Rzecz o kwasie abscysynowym i samorządności

2014-09-20 14:35

/którą Polskę, i czy koniecznie wybrać…/

 

Wysoki poziom kwasu abscysynowego występuje w starzejących się tkankach oraz w roślinach rosnących w warunkach stresowych. Jego synteza odbywa się głównie w dojrzałych liściach i owocach, ale także w korzeniach, nasionach i pąkach.  Kwas ten (abscisic acid) odpowiada za przechodzenie roślin w stan spoczynku. Prawda, jak zgrabnie opisałem jesienny holokaust flory?

Jesienią kiedy dzień staje się coraz krótszy, zanika produkcja chlorofilu, czyli barwnika, który odpowiedzialny jest za kolor zielony. To wtedy ujawniają się barwniki dotąd „wyciszone” przez zieleń, takie jak karoten czy ksantofil. To dzięki nim podczas jesiennego spaceru możemy cieszyć oczy żółto- czerwonymi liśćmi.

Następnym etapem zmiany koloru jest produkcja roślinnych hormonów:  etylenu i kwasu abscysynowego. Powodują one wzrost aktywności enzymów rozkładających celulozę i pektyny, co z kolei prowadzi do rozkładu ścian komórkowych, czego ostatecznym efektem jest opadnięcie liści na ziemię.

 

*             *             *

Zbliżają się kolejne jesienne wybory. Jesienne pod każdym względem. Wszelkie możliwe kanały przekazu, wszelkie kuźnie poglądów i wyobrażeń, sączą we mnie „abscisic acid”, od którego mi pożółknąć i opaść ma poczucie obywatelstwa, instynkt samorządności. A ja sam mam ostatecznie upaść mam na ziemię.

Ojciec Kazika powiedział kiedyś mądrze: każdy ma prawo wybrać źle. Nie zastrzegł, że wrogi człowiekowi jest system-ustrój, w którym – choćbyś nie wiem jak się natężał – zawsze wybierzesz źle.

Kręcę się po kraju, to tu, to tam, tędy-owędy. Bywa, że rano wychodzę na próg weselnego domu na wsi i śpiewam chórem „kiedy ranne wstają zorze”. Bywa, że na bieszczadzkim Otrycie zanurzam się w chmurze filozofii społecznej, przerywając sobie rusińskimi pieśniami o chmielu, ohulkach, wesnuszkach, sadońkach, a zdarza się i „Hej, słowjany, nasze słowo pisneju łunaje, i ne stychne, poky serce za narod strażdaje”. Bywa, że pod Bełchatowem, albo „u Metalowców” na Długiej peroruję o sprawiedliwości społecznej. Są miejsca, w których nie wypada przeżyć nie intonując „żeby Polska” Pietrzaka.

W Warszawie Pałac Kultury, Zamek Królewski, Trasa WZ, Belweder, pomnik Mickiewicza, tablica poświęcona Prezydentowi Kaczyńskiemu, Sejm, kwatera główna ZHP, Harenda, pałac Namiestnikowski, gmach byłego KC PZPR, Pawiak, Aleja Szucha, Łazienki, Trasa Łazienkowska, Teatr Żydowski – to miejsca, które spokojnie można odwiedzić piechotą w dwie godziny, zahaczając po drodze o kilka legendarnych kościołów. A każde z tych miejsc – to inna Polska przecież. A każda Polska – wdzięczna, dobra i serdeczna, nawet kiedy się nadyma i pieprzy bez sensu: to też przecież takie ojczyste, takie moje!

Nie chcę wybierać między mega-miastem, gminną prowincją i czerstwym zadupiem przennoburaczanym. Nie chcę dociekać, dlaczego nie umieją się dogadać i musze wybierać między nimi. Nie chcę wybierać między tymi, co są „bardziej ruscy” i tymi, co są „bardziej niemieccy”, bo to nie czasy ansów Piłsudskiego z Dmowskim. Nie chcę wybierać między „kościelnymi” i „tęczowymi”, a tym bardziej wznosić się ponad ich spory: nie wolno mi uczestniczyć w żadnej wojnie, tym bardziej niepotrzebnej.

Każda Polska jest dobra i warta mojego serca oraz zapału, nie pozwolę jej sobie podzielić wedle racji ideolo.

 

*             *             *

Wybory samorządowe nie są wyborami opcji politycznej. Nie dam się wrobić. Bo ze wszech miar są to wybory konstruktywne: nie spośród dwóch rywali partyjnych mamy wybierać, tylko mamy wskazać palcem na tego, kto lepsze proponuje rozwiązania dla naszych spraw codziennych, i czyni to wiarygodniej.

Żaden bozno z centrali w Warszawie, Poznaniu, Krakowie czy Gdańsku nie jest w stanie nadać wiarygodności Brzęczyszczykiewiczowi, który mi tu, po sąsiedzku, oferuje swoje zaangażowanie w nasze wspólne sąsiedzkie sprawy. To ja i inni sąsiedzi Brzęczyszczykiewicza – wspólnie możemy ocenić jego wiarygodność. Jeśli przy okazji jest on aktywistą jakiejś ogólnopolskiej partii – jego sprawa.

 

*             *             *

„Uwierzyliśmy megafonom, pomarzyć w cieple dobra rzecz” – śpiewa mi właśnie duch Kaczmarskiego zaklęty w przepastnych kieszeniach internetu. I tego ducha słuchać będę.

Nie chcę pożółknąc tej jesieni, od kwasu sączonego z publikatorów