Stypendyzm (nie mylić ze stypą)

2013-12-29 09:14

 

Zacznę od tyłu: nikt nie ma wątpliwości, że osoby nieletnie, osoby „trzeciego wieku”, osoby chwilowo chore lub osoby trwale pokiereszowane na ciele i-lub umyśle – są dla Społeczeństwa OBOWIĄZKIEM, i nie mam tu na myśli prawa i przepisów, ale to co się nazywa humanitaryzmem, czyli emanacją minimum człowieczeństwa.

Z drugiej strony wciąż aktualne jest ostrzeżenie, że jeśli tylko pojawi się możliwość nic-nie-robienia (unikania własnego wkładu do Społecznej Puli Dobrobytu) – to znajdą się tacy, którzy tę możliwość będą chcieli sobie przyporządkować, wykorzystać dla własnego próżniactwa.

Zatem podsumujmy dwa pierwsze akapity: jeśli – umownie – połowa Ludności wypełnia Społeczną Pulę Dobrobytu dobrami, wartościami i możliwościami, a pozostała połowa z jakichś powodów tego nie robi – to każdy uzupełniający (nazwijmy go pracującym) ma „na utrzymaniu” jakiegoś ziomka.

Kiedyś dokonywałem symbolicznych obliczeń: podzieliłem życie ludzkie na kilka okresów, dla każdego z tych okresów założyłem, ile „osobnik” zużywa „jednostek dobrobytu” a ile jest w stanie ich dostarczyć do Społecznej Puli. Wyszło mi, że każdy człowiek – przy założeniu, że funkcjonuje w jakimś systemie-ustroju gospodarczym – jest w stanie w ciągu swojego życia utrzymać 2-3 inne osoby. Oczywiście, początki są takie, że człowiek kosztuje więcej niż przynosi społecznych korzyści (mowa o dzieciństwie, nastoletniości i częściowo dorosłości do zakończenia edukacji), ale potem jego „wydajność” przez 20-40 lat jest wystarczająca, by „spłacił” swoją młodość, a jednocześnie utrzymywał swoje potomstwo (lub – poprzez system-ustrój – cudze) i swoich rodziców-dziadków, a jeszcze mu na koniec zostaje, co oznacza, że rośnie przeciętny dostatek.

Rysunek (nazwę go pieszczotliwie DELFINEK) pokazuje opisaną sytuację w bardzo uproszczony sposób, ale prawdziwie (zapraszam do pogłębionych studiów Rocznika Statystycznego). Jeszcze raz podkreślmy, że mamy do czynienia z konkretnym systemem-ustrojem gospodarczym, na który składa się efektywność pracy (jaka korzyść jest przeciętnie z tego, że pracujemy), rozwiązania budżetowe (dokąd i ile są kierowane efekty naszej pracy), dynamizm immanentny (chłonność postępu, rozwoju).

W tak zafiksowanym schemacie jest wiele możliwości gospodarowania i operowania efektami. Dotyczą one w rzeczywistości trzech głównych parametrów: dwóch punktów przecięcia (koniec młodości, początek starości) oraz nadwyżki „S”. Specjalnym „argumentem” (w rozumieniu matematycznym) jest pozycja C, zawierająca okresowe (planowane i przypadkowo, incydentalne, nieoczekiwane) pozycje obciążające efekty pracy.

Młodość ma historyczną (kulturowo-cywilizacyjną) tendencję do wydłużania się, nie zawsze sensownego z punktu widzenia Społeczeństwa. Starość też wydłuża się, ale tu już nie ma mowy o sensie, tylko o tym, że żyjemy coraz dłużej, zwyczajnie i po prostu. Pęcznieje też pozycja C, a powody tego pęcznienia wymagają poważniejszej analizy, skoro w tej pozycji mamy sprawy zdrowotne i socjalne (wzrost liczby szkoleń i „dokształtów” wydaje się oczywisty).

