżącym potrzebom budżetowym (Dziwaczna forma własności, jaką jest jednoosobowa spółka skarbu państwa, miała być etapem przejściowym podczas prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Stała się częścią latyfundiów władzy, eksploatowanych na wiele sposobów. Rady nadzorcze dostarczają synekur dla rodzin i przyjaciół wszelkiej maści polityków);

·         zatrudnianie w instytucjach rządowych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL (SB, ZOMO)

·         brak zdolności państwa do rozwiązywania problemów społecznych;

Jeśli wyeliminować z tego opisu elementy mające charakter ustrojowej zemsty, a dodać wysokie morale i profesjonalizm – IV Rzeczpospolita nie różni się od oczekiwań elektoratu „indignados”.

Skoro Kukiz odrzuca wszelkie możliwe sposoby zainstalowania go w Państwie (myśląc „po staremu” – należy mu się np. pozycja świętej krowy w Kancelarii Prezydenta) – Głowa Państwa powinna zastanowić się, całkiem poważnie, nad fenomenem, który Kukiz uruchomił, odkrył, zapłodnił (właściwe podkreślić). A sam „elektorat” powinien spróbować pomyśleć, czy wystarczy mu jeden Kukiz, czy może jeszcze kilku potrzeba, dla środowisk i nurtów, których Kukiz nie chce „trącać”.

W rozmowach o tym fenomenie ja prezentuję pogląd, że jeszcze nic się nie stało w polityce, choć stało się w ludzkiej świadomości. Państwo Stricte ma więc na razie czas na zepchnięcie Kukiza poza margines. Moi zaś interlokutorzy uważają, że teraz już szczelina porzeszy się sama pod ciśnieniem społecznym i zatopi „starą łajbę”, nawet gdyby Kukiza „wypinkowano” z tej gry. Wszyscy będziemy mądrzy jesienią, i to tuż po wakacjach: jeśli w tym czasie nie będzie ludzkiej masy napędzał jasny, zrozumiały przekaz obywatelski (taki jak sprzed Transformacji „precz z komuną”, uosabiającą arogancką, jedynie mądrą, zapatrzoną w siebie i gotową do zbrodni Nomenklaturę partyjną) – to Duda będzie się konserwował w roli podskakiewicza, a może marionetki. Więc to on ma nie tylko dług wdzięczności, ale też interes we wspieraniu „indignados”.

Przypomnijmy Solidarność: murom wyrwijmy zęby krat, przywróćmy codzienną godność prostemu człowiekowi i poczucie stabilizacji wraz z szansami awansu społecznego. Ograno ten program z łatwością, toteż najpierw w łonie Solidarności powstały zarzewia kontestacji (Gwiazdowie, Morawiecki, Walentynowicz), a potem mieliśmy kilka nie-solidarnościowych spazmów (Tymiński zagospodarowujący „pierwszy krzyk”, Lepper stający w obronie przedsiębiorczości wiejskiej-gospodarskiej, Palikot celujący w antyklerykalizm i w pielęgnację różnorodności, rozmaite flibustierskie czkawki skrajnej lewicy i skrajnego nacjonalizmu).

Dziś sytuacja tzw. prostego człowieka oraz przedsiębiorcy – uwzględniając ćwierćwiecze oczywistych zmian technicznych i urbanistycznych wokół nas niewiele się różni od ich sytuacji sprzed Solidarności, i to wcale nie jest oczywiste, w która stronę się różni. W dodatku zasklepienie się (betonowość) elit wykorzystujących prerogatywy Państwa dla własnych interesów skierowanych obiektywnie przeciw Krajowi, Ludności i samemu Państwu – przypomina przysłowiowy beton partyjny z końcówki PRL. Założę się (zresztą, po co, są przeciekające taśmy), że pośród dzisiejszej „władzy” toczą się takie same dyskusje typu „co począć z tym motłochem”. To by oznaczało, żeśmy się zatrzymali w rozwoju politycznym, a to oznacza, że pędzimy z impetem – tyle że w tył.

Zatem: mądrej Głowie dość dwie słowie.

 



[1] Mega-media, mega-biznes, mega-polityka, mega-gangi, mega-służby – wszystko powiązane w sieć pajęczą żyjącą z odsysania dóbr i dyskryminacji „nie-swoich”;

[2] Państwem Stricte nazywam „top-sztaby” armii, policji, służb, organów kontroli, dyplomacji, infrastruktury krytycznej, wymiaru sprawiedliwości, finansów-budżetów, powiązane interesami zrozumiałymi wyłacznie w grach ponad-państwowych: robocze zarządzanie sprawami Kraju i Ludności sprawuje Państwo Adekwatne, czyli np. resorty tematyczne (przemysł, handel, kultura, edukacja, itd., itp.);