Słychać mlaskanie wierzycieli

2013-11-20 12:26

 

Miałem wykazać buddyjską cierpliwość i nieco później wstawić swój komentarz do rządowych przegrupowań, komentarz będący przedłużeniem mojego nocnego przewidywania „Co na to wierzyciele”. Ale moja cierpliwość poddana została próbie, której nie sprostałem: eksperci, politycy, mediaści – ględzą o miodzie i jego znaczeniu w przyrodzie, starannie omijając istotę. Zatem „wchodzę w temat”, i zacznę od wyjaśnienia owej istoty.

W skrócie: Tusk (jego pragmatyczna, biznesowo polityczna formacja) objął rządy nie tylko na skutej strachu wyborców przed „czerezwyczajką” Delfina, ale też na skutek podjęcia zobowiązań wobec mocodawców (międzynarodowych i krajowych) oczekujących „dobrej atmosfery” dla ich biznesów zarówno w obszarze tworzenia prawa, jak też zarządzania dobrem publicznym. Pierwszą kadencję w tej sprawie przegrał, mimo, że międzynarodówka malowała mu wyspę na zielono rozmaitym statystycznym prestigitatorstwem. Zatem w drugiej kadencji zapowiedział, że wszystko co Polsce jeszcze zostało upakuje do wielkiego wora pod nazwą Polskie Inwestycje Rozwojowe i odda pod zarząd swoim mocodawcom, wierzycielom, uprzedzając tym ruchem nieuchronną „windykację” (patrz: statut PIR).

No i co? Dlaczego nie słyszę oklasków pod swoim adresem?

Oto ministrem finansów zostaje zdolny skaut międzynarodowej finansjery. Oto pozycję „głównego kwatermistrza” dostaje specjalistka od współpracy inwestycyjnej z Europą, szafarz funduszy na polskiej „giełdzie”. Oto na „środowisko” rzucono ekonomistę z MinFinu, wiedzącego „co i jak”. Dopuszczono do decyzji kolejną spółdzielnię (w osobie „naczelnego sportowca”), dotąd trzymaną w odwodzie, więc gotową na wszystko. Oto dwie damy rzucone na odcinek edukacji i nauki będą osuszać łzy uczonym i nauczycielom, bo te środowiska są groźniejsze niż dudziarze.

Piechociński, kiedy wyszedł z porannej, „ostatniochwilowej” rozmowy z premierem, powiedział: „potrzebujemy otwarcia, które zamyka sprawy”. Normalnie Pytia! Ale kilkakrotne wsłuchanie się w tę wyrocznię daje do myślenia.

Sam Premier, prezentując gromadkę nowych gladiatorów, zadeklarował: nawet pod przysięgą będę dobrze mówił o odchodzących ministrach. Czyżby już wiedział, że czekają ich Trybunały?

Napisałem we wspomnianej notce nocnej: „Tusk goni w piętkę. Piszę te słowa w nocy, w przeddzień „rekonstrukcji” rządu. Zobowiązuję się napisać ciąg dalszy, kiedy poznam nazwiska, choć mam już teraz jasność, że jeśli nie wstawi do kilku kluczowych ministerstw (gospodarka, skarb, finanse, infrastruktura, rolnictwo, środowisko) swoich sekretarzy stanu zdolnych realizować misję powierzoną Grendowiczowi (PIR SA) – to nie dość, że polegnie w niechwale, to jeszcze pójdzie siedzieć, że go samego zacytuję”.

I zapowiadam, że będę śledził „wtórne roszady kadrowe”, które odbędą się w ciszy, niewidoczne dla plotących właśnie w mediach frajerów.

O, jest ekspert, który zauważa sprawę PIR, choć wspomina półgębkiem: nazywa się Piotr Kuczyński, Xelion…