Skóra Kaczora

2018-04-04 07:44

/dzielenie skóry na Prezesie/

 

Osoby, które (po)czują się urażone obcesowym tytułem, a zwłaszcza polityka o którym mowa – z góry przepraszam. Uznałem, że w ten obcesowy sposób zwrócę uwagę na problem większą, niż tytułem banalnym.

A chodzi o schedę po Panu Jarosławie Kaczyńskim (dalej: OJK, jak Obywatel JK). O tym robi się bowiem głośno, jakby OJK już leżał na marach.

Pracował on na swoją pozycję polityczną niemal od zawsze. Prawnik po prestiżowym uniwersytecie, obecny w kręgu „opozycji demokratycznej”, mający codzienny kontakt z najgłośniejszymi dysydentami PRL. Począwszy od Okrągłego Stołu – uczestnik około 100-osobowej grupy „poruczników” etosu solidarnościowego (w odróżnieniu od Lecha Wałęsy, którego jeden z „poruczników” nazwał sierżantem: „sierżanci wygrali wojnę, teraz jest czas generałów”).

Spośród tej umownej setki poruczników – wielu awansowało na pułkowników, kilku na generałów. Bracia Kaczyńscy „spalili” początkowo swoją karierę będąc „majorami” na odcinku belwedersko-prezydenckim. Dokonali nieudanego puczu, który upadł, ale iskra raz zasiana – tliła się przez lata. To był zresztą czas puczów właśnie, których ofiarami padali niektórzy generałowie, a niekiedy porucznicy i majorzy.

Najprostszą drogę wybrał obecny „Prezydent Europy”: zorganizował sobie podwodę ku górze (właściwie platformę, mającą zmieścić wielu) – a potem, im bliżej szczytu – tym bardziej ochoczo wykopywał z wehikułu własnych kolegów: Olechowski, Płażyński, P. Piskorski, Rokita, Gilowska, Drzewiecki, Śpiewak, Palikot, nie licząc pomniejszych. Użądlił też Schetynę, a uszczerbku nie doznali właściwie tylko ci, którzy pogodzili się z jego dominacją.

W tym czasie Kaczyńscy odbudowywali swoją pozycję, oferując Krajowi przeciwwagę dla Polski Liberalnej i w ogóle dla „europejszczyzny”. „Zakonem” przyszłego PiS stało się Porozumienie Centrum, organizacja ludzi sprawnych „manewrowo” i zarazem ideowych, choć ich kryształowość jest-była nienajlepszej próby.

Starcie obu formuł zostało rozegrane przez Tuska po mistrzowsku: udał przed Elektoratem, że przyłącza się do konceptu IV Rzeczpospolitej – po czym niemal w ostatniej chwili zaczął z tematu szydzić. A po wyborach, choć PO kosmetycznie przegrała – próbował wbrew niepisanym regułom wmusić oszukanym konkurentom swojego Premiera.

Rząd Marcinkiewicza był zatem wariantem skleconym zastępczo, zupełnie nieprzygotowanym: Lepper i Giertych dali się namówić do ról „wrogów liberalizmu i nihilizmu”, ale od początku zgrzytało zarówno ideowo, jak też brakowało „chemii politycznej”. Tę rundę Kaczyńscy przegrali, choć mieli placówkę prezydencką. Parlament i Rząd OJK oddał w ryzykownej grze z koalicjantami.

Żadne zmartwienie – możnaby pomyśleć. Drużyna platformiana ciągnęła Polskę nadal przeciw oczekiwaniom powszechnym. Ale znalazła na to sposób: kosztem oddawania pola giga-biznesowego siłom zagranicznym – dwukrotnie zwiększono przy-nomenklaturową biurokrację, uzyskano też wielki „fundusz motywacyjny” dla niedużych przedsiębiorców i aktywu „pozarządowego”, co oznaczało, że wystarczało być „europejczykiem i pozarządowcem”, a uczestniczyło się w beneficjach, co pojęli nawet ludowcy, znani jako patriotyczni konserwatyści o „zaczerwienionych” duszach.

I wtedy stała się Katastrofa. Polityk od lat funkcjonujący na najwyższych obrotach, zarządzający swoją formacją autorytarnie (to nie zarzut) – traci brata bliźniaka, a zarazem jedynego lojalnego (bezinteresownego)  sojusznika. Zapaść musiała być okropna, choć w mediach nie było rozpaczliwych dramatów, a OJK dość szybko odzyskał polityczny rezon.

