Słuchajtyzm

2010-09-11 07:22

 

Filozofia nie umiera nigdy. Zmienia jedynie szaty i upierzenie, zmienia wyraz twarzy i fryzurę oraz manikiury. Senna się niekiedy wydaje, a bywa, że wybucha niczym niecierpliwy wulkan.

 

W Polsce filozofia ma się dobrze.

 

Czerpie wiele ze stoicyzmu. Nurt ten, zrodzony w Helladzie około 300 lat przed Chrystusem, opierał się na trzech filarach: pierwszy z nich objaśniał, jak to się dzieje, że w ogóle coś rozumiemy z tego świata, nazywał się Epistemologią, czyli teorią poznania. Drugi zajmował się „obmacywaniem” rzeczywistości i relacjonowaniem, co to jest w ogóle: ten filar nazwano Ontologią, teorią bytu. Trzeci zaś moralizował, wskazywał na źródła Dobrego, Pięknego i Prawdziwego – i nazywał się Etyka.

 

W takiej postaci, szczególnie poprzez Etykę, stoicyzm przydawał smaku rodzącemu się chrześcijaństwu. No, to nie mógł nie dotrzeć nad Wisłę: tu, pod znakiem Krzyża, Polska jest Polską a Polak – Polakiem.

 

W Ojczyźnie naszej stoicyzm rozkwita jako nowa szkoła filozoficzna, pod roboczą nazwą Słuchajtyzm. Od przedszkolaka do doktoranta lepiej jest, kiedy się słuchamy, niż wtedy, kiedy mądrujemy po swojemu. Epistemologia taka rozchodzi się też na zakłady pracy, na urzędy, a przede wszystkim na kościoły. „Góra” ma zawsze rację, a jak nie ma – to i tak ma. Jeśli fakty nie pasują do tego, co mówi „góra” – tym gorzej dla faktów.

 

Konwencję tę zrozumiały i twórczo stosują media: zapraszają do audycji mądralę obiecując, że powie co będzie chciał. Potem pani robiąca wywiad(ówkę), która ma swój rozum(ek) w głowie albo w podpowiadającej słuchawce, odpytuje mądralę z poglądów. A kiedy z jego pierwszych słów widać, że to nie zgadza się z ustalonym wcześniej rozum(ki)em, pani przerywa, podpytuje z innej strony, i tak do skutku, aż mądrala powie to czego się od niego oczekuje, jego własne poglądy nie są nikomu potrzebne. Potem, w następnym wywiadzie, pani powołuje się przez nowym mądralą na tamtego, wmanewrowanego mądralę – i tak się plecie, plecie, plecie. 

 

Że od grzechu dostaje się świerzbu. Że tylko niektórzy politycy pochodzą od małpy, co zresztą widać. Że od podskakiwania można stracić pracę, dobre zlecenie albo posadę, albo nawet mandat radnego czy posła. Że od nieprawomyślności przestaje się być żurnalistą.

 

Konwencję tę też znakomicie pielęgnuje największa w Polsce sieć placówek edukacyjnych, indoktrynacyjnych, ale nie ta podległa Ministerstwu Edukacji, tylko "ta druga", w której nauki co tydzień przynajmniej pobierają wszyscy, od staruszka do podlotka.

 

Polska doznaje słuchajtyzmowego olśnienia, ale też bywa, że gdzie-nie-gdzie pojawia się nie-słuchajtyzm, szybko jednak gaszony w zarodku, chyba że jest to nie-słuchajtyzm sterowany, z jakiejś kościelnej, związkowej czy politycznej centrali.

 

Większość ludności jednak popada w ludową wersję słuchajtyzmu, pod roboczą nazwą nie-gadajtyzm. Jest to poręczne, seksowne wręcz narzędzie w rękach polityków, którzy słuchajtyzm i jego nie-gadajtyzmowe twórcze rozwinięcie stosują w kampaniach wyborczych. Spotkania wyborcze nie są więc okazjami do dawania instrukcji, zaleceń i poruczeń kandydatom, ale odwrotnie, do objaśniania elektoratowi podstawowych prawd słuchajtyzmu, nie-gadajtyzmu. Że władza korzysta ze zbiorowej mądrości ludu, że wie zatem lepiej, że nie głosować to grzech (czyli niechybnie świerzb), że nieprawe głosowanie owocuje zmałpieniem polityki, że taką będziesz miał dolę swoją, jakich polityków wybierzesz.

 

Jako, że zbliżają się wybory samorządowe – przypominam te główne idee słuchajtyzmu, bo jakby co…

 

 

Byśmy się strzegli szczególnie formuły ambonistycznej: tej pełno wszędzie: w expose, w nawoływaniach, w paranegocjacjach, w kazaniach uniwersyteckich, a nawet w felietonach jak niniejszy...

 

 

 

 

Kontakty

Publications

Słuchajtyzm

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz