Statystyki Piechocińskiego

2013-07-23 07:32

 

Kiedy miałem więcej czasu, pasjami oglądałem koszykarską ligę NBA. Oglądanie polegało na sprawdzaniu własnego refleksu: co chwilę w jakimś rogu ekranu pojawiały się rozmaite statystyki dotyczące zawodników i zespołów, a nawet trenerów i w ogóle rozgrywek, a kibic miał do wyboru: albo słuchać komentatorów, albo obserwować mecz, albo śledzić statystyki.

Jestem z tych, którzy – zanim dostali prawo jazdy – to przez rok zapoznawali się szczegółowo z budową polskiego fiata 125, a do tego zdążyli pokonać nie mniej niż 100 tys. km za kółkiem, zanim zapisali się na zwykły kurs (ciekawskim wyjaśnię, jak to było). Oczywiście, zdałem za pierwszym podejściem. Uważam mimo to, że prawo jazdy powinno się wydawać komuś, kto ma manualne i psycho-mentalne kwalifikacje do uczestnictwa w ruchu drogowym, i nie musi on być specjalistą od motoryzacji i drogownictwa.

Do rzeczy

Jestem na liście (zapewne szerokiej i długiej), która ma przywilej otrzymywania rozmaitych statystyk prosto z osobistego mejla wicepremiera. Akurat mam za sobą solidne przygotowanie z zakresu ekonometrii (średnio 26 godzin tygodniowo rozmaitych przedmiotów związanych z analizami gospodarczymi), z ekonomią mam do czynienia przez długie lata, więc  - po pierwsze – chyba mam zdolność do oceny tych statystyk, oraz – po drugie – uważam je za wyrywkowe do tego stopnia, że nie dają żadnych podstaw do kompetentnego wnioskowania.

Gdybym był trenerem drużyny NBA i dostawałbym tak wyrywkowe statystyki od wiceprezesa klubu, musiałbym podejrzewać, że chce on mnie zagłuszyć danymi bezużytecznymi ze względu na niekompletność. Zwieść mnie, ogłupić, przekazać coś między wierszami. Ale jestem obywatelem wystarczająco szarym, nie zaś menedżerem czy urzędnikiem, więc wolę dojść do wniosku, że pewnie chodzi Januszowi o zaprezentowanie swojej postawy wobec nas: patrzcie, jestem otwarty, jeśli macie ochotę – przekażcie uwagi.

Jako szary obywatel (tu: odpowiednik gracza NBA) mam przekonanie, że skoro już jestem zainstalowany w „lidze”, to sprawnie i przyjaźnie powinny działać drogi, melioracje, urzędy, telefony, usługi, bankowość, szkolnictwo – i setki innych instalacji: nie muszę ich znać głębią inżynierską, moje umiejętności (społeczne) powinny sprowadzać się do „manualnej” sprawności w ich eksploatacji (przecież za ich sprawność płacę podatkiem i opłatą bieżącą). W żadnym też wypadku nie powinny to być instrumenty sprawowania kontroli i władzy nade mną. Powinny mnożnikować moje skromne możliwości – a nie powinny czynić zamieszania i utrudniać mi życia. Proste…

Od analiz i statystyk, od całego fachowego zaplecza, rząd ma swoich zaufanych ekspertów i zarządców (a jeśli nie ma – to po co rządzi…?).

Jestem w kropce: śledzę poczynania Wicepremiera Piechocińskiego z powagą, ale też z obawą (kiedy mogłem, doradzałem mu nie obejmowanie tej roli, a kiedy Pawlak się uparł – podpowiadałem J.W. Pietrewicza). Tyle numerów, ile mu wycinają koalicjanci, a także „rodzeni ludowcy” z Ministerstwa – mnie doprowadziłoby już do palpitacji. A on cierpliwie opowiada o swoich pracach, pokazując nam – poza statystykami – niemal prywatny diariusz. Niepostrzeżenie zdradza, że swoją funkcję postrzega jako członkostwo w zarządzie mega-korporacji. Myli się.

W praktyce Polską rządzi jednoosobowo Premier, który raz na jakiś czas musi rozegrać pokerka z kilkunastoma innymi osobami oraz pobajerować motłoch jeśli słychać odeń szemranie. Jako samorządca Premier (ten akurat)nie jest zainteresowany tym, by obywatelstwo masowo czuło się doinformowane i – nie daj boże – komentowało albo podpowiadało mu cokolwiek. W tym sensie premier jest satrapą, a nie zarządcą (jest wrażenie, że zarządcy obecnie nie ma w ogóle). Dbającym o to, że skoro już funkcjonuje w przestrzeni „zachodu” – to jakieś zachodnie standardy będzie okazywał na żądanie, niekiedy na pokaz.

Taki koalicyjny „wicepremier z rozdzielnika” jak Janusz – jest dla niego drzazgą w tyłku, ale tylko dlatego, że nie musi (i trochę nie chce) należeć do premierowskiego dworu (tym lepiej dla Premiera, jeśli Januszowi pogarsza się wewnątrz rodzimego ugrupowania).

Jest oczywiste, że satrapa nie dopuści do tego, aby „wicepremier z rozdzielnika” w jakikolwiek sposób mu zakłócał święty spokój – za krótkiej kadencji Janusza tyle już razy go „ustawiał”, że ktoś niecierpliwy już by się jakoś zachował…

No, to czemu kilkadziesiąt, może kilkaset osób otrzymuje statystyki, a do tego notatki typu „z życia ministerstwa”? Założywszy, że wysyła to człowiek rozumny, pomijam wyrywkowość, pomijam niemożliwość skutecznego działania obywatelskiego, szukam głębiej.

I tu nie wystarcza mi polotu. Ktoś pomoże?