Polityka platformiana tak czy owak musiała kiedyś upaść (państwa w państwie, poszerzające się wykluczenia, postępująca kolonizacja, zepsucie ludzi władzy), pytanie brzmiało, kto tę formację wymiecie. Elektorat postawił na Kukiza, ale ten po sukcesie „prezydenckim” skrewił i jesienią 2015 oddał pole OJK.

 

*             *             *

Ja tu piszę, jakby w polityce zwyciężały wyłącznie szlachetne i uśmiechnięte owieczki. Czytelnik wie, że to nieprawda. Mówimy zatem jedynie o tym, czyje oczy są bardziej wilcze.

 

*             *             *

OJK jest ode mnie osiem lat starszy. Jeśli ludzki dynamizm przez osiem lat spada w takim tempie, jak mój przez ostatnią dekadę – to żywotność OJK jest podziwu godna. Tym bardziej, jeśli prawdziwe są przecieki o jego problemach zdrowotnych.

Już dawno OJK wertował swoje kadry w poszukiwaniu kontynuatora idei. Polityka (osoby) nie da się sklonować, ale idea może znaleźć kontynuatora. Zdefiniujmy zatem tę ideę:

  1. Europejskość – zdecydowanie bardziej ponętna niż rosyjskość – przesycona jest helleńskimi egzaltacjami i zblazowaną piękno-duszystością. Zdecydowanie prze-sycona;
  2. Rzymskość jest bardziej dorzeczna. Oparta na sile aparatu władzy i dość pionowej (nie-spłaszczonej) strukturze nomenklaturowej – oraz na państwowej, odgórnej dobroczynności;
  3. Polska – oczko w głowie OJK – ze swoją warcholską i kmiecą słowiańskością – potrzebuje rzymskości, odrzuci teutoński „ordnung”, łaknie ustawicznej sanacji kasty rządzącej;
  4. Niezależnie od tego, jak często łamie się przykazania – minimum ładu moralnego i empatii wobec maluczkich – to podstawa wszelkiego rządzenia i drogowskaz dla rządców;
  5. Rzymskości należy współcześnie szukać w Ameryce, a w poszukiwaniu odrodzenia-sanacji sięgać należy po legionowy mit Dziadka i Kasztanki, po etos antyruskiej polskości;
  6. Bogu należy oddać co boskie, całą resztę przenieść do kompetencji „Cezara”: punktem stycznym jest patriotyzm i trwałość, czyli pokora wobec tego, czego nie sposób obejść;

Oszczędzę sobie konkretnych nazwisk, ale mało jest pewnie Czytelników, którzy nie zauważyli tych 3-4 osób, przygotowywanych przez OJK do następstwa. Następstwo w rzeczywistości autorytarnej – a taka jest najmilsza OJK (nie jemu jednemu z gwiazd polityki) – oznacza celowe „ucinanie” tym, którzy zagrozić mogą „wychowankowi”.

Myślę, że od jakiegoś czasu OJK już nie weryfikuje. Zawiódł się na każdym z uczniów. Zniechęcił się do ich bezideowości. Takie czasy…

To pewnie dlatego potencjalni spadkobiercy sami biorą sprawy w swoje ręce i żrą się z cicha przy fotelu, nawet się z tym niezbyt kryjąc.

 

*             *             *

Jestem – ideowo i politycznie – zupełnie innej „wiary” niż OJK. Mam też do niego ludzki żal o Dra Mateusza Piskorskiego, o pochopność, z jaką zgodził się na ten szwindel z aresztem. Ale uważam go za najlepszego z polityków ostatniego 40-lecia (policzmy: od 1978 roku?). Zdecydowanie wyrasta on ponad polityków „wybitniejszych”, ale obłych, śliskich, wiarołomnych, jawno grzesznych, budyniowatych, judaszowych, kosmopolitycznych. Zażartuję: może on i trochę wredny jest, ale on jest w stu procentach nasz-domowy, co nie oznacza „prowincjonalny”. O rywalach nie da się tego powiedzieć z aż taką pewnością.

Więc mam do „spadkobierców” jedną uwagę: cokolwiek urwiecie ze spadku – szybko utracicie, jeśli myśleć będziecie tylko o sobie…