Tematy interesujące i inspirujące

2011-08-16 14:16

 

O takie zapytano na jednym z mejlowisk. Pytający jest dziennikarzem lokalnym działającym w Kotlinie Kłodzkiej.

 

Na jego „zapytas” odpowiedział Ślązak (a może Zagłębiak, bo z Sosnowca), żonaty z Polką z Zaolzia, pasjonat wszystkiego co czeskie.

 

Poniżej: dosłowny cytat z tego, co pasjonat napisał na mejlowisku.

 

Dla mnie ich kopalnią (a trochę Czechami w miniaturze), jest wioska Doubice, blisko Polski, choć już na czesko-niemieckim pograniczu, w Czesko-Saksońskiej Szwajcarii. Szczególnie w ostatniej dekadzie XX wieku często ją odwiedzałem.

 

Więcej na https://www.doubice.cz/ - stronę założył mój polski szwagier z Zaolzia, dziś tam więcej mieszkający niż w Pradze.

 

Mały kalejdoskop:

 

  • - wioska maleńka, oczywiście zadbana, i rolników niemal nie ma. Większość mieszkańców ma w miastach drugie domy, często się tu przenoszą na emeryturze. Niesamowicie zintegrowana - gdy szwagier chciał kupić pustą i zaniedbaną leśniczówkę, było zebranie mieszkańców, oceniających czy się nadaje. Na szczęście miał znajomych, pamiętających jak wcześniej pracując CSAV (ichniej akademii nauk) w sąsiedniej miejscowości organizował dla dzieci kolonie, np. piłując złom miedziany, by dzięki opiłkom robić konkursy w wypłukiwaniu ze strumienia "złota",
  • - kilka knajpek i hotelików. Moja ulubiona była prowadzona przez mieszane małżeństwo - on Czech, ona Polka. Szwagier otworzył mi tak kredyt, bo tubylcy rzadko tam płacą gotówką - z obiadów, kolacji, piwa itd. rozliczają się dla wygody obu stron raz na tydzień. Kuchnia rewelacyjna i tam polubiłem
  • ciemne piwo Velvet. Kiedyś wysłałem do Doubicy na wypoczynek przyjaciela z Warszawy wraz z jego żoną, wrócił oczywiście zachwycony, także gdy idąc na obiad minął się w drzwiach z Havlem już po obiedzie, w czasach gdy ten był prezydentem i zajrzał tylko z kierowcą, nie zaś kolumną samochodów i stadem ochrony (choć niedaleko na wszelki wypadek czekała karetka),
  • - zaglądając do miejscowego hotelu nadziałem się na ówczesnego premiera Klausa, tam robiącego zjazd swojej partii. Z synem w niedzielę poszedłem po chleb i lody - do hotelu było boczne wejście, sklepik czynny od rana do nocy 7 dni w tygodniu. Wybraliśmy i spakowaliśmy zakupy, potem nacisnąłem dzwonek na ladzie. Po chwili przyszedł mnie skasować barman, większość dnia za
  • ścianą w barze serwujący "czopowane" czyli kuflowe piwo. Zdziwiony spojrzał na mnie, gdy pytałem czy ludzie nie kradną, gdy nikogo z obsługi nie ma,
  • - dziwni ludzie tam żyją. Rano z okna leśniczówki zobaczyłem faceta, co nieoznaczonym kombiakiem przyjechał na będący obok końcowy przystanek linii autobusowej, wyjął z kosza pełny worek śmieci i założył nowy. Ja z Warszawy znałem śmietnikowych nurków, ale szwagier mi wyjaśnił, że był przetarg na sprzątanie koszy w wiosce, w którym startowały dwie profesjonalne firmy z sąsiednich miast powiatowych, ale wygrał miejscowy hydraulik, wyjaśniający iż daje najbardziej korzystne warunki, bo i tak parę razy w różnych kierunkach przez wioskę jeździ, więc chętnie przy okazji dorobi. Wioska
