Taki mały też może

2011-04-05 05:42

 

Jestem coraz częściej zapytywany o dwie sprawy: skoro otwarcie, będąc całkiem dorosłym, dążę do zmiany ustroju w Polsce (z zaznaczeniem, że w ramach konstytucyjnych, choć i Konstytucję bym przeredagował chętnie), to czy nie obawiam się, że wreszcie ktoś napuści na mnie „harcerzy”, co to lubią nad ranem wejść do domu razem z drzwiami, nie pukając, a z drugiej strony, że jestem nieco zbyt „mały” na jakieś zamaszyste przedsięwzięcia zbawiające świat.

 

Pytania wzajemnie sobie przeczą, choć oba są dobre. Gdybym nie był mikrej „postury politycznej”, już dawno zainteresowaliby się mną „wielcy”, trzymający na smyczy różne moce państwowe. Gdyby zaś mimo wszystko takiego mikrusa napadnięto nad ranem w kominiarkach – wnet bym urósł.

 

Jest (był) taki plakat PZPR-owski: socrealistyczny trzydziestolatek wskazuje palcem na widza (czyli na Ciebie, Czytelniku) i pyta: „A ty co zrobiłeś dla socjalistycznej ojczyzny?”. Nie mogę tego znaleźć, więc za karę daję link do wikicytatów o Ojczyźnie (większość taka sobie, ale są perełki – TUTAJ).

 

Był taki syn ziemiański, konserwatysta z przekonań, który całą młodość spędził pośród flibustierów lewicy (takich podskakiewiczów, rewolucjonistów kieszonkowych oraz większej miary). Jego konserwatyzm polegał na tym, że chciał, aby ludzkie osobiste, domowe, rodzinne pragnienia zmaterializowały się poprzez zespolony czyn „maluczkich”. Dlatego przyłączył się do harcowników. Po jakimś czasie dotarło do niego, że ich interesuje ruchawka i przygoda oraz mołojecka sława, a nie rzeczywista przebudowa ludzkich losów, więc wycofał się i został profesorem psychologii. Twierdził, że zmiana ustroju możliwa jest wyłącznie poprzez przebudowę ludzkich postaw i przekonań w kierunku najszerzej rozumianego BRATERSTWA. Tak skonstruowana była jego „Respublika kooperatywna”. Oni zaś twierdzili, że trzeba rozwalać, by budować. Był to Edward Abramowski, znany nie wiedzieć czemu jako socjalista.

 

Oczywiście, z zachowaniem miar i proporcji, staram się myśleć i działać podobnie: nie mnie rozwalać to, co zbudowane, ale zawsze pośród gmaszyska ustrojowego mogę znaleźć „błędy konstrukcyjne” (niektóre fundamentalne) i oznakować je notkami internetowymi. Kto zauważy – to dobrze. Większość nie zauważa, ale ja – uwaga, patos! – swój obowiązek wobec Ojczyzny wykonuję.

 

Kropla drąży skałę.

 

Niekiedy z satysfakcją zauważam, że po miesiącu, roku, dziesięcioleciu – inni powtarzają po mnie, a może sami wpadli na coś podobnego. Znaczy: nie jestem sam.

 

Bo, oczywiście, można podejść z bejsbolem do Premiera, chwycić za kark, rąbnąć parę razy jego nochalem o stół i zmusić do podpisania paru ustaw (to nawet nie byłoby takie trudne) – ale ważniejsze jest, by któryś z Premierów na koniec rozumiał, o co naprawdę chodzi w tej zabawie w rządzenie i bez radykalnych środków robił to, co do niego należy.

 

Kiedy popiskuję sam – żaden Premier nie zwróci uwagi.

 

No, to popiskujmy razem. Byle częstotliwość pisku była nie do wytrzymania dla NICH, wtedy może coś zrobią.

 

 

 

 

Kontakty

Publications

mały też może

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz