Szczególna teoria względności politycznej
Notkę tę – przy sobocie – skierowuję do wszystkich, którzy z moich rozważań międzynarodowych (a i krajowych) próbują odczytać, „czyj on jest”, z jakiego plemienia najemniczego. I czasem – olśnieni – odkrywają, że jestem z ruskich, murzynów, komunistów, pedałów, żydów (itd., itp.).
Otóż informuję wszelkiego Czytelnika, że nie mam poglądów politycznych: nie gram i nie wspieram niczego, co się nazywa organizacją, partią, ruchem, ugrupowaniem, a zajmuje się taktykami w stylu „prawe skrzydło na lewe, lewe na środkowe, a środkowe do tyłu”.
Mam natomiast poglądy zaliczane do tych ideowych.
- Jeśli ma błądzić Lud, a do wyboru jest Rząd – wolę Lud, bo to on płaci zawsze za błędy, swoje albo Rządu;
- Jeśli ma rządzić Monopol, a do wyboru jest Tygiel – wolę Tygiel, bo Monopol ma to do siebie, że daj mu palec, to zeżre rękę;
- Jeśli widzę maluczkiego nieudacznika, to nie pocieszam się, że jestem odeń lepszy, tylko zastanawiam się, jak zrobić ustrojowo, by maluczkich nieudaczników nie produkował system, a tych nielicznych przypadkowych – przytulić, pocieszyć, wesprzeć;
- Jeśli widzę głupiego – to staram się mu coś mądrze, na ile wydolę, wedle miar, ale też staram się dociec, czy on zgłupiał na własne życzenie, czy może go ogłupiono;
- Jeśli widzę zamożnego, to zastanawiam się, ile z jego bogactwa pochodzi z pracy własnej, a ile z oskubania pobratymców, i czy odbyło się to na drodze przestępczej, czy może go wsparł ustrój-system;
- Jeśli słyszę „rynek”, to zastanawiam się, czy przypadkiem nie chodzi o Rynek Monopolistów, który zwyczajnych ludzi i zwyczajnych przedsiębiorców co najwyżej konsumuje, choć to oni akurat „powinni” stanowić Rynek, jeśli uwierzyć w definicję tego pojęcia;
- Kiedy słyszę „przestępca", to zastanawiam się, czy to jest degenerat, czy człowiek chory, czy człowiek wrobiony (u nas o to nietrudno), czy człowiek doprowadzony do ostateczności: najczęściej mi wychodzi, że pierwsza możliwość powinna być odrzucona, choć bywają kompletnie zdeprawowane jednostki;
- Jeśli myślę Władza, to zastanawiam się, gdzie owa Władza ma swoją deontologię, utylitarność, charytonikę: jeśli nie widzę – jako dysydent odmawiam tej Władzy wszelkich prerogatyw, choćby była ona (władza) ogromna jak jej organy, służby, urzędy;
- Mam ogólny wstręt do jakiegokolwiek rządu, który nic sobie nie robi ze społecznych patologii, albo udaje że ich nie widzi, a najlepiej to powiedzieć, że ludzie sobie sami winni: bezrobocie, bezdomność, bankructwa, przestępczość rozpaczliwa, przestępczość zorganizowana, rwactwo dojutrkowe, wydrwigroszostwo, awaryjność i niesprawność techniczna i organizacyjna, zabawy wojenne zwane pokojowymi, pozostawianie inwalidów samym sobie, rugowanie nieudaczników na peryferie, dyskryminacje i przywileje, kultura pozycjonowania bez pracy-wkładu do społecznej puli, itd., itp.;
- Mam wstręt do ludzi, którzy z zasad harcerskich szydzą, z religii robią dżihad, swoje sumienie narzucają innym, serdeczność uznają za słabość, współdziałają wyłącznie dla własnych korzyści;
Za każdym jednak razem – co podkreślam wężykiem – ZASTANAWIAM SIĘ, a nie OSĄDZAM. Choć bywa, że po zastanowieniu się wygłaszam – otwarcie, pod własnym nazwiskiem – sądy. Najbardziej bawią mnie ludzie, którzy mówią: ja tam oczywiście rozumiem i kocham ruskich, murzynów, komunistów, pedałów, żydów (itd., itp.), miłością szczerą i niewinną, ale niechże oni nie narzucają się na każdym kroku…!
No, i mam swoich kilka żelaznych zasad:
- Jeśli jesteś w czymś lepszy niż inni – to nie staraj się tego dyskontować, zarobić na tym, ale staraj się, by inni stali się w tej sprawie nie gorsi niż ty;
- Wybacz drugiemu, że nie jest tak doskonały, jakbyś tego od niego oczekiwał: może Natura, Los, Opatrzność, Dobry Bóg – tak go akurat ustawiły, a on niewinien?;
- Zrobię wszystko, by każdy mógł obok mnie głosić niezagrożony swoje poglądy, ale przegonię precz, jeśli te poglądy będzie wszystkim wmawiał siłą jako obowiązujące prawo;
Te trzy zasady sprowadzają się do mądrości życiowej, często głoszonej: jeśli już naprawdę nie wiesz, jak się zachować – to zachowaj się przyzwoicie. Nie twierdzę, że jestem człowiekiem przyzwoitym w każdym wymiarze i na każdym kroku. Ale kiedy zauważam, jaki ze mnie plugawiec i pleśniak – nie wydalam tego w odruchu wyparcia, tylko „przeżywam”. Naprawdę.
I wcale nie wyrzucam sobie, że urodziłem się w 1957 roku, co oznacza, że wychowałem się na Ziemiach Odzyskanych jako potomek PGR-owskich ogrodników repatriowanych z Wileńszczyzny i Lwowszczyzny, że należałem do „reżimowego” ZHP, że zaczynałem dorosłość jako podchorąży (chciałem być „naukowcem w mundurze”), że aktywny byłem w ZSP i równolegle z ZSP, że jestem wykształciuchem, a nie inteligentem (chyba że takim w pierwszym pokoleniu), że Europę i kilka innych miejsc na świecie zaledwie odwiedzałem, a z pasją powracam do podróży po rosyjskiej prowincji i po Azji Centralnej, że (z)robiłem to i tamto, a nie (z)robiłem czegoś innego. W każdym razie mam ograniczone uznanie dla tych, którzy od dziecka walczyli z minionym porządkiem w taki sposób, że nie robili nic.
O, i teraz możecie mnie komentować dalej.