Sąd cywilny ocenia ciemną stronę ustroju

2018-11-22 17:19

 

Ktoś, kto pełnił funkcję polityczną dając imię Urzędowi Prezydenta RP jest dziś pozwanym przez kogoś, kto pełnił funkcję polityczną sprawując urząd Premiera Rządu RP. Pierwszy przez kilkanaście lat stał na czele największego chyba w polskiej historii ruchu jawnego oporu przeciw ustrojowi. Drugi jest politykiem, który najdłużej w historii Transformacji polskiej stoi nieustająco na czele formacji politycznej uznawanej za współ-najważniejszą przez tzw. opinię publiczną. Pierwszy ma pokojową nagrodę sygnowaną imieniem Alfreda Nobla, drugi ma niekwestionowany tytuł zawodowo-naukowy (doktor nauk prawniczych). Pierwszy jest inteligentem, który „nie rusza się bez kokonu” wiedzy merytorycznej i operacyjnej), drugi jest naturszczykiem, który im bardziej wyskoczy poza kokon – tym lepiej się czuje.

Obaj są zakapiorami, i gdyby odjąć im po 50 lat – targaliby się pewnie po szczękach. Tyle że jeden traktuje politykę jako działanie dla jakiejś Sprawy, a „przy okazji” lokuje siebie i kilka innych osób (z Bratem) w Historii. Drugi już jest w Historii zapisany (w sensie: nic istotnego już się nie zmieni w jego „biogramie”), co najwyżej może jeszcze swój wizerunek zmienić na ciut lepszy, ciut gorszy, a Sprawa służy mu do ustawicznych, nieprzerwanych prób przypominania o sobie (wbrew Elektoratowi, a nawet zwolennikom).

Obaj mają osobowość – piszę to jako nie-fachowiec w sprawach psychiki i mentalności – autorytarną. Tyle że były Prezydent źle znosi istnienie materii zwanej „polityczną” i każdym nerwem daje do zrozumienia, że „załatwiłby sprawę migiem”, a były Premier jest zręcznym „operatorem” subtelnych narzędzi politycznych i administracyjnych.

Osobowość autorytarna – ach, ta moja niefachowość – opiera się na przekonaniu, że „racja jest po mojej stronie” (przekonaniu niekoniecznie opartym na prawdzie), a jeśli nie jest dziś „obowiązującą narracją” – to kwestia „sił przeciwnych” (Wałęsa) albo „mitręgi procesów politycznych-decyzyjnych” (Kaczyński). Osobowość ta cechuje się też większą niż przeciętna „niecierpliwością”: skoro mam rację – a mam – to ki diabeł wsadza kij w szprychy…?

Lista zachowań, wypowiedzi, gestów i działań dających się określić jako niestandardowe-awanturnicze – zdecydowanie częściej jest zapisywana przez byłego Prezydenta.

Moje osobiste odczucie, któremu dawałem wyraz: od 1980 roku nazywam Wałęsę „chuliganem” i tym uzasadniam jego karierę (w chwilach trudnych związkowo-politycznie wypycha się na czoło „podskakiewicza”, bo i tak nie ma nic do stracenia). Od 1990 roku nazywam braci Kaczyńskich „intrygantami” i tego się dopatruję w ich działaniu począwszy od Kancelarii Prezydenckiej, poprzez funkcje publiczne aż do dziś.

 

*             *             *

Kiedy chuligan spotyka się z intrygantem – jest jasne, że ten pierwszy wciąż zachowuje się „nieelegancko”, a ten drugi cynicznie. Chuligan będzie się samonakręcał, nawet jeśli życzliwi go będą „pacyfikować”, a intrygant będzie drobnymi ruchami doprowadzał chuligana do szału z miną niewiniątka, i nic mu się nie da zarzucić, choć każdy widzi…

 

*             *             *

Dziś idzie o to, że chuligan w ferworze walki (przepychanki korespondencyjno-medialnej) – nazwijmy ją polityczną, choć to jest osobista krucjata – zarzuca intrygantowi, że jest motorem zakulisowych decyzji politycznych i kadrowo-adinistracyjnych, a ma też różne „wady osobiste i grzeszne preferencje”, a to tego jest „psychiczny”. Żaden sąd nie powinien się w to bawić. Ale pośród tej zakulisowości doszło do tragedii: na ziemię spadł Samolot. Chuligan mówi: ty go strąciłeś na ziemię swoimi intrygami. I dorzuca „ciekawostki obyczajowe” oraz „ujawnia kulisy decyzji politycznych”.

I tu przegiął. Sąd musi rozstrzygnąć między „prawdą materialną” a „oczywistością przypuszczeń”. Sąd próbował od tego uciec. Zaproponował ugodę, zawieszenie toporków i bejsboli.

Intrygant mówi: czemu nie, ale jeśli oskarża się mnie o spowodowanie Katastrofy – to chuligan przegiął i niech przeprosi. Reakcja Chuligana jest co najmniej dziwna (biorąc pod uwagę, że dwóch prawników za ciężką forsę pilnuje, by się nie wygłupiał): przedłuża swoje „oskarżenie” o spiskowanie w sprawie „bolkowania” i w kilku innych sprawach o znaczeniu państwowym, a do tego wnioskuje o przebadanie intryganta na okoliczność kondycji psychicznej, może psychiatrycznej.

  1. Jest wielce prawdopodobne, że Wałęsa jest Bolkiem, zwłaszcza że dokumenty wyparowały, a sam posądzany wije się jak piskorz;
  2. Jest wielce prawdopodobne, że Kaczyńscy przy Wałęsie grali na siebie bardziej niż na Rację Stanu (i vice-versa);
  3. Jest jasne, że chuligan i intrygant swoją pozycję w Historii zawdzięczają właśnie swoim „charakterkom”, ale i pracy „ponad normę”, wyczerpującej pod każdym względem;
  4. Jest jasne, że jako rządzący – w najszerszym znaczeniu tego słowa – obaj mieli chwile chwały jako Mężowie Stanu, ale obaj też mieli chwile paskudne;
  5. Jest jasne, że tego „o co chodzi” nie rozstrzygnie żaden sąd, bo ten opiera się na formaliach, a u mamy do czynienia z materią „ulotną”;

Namawiałbym sąd, aby uchylił się od wydania orzeczenia „w jedną lub drugą”, z takim uzasadnieniem jak powyżej: na poziomie formalnym przewagę ma intrygant, na poziomie zaś „ulotnym” – a ten jest tu przecież najistotniejszy – dwaj ważni dla Polski mężczyźni zajmują nas swoim sporem bardzo, bardzo osobistym. No, nie znoszą się, i nie oszczędzają się w przepychance.

Tyle przed wyrokiem…