Sobie dworowanie

2013-06-01 12:40

 

Jestem od lat krytykiem przemian dokonywanych w Polsce, w okresie zwanym zrazu Transformacją, a teraz Modernizacją. Mam być szczery – nie zawsze spotykałem się ze zrozumieniem. Mam o to pretensje przede wszystkim do środowiska, które staram się obrazić sformułowaniem MEDIAŚCI.

We wrześniu ubiegłego roku napisałem w internecie (notka „Opinia zorganizowana, obywatelstwo zglajchszaltowane”, 2012-09-10, zacytuję obszernie):

Mediaści, czyli dziennikarstwo usługowe

Osoby publiczne są od tego, by nadawać ton publicznemu życiu właśnie. Ich rola – dana im, powiedzmy, od Losu – mogłaby być zbawienna dla tzw. nieokrzesanej większości, która poszukuje wzorców dla własnego postępowania i dopieszczonych poglądów by je przyjąć jako własne. 

W tzw. dzisiejszym świecie osoby publiczne funkcjonują niemal wyłącznie (99%) poprzez media, nawet jeśli są to osoby publiczne w wymiarze lokalnym. Przy czym pojęcie MEDIÓW napęczniało w ostatnich dekadach, to już nie tylko gazety, periodyki, książki, radio czy telewizja, ale też Internet oraz ambony, sceny i specjalne medialne instalacje. Coraz wyraźniej swoistym medium stają się nośniki reklam, np. wielkie powierzchnie pionowe, a bywa, że instalacje w formule pomnikowej. 

Moja amatorska klasyfikacja ludzi medialnego przekazu, podana „z ręki”, mogłaby wyglądać następująco (chętnie skorzystam z uzupełnień i korekt):

  1. Czołowi politycy Państwa i Opozycji: pozujący na Mężów Stanu i Mężów Opatrznościowych, a przynajmniej na Wtajemniczonych, mający tę właściwość, że sami o sobie mają bezkrytyczną opinię i aktywnie ją głoszą;
  2. Czołowi konferansjerzy – najczęściej „frontmeni” dobrze pozycjonowanych audycji politycznych i informacyjnych oraz naczelni gazet i tygodników, za którymi stoją służebne sztaby i załogi;
  3. Celebryci (wulgarna postać „śmietanki towarzyskiej” albo „socjety”), zajmujący się na co dzień albo skandalem, albo upublicznianiem swojego życia osobistego w różnych wymiarach;
  4. Komentatorzy i kaznodzieje – wyjątkowo stabilna grupa osób zwoływana do mediów dla roli „wyważonego” kontrapunktu dla polityków i celebrytów, krążąca od redakcji do redakcji, od trybuny do trybuny;
  5. „Niezależni” aktywiści – organizujący widowiskowe przedsięwzięcia (performance) z jakimś ideowym czy religijnym albo społeczno-humanitarnym, lub przynajmniej artystycznym podtekstem;
  6. Top-blogerzy – autorzy najbardziej poszukiwani w Internecie (zakładka „ulubione”), nie zawsze występujący jawnie, wyznaczeni przez społeczność internetową do roli „punktu orientacyjnego”;
  7. Niezawodni – osoby o statusie „dyżurnego autorytetu”, mający swój niepodważalny dorobek w jakiejś dziedzinie (artystycznej, intelektualnej, politycznej), pojawiający się nieczęsto osobiście, za to po wielekroć przywoływani przez pozostałych;

W każdej z tych grup Polska wydała 30-100 osób. To jest niezły tłumek, ale tzw. publiczność stosunkowo łatwo wychwytuje, kto z której bajki jest. Choć zdarza się, że piłkarz czy pornograf zostaje deputowanym, choć z góry wiadomo, że nic tam po nim. 

Towarzystwo to jest obsługiwane w coraz większym stopniu przez ludzi zawodu dziennikarskiego, którzy jednak bardziej czują się rzecznikami jakichś racji ideowych i politycznych, a nawet partii czy urzędów, niż dostarczycielami wiadomości czy organizatorami otwartej dysputy. Chcą (może muszą, może mają zlecenie?) organizować opinię publiczną, a nie po prostu jej służyć, zapewniać jej surową "karmę". KONIEC CYTATU

Od września 2012 wiele się zmieniło. W wielu redakcjach „przełączono wajchę”. Znane z chamstwa, bezczelności i skłonności do zdominowania „rozmówców” tuzy „dziennikarstwa” zaczynają sobie „poczynać” z przedstawicielami najszerzej rozumianej Władzy, choć nadal są zdezorientowane (nie mają dobrej podpowiedzi w słuchawce?) co do tego, na co postawić w polityce. Oczywiście, brzydzą się konserwatyzmem a’la PiS i lewicowością a’la „ulicznicy”, natomiast już zaakceptowali „lewicowość” Millera i „oddolność” Dudy z Kukizem.

Najbardziej mnie wkurza, kiedy widzę wredne, małe, gnojkowate dworowanie sobie z polityków „wytypowanych” jako przegrywających. Oto dzisiejszy Onet donosi, że posłankę partii rządzącej sprowokowano, by skrytykowała i obśmiała program własnej partii. Ministra Nowaka nader często pyta się o to, „która godzina”. I tak dalej. Żenujące. Rozumiem, że jakaś mega-finansjera, stojąca za mediastami, już ma pomysł na nowe rozdanie polityczne w Polsce, ale mogliby, w poczuciu minimum przyzwoitości, wymienić dziennikarskie „twarze” na inne, bowiem te akurat gęby jeszcze niedawno z nabożną czcią wspierały polityków i ugrupowania, z których dziś ochoczo szydzą.

Nie uwierzę, że chodzi o to, iż media są lustrzanym odpiciem nastrojów społecznych.

Szkoda gadać.