Spółdzielnia i dlaczego

2015-01-18 06:07

 

Kilka razy w ostatnim okresie byłem zaczepiany o swoje poglądy w obszarze spółdzielczości i samorządności. No, to pora się wytłumaczyć publicznie.

Samorządność istnieje tylko wtedy, kiedy mamy do czynienia z obywatelstwem: z wystarczającym rozeznaniem przez człowieka spraw publicznych i bezwarunkową skłonnością czynienia ich lepszymi. W każdym innym wypadku zarówno sama idea samorządności, jak też konkretne podmioty samorządowe (np. samorząd terytorialny, gospodarczy, środowiskowy) staną się łupem i narzędziem w ręku polityków albo zmyślnych nadprzedsiębiorców, kapitalistów spółdzielczych, patrz: TUTAJ.

To dlatego burmistrzowie i administracje lokalne kręcą radnymi. Zarządy organizacji „społecznych” kręcą członkami tych organizacji, kierownictwa izb kręcą tymi, którzy do nich przystąpili. Organizacje pozarządowe przylepiają się do urzędów i urzędników. Partnerstwo prywatno-publiczne sprowadza się do dojenia Budżetów. Przetargi i konkursy wygrywają „swojacy”. Patologia.

Jeszcze bardziej wyrazista patologia przeżera spółdzielczość. Historia spółdzielczości sięga czasów, kiedy dbali o nią ludzie światli, zainteresowani tym, by „maluczcy” z czasem nauczyli się samoorganizować gospodarczo (patrz: TUTAJ). W Polsce przykład dał Stanisław Staszic, zakładając własnym nakładem Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie. Ten „zakordonowy obywatel pruski”, działacz oświeceniowy, pionier spółdzielczości, pisarz polityczny i publicysta, filozof i tłumacz, przyrodnik: geograf i geolog; ksiądz katolicki (przez niemal 20 ostatnich lat życia Staszic nie pełnił posługi duszpasterskiej i nie nosił sutanny), minister stanu Księstwa Warszawskiego od 1809 roku, radca stanu Księstwa Warszawskiego od 1810 roku, zastępca ministra oświaty Królestwa Polskiego w latach 1818–1824, minister stanu Królestwa Polskiego od 1824 roku, doktor obojga praw, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk, członek Izby Edukacyjnej, od 1815 Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, członek Rady Stanu Królestwa Polskiego, współorganizator szkoły uniwersyteckiej w Warszawie (1816) oraz Szkoły Akademiczno-Górniczej w Kielcach, dyrektor generalny Wydziału Przemysłu i Kunsztów Królestwa Kongresowego, autor planu rozbudowy Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, mecenas i promotor wynalazcy Abrahama Sterna (konstruktora pra-komputerów) – patronował spółdzielczości ze szczerego przekonania i z użyciem mądrości godnej męża. Patrz: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ.

W dobie, kiedy władający Rzeczpospolitą zupełnie porzucili myśl o pomyślności i dostatku dla Kraju i Ludności (po co więc rządzą?), tylko choćby się waliło i paliło, zdzierają i rabują, aby sobie mnożyć niekontrolowane znikąd Budżety – trudno szukać organu, urzędu czy służby, które byłyby szczerze zainteresowane umacnianiem samorządności i spółdzielczości, czyli rozkwitem polskiego obywatelstwa: po co takim cwaniakom ludzie rozgarnięci?

Istotą spółdzielczości jest samorządne wypracowywanie dostatku i pomyślności spółdzielców i ich społecznego środowiska.

Oznacza to, że spółdzielcy, kiedy wypracują zysk – przeznaczają go na cele publiczne-środowiskowe, a nie na partykularne bogacenie się, jak to ma miejsce w spółkach. Gdyby zamiast okrzyku „prywatne jest najlepsze” wzniesiono w 1989 roku Wielki Toast Spółdzielczy – Rzeczpospolita wyglądałaby dziś może nie tak błyszcząco, ale też nie geszefciarsko. I nie wyzierałaby z każdego zakamarka, zza każdej polakierowanej fasady – dramatyczna nędza, niedomyta, żarłoczna i roszczeniowa, do tego niedouczona, wpatrzona w telewizor z braku grosza na cokolwiek innego i z braku własnego pomysłu na życie. Produkt Transformacji. Spółdzielczość bowiem – jeśli nie jest ukąszona komercjalizmem – z reguły mniej pęcznieje kapitałowo, za to celniej zaspokaja elementarne i kulturowe potrzeby środowiskowe (edukacja, artystyka, nauka, ochrona zdrowia, opieka społeczna, wzajemnictwo, gromadnictwo).

Spółdzielczość – to rodzaj cywilizacyjnego atawizmu, który przywraca środowiskom społecznym racje stadne: widzenie swojego interesu poprzez interes wspólnoty, a nie jej kosztem, pochwała solidności i rzetelności, współdecydowanie, samopomoc, solidarna obrona przed zakusami z zewnątrz.

W Rzeczpospolitej Prywatnej czegoś takiego nie uświadczysz…

To takie proste…