Każdy system-ustrój gospodarczy zbudowany jest na „przepychankach” między Rodziną a Państwem. Gdyby każda Rodzina była trzy-cztero-pokoleniowa i pozbawiona wykluczających patologii (chorowitość, pijaństwo, próżniactwo), to rola Państwa byłaby w sprawie Delfinka znikoma. Ale jest tak, że Rodzin o pożądanych cechach jest wciąż mniej, właściwie są one coraz węższym marginesem, co daje do myślenia wszystkim, którzy znają Konstytucję i mają prawo wybierania władz rozmaitych.

Państwo zatem znajduje wiele dobrych powodów do tego, by szczegółowo regulować dzieciństwo i młodość, by praktycznie decydować o starości, by wedle swoich zapatrywań regulować obszar „C”, a na koniec by wyciągać łapska po nadwyżki „S”. I tu jest pies pogrzebany.

Priorytetem absolutnym Państwa są Budżety, zwłaszcza ten Centralny. Oczywiście, szarak dostaje info, że Rząd interesuje się losem Ludności, Kraju, Gospodarki, Społeczeństwa, Racji rozmaitych – ale przyjmijmy – wiele nie ryzykujemy – że to wszystko jest ściema i w rzeczywistości chodzi rządzącym o to, jaka pulą „dla siebie, poza kontrolą” będą dysponowali, a wszystko inne jest służebne wobec tej swoistej Racji Łupieskiej.

Gdyby jednak w jakiś sposób spowodować, że absolutnym priorytetem stałoby się GODNE MINIMUM ŻYCIOWE człowieka od okresu prenatalnego po „zejście” – dokonałaby się rewolucja gospodarcza. Jej podstawą byłoby założenie, że każdy człowiek przez całe życie KOSZTUJE, zaś Naturalna Żywotność Ekonomiczna (NEV – od skrótu angielskiego) czyni go chętnym do działań na rzecz uzupełniania Społecznej Puli Dobrobytu.

Od tego momentu różnię się ze zdeklarowanymi liberałami, którzy woleliby, aby Państwo wspierało wyłącznie Przedsiębiorczość (nie zawsze rozumianą jako szczerą gotowość do brania na swój rachunek i swoje ryzyko części społecznych potrzeb do zaspokojenia). Otóż liberałowie mają – nie wiadomo skąd – przekonanie, że jeśli ludziom zapewni się minimum – to wielu na tym poprzestanie i będzie próżnować. Mam dla nich w odpowiedzi tylko jedno słowo: bezrobocie. Słowo to oznacza niechciany, szkodliwy społecznie przymus nie-pracowania, a jego powodem są „liberalne monopole” (to jest pojęcie wewnętrznie sprzeczne, bo i cały liberalizm jest utopią).

Człowiek współczesny ma listę potrzeb, bez zaspokojenia których będzie się „kurczył”, degenerował: jedzenie, odzież, schronienie, edukacja i art, współbycie wspólnotowe, rekreacja, ochrona zdrowia (profilaktyka i interwencja). Nie jest aż tak trudne ani wyliczenie kosztów minimalnego utrzymania GMŻ, ani zawarcie – rewolwerowe, powtarzalne co kilka lat – umowy o restytucji społecznej, czyli obowiązku oddania w dwójnasób tego, co się otrzymuje (nazwijmy to nawet pańszczyzną wspólnotową, albo stypendium fundowanym).

Kluczowa wydaje się forma (sposób) i wielkość (zdefiniowanie minimum). Jak dotąd, wszelkie realizowane lub koncypowane modele skłaniają się ku przewadze Państwa nad Rodziną i Wspólnotą (samorządem) oraz ku tworzeniu Funduszy wyłączonych spod kontroli społecznej. Skutki – wiadomo…

Koniec końców pojawia się konieczność uzupełnienia rozwiązań systemowo-ustrojowych rozwiązaniami papugującymi działania wspólnotowo-rodzinne (fundacje, zbiórki, orkiestry) – z których większość – to inicjatywy wydrwigroszowe, choć nadęte humanitaryzmem i egzaltacjami.