Smutny żółw

2013-10-28 11:05

 

Kiedy nominację  na urząd Premiera – po rozmaitych rozgrywkach zakulisowych – dostał Tadeusz Mazowiecki  - zleciało się do Polski międzynarodowe towarzystwo, by „obwąchać” człowieka. Waldemar Kuczyński nazwał go dziś „chrześcijańskim socjalistą” (w rzeczywistości reprezentował konserwatywny nurt personalizmu – JH) – i to jest trafne określenie. Gdyby abp. Reinhard Marx nie napisał swojego chrześcijańskiego “Kapitału”[1]  - zrobiłby to zespół moderowany przez Mazowieckiego.

Rzecz w tym, że pielgrzymujący do Polski cwaniaczkowie ze światowych Matryc nie mieli takiej misji. W interesie Europy, Ameryki, Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, GATT (General Agreement on Tariffs and Trade, późniejsza ITO - Międzynarodowa Organizacja Handlowa) – leżało udostępnienie na jak najłatwiejszych warunkach polskiego rynku, jako „bufetu” i „spichrza”, może nie najlepszego, ale obfitego.

Jednym z pielgrzymów był Michel Camdessus, szef MFW. Kuczyński opowiada (mowa była o „urynkowieniu” i „otwarciu” polskiej gospodarki): Tadeusz siedział skupiony (ze strony Camdessusa szły niemal „instrukcje”), po czym na pytanie Francuza „czy Pan jest gotów to uczynić?” odpowiedział „tak, jestem gotów to uczynić”. Kuczyński opowiada dalej: są sprawy, przy których nie wolno (!) kierować się opinią publiczną, nie wolno uwzględniać racji społecznych, zwłaszcza opozycyjnych.

Jeśli już jakiś „kapitalizm” (TM nie używał tego słowa) – to może w wersji ordonalistycznej Waltera Euckena oraz A. Mullera-Armacka, która w Niemczech owocowała jako Soziale Marktwirtschaft (Społeczna Gospodarka Rynkowa, później wpisana do Konstytucji jako „pusty” zapis). Tyle, że zgoda Mazowieckiego na „rynkowość” oznaczała, że nie z Niemiec, tylko z Ameryki przybyli już konkretni „zaprowadzacze ładu”. Cokolwiek wiemy o sposobie, w jaki instruktor KC Partii, stypendysta Saint John’s University, pojawił się w roli kandydata na naczelnego menago gospodarki polskiej – twierdzę, że został „wciśnięty” Mazowieckiemu przez emisariuszy pielgrzymujących do Polski w tym czasie, może za pośrednictwem osób mających dostęp do długich inteligenckich narad przy kawie z Panem Tadeuszem. Zauważmy, że Premier nigdy nie wtrącał się – ani czynem, ani komentarzem – do prac swojego Wicepremiera. Uznał może, że nie będzie się kopał z koniem wypasionym w trybie międzynarodowym. W każdym razie widzenie świata obu panów różniło się radykalnie: tu humanista zaangażowany w idee sprawiedliwości, koncyliacji (należał do założycieli tzw. Klubu Okrągłego Stołu, a następnie Klubu im. Emanuela Mouniera, które były miejscem poszukiwań formuły połączenia wartości stricte katolickich i lewicowych) – a tam stanowczy zarządca operacyjny, odhumanizowany, arogancki wobec spraw społecznych i ludzkich. Kto uważny, ten zauważy w pedialnej biografii: „Po powstaniu „Solidarności” został członkiem rady ekspertów ekonomicznych związku, w ramach której opracował projekt łagodnego przejścia z gospodarki planowej do gospodarki pół-wolnorynkowej opartej na samorządach pracowniczych”. I zada sobie pytanie: co się zmieniło w życiu Leszka B. przez kilka lat, jakie upłynęło do 1989 roku?

Odpuściwszy sobie sprawy gospodarcze – mógł zająć się sprawami, które go pasjonowały od zawsze, czyli wykuwaniem samorządnej rzeczywistości obywateli. Wszak w listopadzie 1983 stanął na czele rady programowej warszawskiego KIK-u, a ta pod jego kierunkiem opublikowała w czerwcu 1984 dokument zatytułowany „Stan świadomości społecznej. Próba diagnozy – kierunki oddziaływania”, w którym wskazywano na rolę Solidarności w przywróceniu podmiotowości społeczeństwa oraz odebranie tej podmiotowości i zablokowanie perspektyw przez ogłoszenie stanu wojennego. Jako Premier – oddał jednak bez walki i ten kierunek: zamiast poważnych rozwiązań wprowadzono SOS-zupki i telewizyjne pogadanki Jacka Kuronia, których jedynym celem było zagłaskiwanie siniaków po zbójeckiej robocie Balcerowicza.

Można więc powiedzieć, że TM, niczym przysłowiowy żółw, został przewrócony na wznak i pozbawiony orientacji w rzeczywistości, a już na pewno pozbawiony wpływu na tę rzeczywistość. Stawiał stemple na nie swoich przesyłkach. I skupiał na sobie wiarygodność rządu, którą ów rząd stracił od razu w pierwszych dniach, bo nawet exposé Tadeusza Mazowieckiego zostało wdeptane w ziemię wraz z zainstalowaniem się w rządzie Leszka Balcerowicza. Do dziś mamy do Pana Tadeusza wielką sympatię. Nikt obcy nie uwierzyłby, że firmował zarówno drapieżną kampanię rabunkową polskiej gospodarki, jak też obalenie jakiejkolwiek obywatelskiej podmiotowości, wyrzucenie jej poza nawias systemu-ustroju.

No ale dziś jest czas na inny, hagiograficzny nastrój. Więc nikt nie będzie dociekał, dlaczego taka Postać przegrała pierwszą turę wyborów prezydenckich w wścieklicą Tymińskim i zblazowanym Wałęsą.

 

 



[1] Das Kapital. Ein Plädoyer für den Menschen. Unter Mitarbeit von Arnd Küppers. München 2008;