Skąd się wzięło w Polsce tyle wykluczeń?

2016-11-07 08:50

 

Wykluczenie stało się w Polsce pojęciem rozpoznawalnym przez każdego, a w swoich podstawowych postaciach: widocznej nędzy, bezrobocia i bezdomności – doświadczane jest wciąż (z niewielkimi wahaniami) przez kilka milionów mieszkańców Polski.

W moim (JH) przekonaniu wykluczenie ma cztery postacie (takie uporządkowanie pozwala na trafniejsze projektowanie „walki z wykluczeniem”:

1.       Utrata możliwości samorozwoju: człowiek pozbawiony „czasu do własnej dyspozycji” (nawet jeśli jest zamożny), ale przede wszystkim człowiek, którego „na nic nie stać” ze względu na niskie i niepewne dochody – ogranicza się tylko do finansowania swoich potrzeb „dojutrkowych”, wyłączony jest z procesów kulturowych i uspołeczniających;

2.       Utrata zabezpieczenia stałych i godziwych dochodów: w rzeczywistości, w której oddzielono cywilizacyjnie wkład człowieka do puli społecznej i jego uprawnienia do czerpania z tej puli – narzędziem dystrybucji dóbr, wartości i możliwości jest dochód, przeważnie pieniężny. Utrata stabilności takiego dochodu, połączona (lub nie) z jego obniżaniem i z odcięciem od realnego „wsparcia tymczasowego” – wyklucza człowieka skutecznie na wielu płaszczyznach;

3.       Utrata Domu: człowiek cofający się (zatrzymany) w samorozwoju, niestabilny ekonomicznie – to materiał rozsadzający więzi rodzinne. Dom – to miejsce, w którym wszystko co żyje od czasów „przedludzkich” odkłada i pielęgnuje swój dorobek życiowy i ćwiczy elementarne umiejętności społeczne: jeśli pogłębiająca się niezamożność pozbawia człowieka własnego kwaterunku, a frustracje prowadzą do rozbicia rodzin – to pojawia się bezdomność;

4.       Zmiażdżenie więzi społecznych: człowiek jest fenomenem stadnym, który źle znosi zarówno formułę zniewolenia „dla ratowania kondycji” jak też formułę „wyzerowania społecznego” jeśli wirująca rzeczywistość wyrzuci go poza nawiasy (patrz: „l’uomo senza contenuto”, człowiek, który nie ma nic do powiedzenia, nawet sobie samemu: taki ktoś ani nie głosuje, ani nie uczestniczy, ani nie prosi, za to kąsa ręce wyciągnięte ku niemu szczerze lub na niby;

Te cztery punkty wyznaczają nieodwracalną – w Polsce – ścieżkę wykluczenia. Istnieje w Polsce bogaty w formy ruch charytatywno-filantropijny, skierowany ku bezdomnym, ale nie zainteresowany rzeczywistym odwróceniem procesu wykluczenia.

Ten społeczny niedowład jest zarówno generowany, jak też – osobliwie – uświęcany przez ustrój społeczno-gospodarczy zainstalowany u zarania Transformacji. Nazywam ten ustrój Orphanią, bo czyni z nas – stanowczo i konsekwentnie – „inocentes”, czyli niewiniątka, frajerów, głuptaków. Nazywam nas – objętych tym ustrojem – Trash-Society, czyli zbiorowością demutualizowanych wspólnot, w których „obowiązuje” lemingizacja postaw, areburyzacja obywatelstwa, autystyzacja zachowań.

Oczywistym skutkiem tych trzech procesów jest wtórny analfabetyzm obywatelski: postępujący brak aktywnego zainteresowania sprawami publicznymi (odnajdywanie ich wyłącznie w formule widowiska medialnego), niezdolność do podjęcia trudu „przebicia się” z własnymi pomysłami, ideami, inicjatywami, przedsięwzięciami, abdykacja z jakichkolwiek elementów społecznej kontroli poczynań „władzy”, postępująca niezdolność do ujmowania się za prawami swoimi i cudzymi, nawet jeśli te prawa są zapisane w Konstytucji i w ustawach, psycho-mentalna niezdolność do reagowania na pogarszanie się prawa (i praktyk) na tym polu.