  • zrobiła się jeszcze czyściejsza, bo przecież sąsiadowi nie wypadało świnić śmiecąc na ulicach. W tym czasie mieszkałem w wiosce podwarszawskiej, gdzie też był przystanek PKS i kosz. Gdy się wypełnił, śmieci wyrzucano do rowu obok, bodaj starą pralkę nawet tam widziałem. Posprzątano gdy już się
  • wyprowadziłem, przy okazji przebudowy skrzyżowania i przystanku...
  • - oni tam nie przejmując się że już jest lepszy ustrój, dalej czyny społeczne organizują, pobudowali boiska, korty tenisowe, dbają o zarybianie wspólnego stawu i stan pomostów, łódek,
  • - nie było pomysłów by zlikwidować deficytowy urząd pocztowy. Czynny jest co drugi dzień przez dwie godziny, bo jeden listonosz ma jeden etat bodaj na 6 czy 8 takich małych urzędów,
  • - gdy zmarł bezpotomnie jeden z ostatnich rolników a jego gospodarstwo gmina przejęła, po kilku wieczorach przy piwie postanowiono tam zrobić klub jeździecki. Szwagier na początek kupił pół konia, do spółki z kolegą, facet który z Pragi na weekendy przylatywał swoją awionetką bodaj trzy konie.
  • Właściciele mieli obowiązek przepracować określoną ilość godzin w stajni i na parcourze, ale mogli też posłużyć się zastępstwem. Konfliktów specjalnie nie było, bo niektórzy mieszkańcy nie mający koni korzystali z jazd albo za niewygórowaną opłatą, albo odpracowując swoje godziny (mnie też do roboty pędzono),
  • - regularnie mieszkańcy organizują dla siebie i przyjaciół festyny - koński, tenisowy, piłkarski, rybacki...
  • - po wojnie wysiedlono Niemców sudeckich, po których wioskach zostały tylko fundamenty i zdziczałe sady a cały pas przygraniczny był niezamieszkały i strzeżony. Nie wdając się w dysputy historyczno-polityczne korzystałem z tego. Nigdzie w Polsce nie widziałem tak czystych lasów - tam, gdzie był mech, na bosaka chodziłem, zrywając jagody większe od paznokcie kciuka. Raz tylko z synem poszedłem na grzyby, po paru godzinach z trudem przydźwigaliśmy w wielkich koszach ponad pół kwintala i jak około 5 po południu zacząłem je czyścić, to skończyłem o godzinie dziewiątej - rano,
  • - wspomniana Gospoda jest w zabytkowym budynku, w kilku podobnych ludzie dalej mieszkają - specyficzna architektura wzdłuż sudeckiego pogranicza Czech z Niemcami i Polską (u nas też kilka takich odnowiono i adoptowano). Jakby sklejone dwa budynki, jeden drewniany, drugi murowany. Podobno efekt osadnictwa sprzed 2-4 wieków osób z bardziej nowoczesnych, zachodnich części
  • Europy, dobudowujących nowe domy do starych chałup. Jedni robili w ten sposób część letnią i zimową, inni - częściej - mieszkalną i gospodarczą. Chyba około dwustu w trzech krajach przetrwało,
  • - długo przed wejściem Czech (i Polski) do UE moje dzieci pluskały się w granicznej rzece, licząc ile raz w ciągu godziny będą w Czechach, ile razy w Niemczech. Dalej rzeka płynie ciasnym wąwozem, więc z innymi turystami wsiedliśmy na łodzie wycieczkowe,
  • - Doubice wydają swoje pocztówki, w tym z pejzażami wioski i okolic jednego z bardziej znanych czeskich malarzy sprzed ponad wieku, tam ciągle wracającego.

 

*             *             *

Tyle Mirek Czerny.

 

A przytoczyłem jego słowa, bo mnie się jakoś wszystko kojarzy z obywatelstwem, demokracją, samorządnością…

Kontakty

Publications

Tematy interesujące i inspirujące

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz